41. Więzy i kontakty

673 55 52
                                    

____________________
This is our time now, we are livin up to the world
And this dance is on fire, everyone lose control

C'mon and rock it with me
Let's do it right, let it out
____________________

Po raz kolejny Gwendolyn obróciła się na ogromnym łóżku, znajdując koło siebie tylko pustkę. Westchnęła rozczarowana. Od ataku na Hogsmeade minął ponad tydzień, podczas którego przez życie ślizgonki zdążyły przetoczyć się święta, podczas których Parks zdecydowała się zostać w domu Regulusa. Liczyła, że w ten sposób uda jej się spędzić więcej czasu z Blackiem, choć widocznie myliła się. Jeszcze ani razu nie miała okazji obudzić się u jego boku.

Zbliżał się Nowy rok, a co za tym idzie urodziny brunetki. Jednak w tym roku nie czuła potrzeby organizowania przyjęć i zabawy przez całą noc. W ogóle nie miała ochoty na ich świętowanie, jakby świadomość, że wszystko to, co dzieje się po siedemnastych urodzinach, było jedynie dorosłością odstraszała ją na dobre.

Przeciągnęła się, poprawiając kołdrę. Była biała, zupełnie taka, jak w Skrzydle Szpitalnym, do którego trafiła. Nie chciała wracać wspomnieniami do tej sytuacji, ale miała wrażenie, że nie ważne, o czym pomyśli i tak przypominać jej to będzie ten dzień. Spała w pokoju Regulusa, który zachował się w takim stanie, jakim zostawił go chłopak po opuszczeniu szkoły. Dużo elementów świadczących o przynależności do Slytherinu i ani jednej rzeczy mówiącej o domowniku. Ubrania i kosmetyki Gwen mieściły się w jej pokoju piętro wyżej, z którego tak naprawdę nie korzystała. Był dość niewielkich rozmiarów, a przez życie w komnatach o monstrualnych wymiarach dostawała w nim klaustrofobii. Służył jej zatem jako garderoba.

To właśnie tam w pierwszej kolejności udała się, by zmienić lazurową koszule nocną na coś bardziej codziennego. Ograniczony dostęp do ubrań był jedyną rzeczą, za którą tak naprawdę tęskniła, decydując się nie wracać do domu. Dostała dwa listy od ojca, w których ten przekonywał ją, by zachowywała się, jak na Parksa przystało i wróciła do swoich. Eleonora próbowała nieco łagodniej, lecz nawet słowa matki nie mogły sprowadzić jej do miejsca, w którym czuła się jak w klatce.

— Dzień dobry! — szybko pokonała kondygnacje budynku, po drodze kontrolnie zaglądając do salonu, w którym zwyczaj miała przesiadywać Walburga.

— Stworku, przygotuj Gwen śniadanie — ślizgonka zatrzymała się w połowie drogi, gdy znajomy głos dobiegł z gabinetu pani Black. Najwyraźniej kobieta miała dużo pracy, gdyż zazwyczaj rzadko można było ją znaleźć w tym pokoju, tym bardziej z samego rana.

Parks wygładziła materiał kremowej sukienki, którą tego dnia postanowiła na siebie włożyć. Szpilki w takim samym odcieniu lekko zapadały się w dywanach pokrywających każdy skrawek podłogi, lecz zdążyła się do tego przyzwyczaić.

Chwilę późnej usłyszała cichy dźwięk teleportacji, by zobaczyć zawołanego skrzata, który na jej widok skłonił się lekko.

— Stworek z wielką chęcią przygotuję dla panienki śniadanie — ruszył do kuchni. Gwen zajęła miejsce przy stole, na poczekaniu oglądając świeżo pomalowane paznokcie.

— Wróciłem!

Znajomy głos Regulusa sprowadził na jej twarz cień uśmiechu. Odkąd mogła spotykać swojego chłopaka codziennie, miała wrażenie, że jej życie jest łatwiejsze. Pierwszego dnia dowiedziała się, że rzeczywiście, Black pojawił się w Hogsemade i tylko dzięki jego ostrzeżeniom zdążyła ujść z życiem. Potem nie zdążyli się sobą nacieszyć, gdyż, niestety życie chłopaka w głównej mierze składało się ze służby.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz