_____________________
I wake up with the black night Everybody come in, whose turn now? I am unpredictable, insane guerrilla. Bow in praise until your voice explodes.
_____________________— Shaile, czy ty przypadkiem nie miałaś mieć jednego dziecka? — spytała Gwen, wchodząc do pokoju, w którym leżała jej przyjaciółka. Na dźwięk jej głosu, Harlow uniosła się nieco, szczerząc się, jak nigdy wcześniej.
— Cóż... Powiedzmy, że ja również miałam niespodziankę — stwierdziła, odwracając głowę w kierunku kołysek. Gwendolyn nie czekając na zachętę, sama również do nich podeszła, nie mogąc oderwać wzroku od dzieci. Jeszcze nie dawno to jej Chanel dopiero co się urodziła, a ona nocowała w szpitalu, gdzie całymi dniami poznawała życie z dotychczas najmłodszą Black.
— Nie masz wrażenia, że patrzysz na niego? — spytała, sama dostrzegając wiele podobieństw między ojcem dzieci, a nimi. Nie dziwiło to ją jednak, już raz zdążyła przekonać się, że krew jej nowej rodziny jest w stanie przebić wszystko.
— Ja tam widzę tylko moją être cher — pani Harlow zbliżyła się do nich, kładąc wnuczce dłoń na ramieniu. Parks pierwszy raz widziała ją szczerze uśmiechniętą.
— Tak więc oficjalnie przestawiam ci Theodorine Daphne Black — powiedziała, brzmiąc bardziej francusko, niż przez całe swoje życie, przez co Gwen początkowo zacisnęła usta, po chwili nie wytrzymując i wybuchając śmiechem. Nie wyobrażała sobie zwracać się do małej dziewczynki w taki sposób, nie była nawet pewna, czy umiała dobrze wymówić jej imię. Była jednak ona niewątpliwie podobna do Shaile, tak, jak twierdziła pani Harlow. — Oraz Zoelle Shaile Black.
Jej druga córka mimo, że była bliźniaczką swojej siostry, znacząco się od niej różniła, choć na pierwszy rzut oka miały takie same twarze.
— Zostanę przy Thei i Zoe — stwierdziła brunetka, delikatnie dotykając rączki jednej z nich. Następnie spojrzała na swoją przyjaciółkę, która mimo entuzjazmu ledwie pozostawała przytomna. — Jak się czujesz?
Zgarnęła włosy z twarzy i poprawiła sobie poduszkę. W międzyczasie do sali zajrzała czarownica będąca pielęgniarką. Nie wygadała na zachwyconą dodatkową osobą, jednak cichy komentarz w innym języku był dla Gwen równoznaczny z żadnym. Dopiero wtedy zauważyła, że dziewczyna, która przyprowadziła ją do szpitala, zdążyła zniknąć.
— Jestem zmęczona, ale z drugiej strony nie chce zasypiać, bo boję się, że coś mnie ominie — przyznała, zagryzając wargę, jak miała w zwyczaju. Parks usiadła na krześle przy jej łóżku, kładąc obok siebie torebkę.
— Wiem, jak to jest. Sama, gdy obudziłam się, na początku myślałam, że stało się coś strasznego, a potem, gdy przez cały czas byłam nieprzytomna, nie chciałam nawet myśleć o kolejnym spaniu. Ale uwierz mi, przyda ci się.
— Kto by pomyślał, że Gwendolyn Parks będzie dawała mi rady w kwestii dzieci — Harlow zaśmiała się, psując powagę sytuacji, przez co niezadowolona druga ślizgonka złożyła ręce, prychając pod nosem.
— Poza tym daj im trochę czasu, a obudzą cię na jedzenie i będziesz marzyć o spaniu — dodała. — Przepraszam, że przyjechałam tak późno. Powinnam być przy tobie, a gdy dotarłam...
— Gigi, jest dobrze. Sama zdecydowałam się na wyjazd do innego kraju, więc dziękuję ci, że w ogóle zechciałaś przybyć zaraz po otrzymaniu listu. Przecież mogłaś mieć ważniejsze rzeczy na głowie, niż dezertująca znajoma.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...