48. Potwór

562 54 32
                                    

________________________
But they're the only friends that I have
I know I don't know you
But I'd like to skip the small talk and romance, girl
That's all I have to say so, baby, can we dance?
_______________________

Ogromny ból głowy był pierwszą rzeczą, jaką Gwen poczuła po przebudzeniu się. Nie uniosła się z poduszki, nawet nie otworzyła oczu, przez chwilę zastanawiając się, co się dzieje i gdzie jest. Miała wrażenie, że jej czaszka dosłownie eksploduje. Nieprzytomnie przetarła dłonią oczy, uświadamiając sobie, że pozostał na niej ślad tuszu do rzęs i cieni, którymi dzień wcześniej ozdobiła powieki.

Dlaczego ich nie zmyła? Przecież pod tym względem zawsze była perfekcjonistką, nie znosiła spania z pomalowaną twarzą i brudną skórą. Poza tym nie wiedziała, skąd wziął się ten okropny ból głowy, który uniemożliwił jej myślenie. Święta. Kolacja z Regulusem i jego rodzicami. Rozejrzała się, zauważając, że znajduje się w pokoju chłopaka, choć jego samego nie było. Przywykła do budzenia się w tym pomieszeniu, a nie drugim, w którym znajdowały się jej rzeczy, lecz tym razem miała wrażenie, że nie pamięta, jak się tu dostała.

Kolacja z Black'ami, wyjście z domu w odwiedziny do rodziców i... Wtedy do niej dotarło. Poczuła, że ponownie traci całe powietrze, jakby przez chwile nie była wstanie oddychać. Opadła z powrotem na poduszki, przyciskając pięść do klatki piersiowej, gdzie znajdowało się jej serce. Okropnie bolało, lecz było niczym w porównaniu ze świadomością, że jej matka nie żyje. Jedyna, najlepsza, jaką mogła mieć. Eleonora Parks została brutalnie zamordowana przez swojego męża, zanim zdążyła pożegnać się z bliskimi.

Załkała w poduszkę, mając wrażenie, że momentalnie do jej głowy napłynęła masa wspomnień. Piąte urodziny w ogrodzie, pierwszy rok i zakupy w towarzyskie mamy, gdyż Stuard był wtedy w pracy, gdy rzuciła się na nią pękając z dumy po odebraniu świadectwa zakończenia szkoły. Nie raz Gwen myślała o Eleonorze, jako o typowej arystokratce, której życie zostało ułożone od samego początku, a ona została stworzona tylko do dumnego prezentowania rodu Parksów. Rzadko kiedy spotykały się w domu, czy rozmawiały, jak normalna rodzina. Jednak teraz, gdy było za późno, uświadomiła sobie, że jej matka była wspaniałą kobietą. Potrafiła zaprezentować się i mimo, że nie raz przypominała inne rodzicielki uczniów Slytherinu, potrafiła  udowodnić, jak bardzo zależy jej na jedynym dziecku.

Zapłakała jeszcze mocniej.

— Kochanie? — drzwi zaskrzypiały. Regulus spojrzał na nią z bólem, jakby każda kolejna łza działała również na niego. Był w piżamie, choć zazwyczaj o tej porze nie było już go w domu. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku, obejmując dziewczynę, która niemal od razu przylgnęła do niego. Zaczął ją głaskać po plecach czekając, aż nieco się uspokoi. — Będzie dobrze. Wiem, że w tej chwili nie myślisz o zemście, ale zajmę się twoim ojcem.

— To nie mój ojciec — wydusiła z siebie między falami łez. Spojrzała nie niego, zdając sobie sprawę, że musi wyglądać okropnie. Jak mokra, opuchnięta panda. — To potwór.

Pokiwał głową, nie przestając pocierać jej pleców, gdy zauważył, że w ten sposób się uspokaja. W tamtej chwili brunetka dziękowała niebiosą, stwórcą i Merlinowi za to, że ma przy sobie taką osobę.

— To prawda, ale w tej chwili o tym nie myśl. Nie warto — zgodził się. — Może chcesz coś zjeść? Od wczorajszej kolacji niczego nie jadłaś, w ogóle są święta. Kochanie, prezenty czekają na dole.

Gwendolyn uniosła brwi, kiwając głową. Nie miała ochoty na nic, poza tym spotkanie z rodzicami Regulusa tylko by pogorszyło sprawę. Dalej była Gwen – co prawda nienawidząc swojego nazwiska, oraz z widoczną rozpaczą na twarzy – nie chciała współczucia innych ludzi. Nawet, jeśli było szczere. Poza tym pozostałe słowa Blacka nieco ją dotknęły. W takich momentach nie potrafiła zapomnieć, że jest od niej młodszy o prawie dwa lata i w wielu sprawach nie umie jej zrozumieć i postawiać się w tej samej sytuacji. Był przy niej, lecz wzmianka o świętach i prezentach była kolejną szpilą wymierzoną w jej plecy.

Siedzieli tak kilka kolejnych godzin, aż w końcu dziewczynie udało się namówić Rega na pozostawienie jej i zajęcie się obowiązkami, które go wzywały. Niechętnie przebrał się w zwyczajne ubrania, a następnie zszedł na dół, gdzie w pełnej napięcia ciszy siedzieli jego rodzice. Minął ich, od razu wchodząc do kuchni, gdzie czekało na niego przygotowane przez Stworka późne śniadanie. Podziękował za nie, skupiając się jednak na tym, co miał zrobić. Zgarnął z sąsiedniego pomieszczenia pergamin, pióro oraz atrament i powoli sącząc kawę zabrał się za pisanie listu, za który prawdopodobnie jego własna dziewczyna go zabije. Czuł jednak, że pomoże jej on po stracie matki. Przynajmniej na to liczył, dobrze pamiętając to, co działo się w szkole.

Nie wiedząc, gdzie go zaadresować, postanowił wybrać dom, w którym prawdopodobnie znajdował się odbiorca. Najwyżej będzie próbował do skutku.

Zbyt zajęty wszystkim, co wiązało się z Gwen, dopiero po czasie poczuł palące pieczenie przedramienia, gdzie znajdował się jego Mroczny Znak. Był to jednoznaczny sygnał, że sam Czarny Pan go wzywa, a on zamiast od razu zareagować, wcale tego nie zauważył. Schował list do kieszeni spodni, a następnie dotknął palącego miejsca, które niemal odrywało się od jego skóry, jakby stworzenie chciało odpełzać.

Chwilę później stał w ciemnej jadalni domu Malfoy'ów, gdzie niemal za każdym razem odbywały się spotkania Śmierciożerców.

— Regulusie, wreszcie jesteś — usłyszał głos, który wielu czarodziejom mroził krew w żyłach. On jednak zdążył już przywyknąć do Voldemorta, co oczywiście nie znaczyło, że przestał mu okazywać szacunek. Po prostu nie nabierał się na wszystko, co robił, by zmienić swój wizerunek.

— Przepraszam za spóźnienie. Problemy rodzinne — wymamrotał pod nosem, zajmując swoje miejsce koło ojca, matki oraz reszty rodziny Blacków, która również maczała palce w czarnej magii. Zauważył, że zjawił się ostatni, co w jego przypadku wydarzyło się po raz pierwszy.

— Rodzinne? Przecież Walburga i Orion już dawno przybyli — stwierdził Czarny Pan, zakrzywionym paznokciem wskazując jego rodziców. Czuł ciężar spojrzeń wszystkich osób w pomieszczeniu. Nikt jednak nie śmiał się odezwać bez zgody Czarnoksiężnika, dlatego więc mimo, że prowadził bezpośrednią konwersację, miał wrażenie, że rozmawia z dziesiątkami osób.

— Ojciec mojej dziewczyny zabił jej matkę — powiedział bez cienia zawahania. W odpowiedzi szepty zabrzmiały w całym pokoju, gdy wszyscy po kolei przekazywali sobie tą informację i dochodzili do tego, o kogo chodzi. Nie było z tym problemu, Stuard Parks, jak i sama jego córka byli dobrze znani innym, wysoko postawionym rodzinom.

— Zdażają się różne rzeczy. Nie powinieneś jednak spóźniać się, gdy ciebie wzywam. Nawet z tego powodu — podniósł głos, a w ogromnej sali momentalnie zrobiło się cicho. Dzięki przestrzeni i wysokim sufitom jego głos odbijał się jeszcze kilka razy, zanim na dobre ucichł.

— Tak, panie — odpowiedział cicho Black, choć wcale nie czuł skruchy. Mimo, że Czarny Pan stanowił ważną część jego życia, nie wyobrażał sobie pozostawienia Gwendolyn samej, gdy wszystko zaczynało do niej docierać. Że poza nim nie ma już nikogo. Przez resztę zebrania więcej się nie wychylał, zajęty był własnymi myślami i planem, który szykował. Nie rzucał słów na wiatr, naprawdę zamierzał odpłacić się cierpieniem za cierpienie Stuardowi Parksowi, lecz zamierzał zrobi to tak, by nikt poza nim nie wiedział, do czego doszło. By nie sprawić więcej bólu jego Gwen.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz