______________________
This is where we come alive
Out of the shadows
And into the light
Bringing the unknown
This is where we come alive
______________________Ostatnie miesiące w Hogwarcie Gwendolyn spędziła ze swoimi przyjaciółmi. Wymykali się z zamku do lasu i przesiadywali na polanie, aż niebo stawało się pomarańczowe, pili kawę i kremowe piwo w Hogsmeade i czasem, gdy Kastanie udało się ich przekonać, powtarzali do egzaminów. Miała wrażenie, że te beztroskie momenty już nigdy nie wrócą. Nie zobaczy znajomych w takim samym składzie i nie będzie wolna od problemów, jeżeli można tak nazwać ojca i chłopaka.
Gdy słońce znajdowało się wysoko na niebie, a jego majowe promienie grzewały całą łąkę przed zamkiem, postanowiła, że powtórzą chwilę, którą dobrze zapamiętała jeszcze, gdy w Hogwarcie znajdował się Regulus.
Stojąc przed lustrem ubrana w dopasowaną, czerwoną sukienkę w białe kropki przyglądała się swojemu odbiciu, co chwilę poprawiając wsunięte we włosy okulary, które miały ochronić jej oczy przed słońcem, gdy znajdzie się na dworze. Mimo, że białe baleriny były idealnie czyste, a szminka miała identyczny odcień, co jej kreacja, jej twarz zdobił grymas niezadowolenia. Wiele dziewczyn oddało by wszystko, by móc tak wyglądać w wyjątkowej sytuacji, a ona, prezentując się tak codziennie uważała, że coś zdecydowanie było nie tak.
— Gwen?
W odbiciu ponad swoim ramieniem zauważyła Riley, która z niecierpliwością kręciła się na swoim łóżku. Zignorowała ją równie łatwo, co zazwyczaj.
Może to kropki nie były w jej stylu, przez co mimowolnie czuła wewnętrzną niechęć? Wiedziała, że Regulus umiałby jej doradzić, nawet... Shalie. Blondynka zawsze dobrze oceniała jej stylizacje i odradzała, gdy coś rzeczywiście do niej nie pasowało. Ale Harlow zdradziła ją, pozostawiła dla głupiego gryfona i nic nie mogło tego zmienić.
— Proszę cię, chodźmy już — jęknęła Florence, kładąc się na seledynowej pościeli, która ładnie kontrastowała z jej kremową sukienką.
— Myślisz, że powinnam pomalować się inaczej? — spytała ze śmiertelną powagą Parks, wreszcie odrywając się od lustra.
— Nie, błagam! Nie zaczynaj od nowa! Wyglądasz wspaniale, zresztą jak zawsze, a teraz chodźmy — ślizgonka zacisnęła zęby, zmuszając się do uśmiechu, który już na pierwszy rzut oka nie był szczery.
— Nie mogę źle wyglądać...
— Już Ci mówiłam, że jest okej — blondynka wstała i pociągnęła za rękę Gwen, kierując ją ku otwartym drzwiom. Brunetka wyrwała się z jej uścisku, posyłając jej spojrzenie ciskające piorunami.
— Nie pozwalaj sobie.
Następnie wyprzedziła oniemiałą dziewczynę i wyszła z salonu ślizgonów, nim ta zdołała wydusić z siebie jakie kolwiek słowa. Idąc przez Błonia czuła na sobie wiele par spojrzeń, które uparcie ignorowała. Owszem, schlebiały jej, lecz już nie raz dała wyraźnie znać, że nie interesują ją propozycje innych chłopaków. Naciągnęła na noc ciemne okulary i spojrzała na obrzeża polany. Tuż przy granicy z Zakazanym Lasem stało tylko jedno drzewo, pod którym już zdążyli się rozsiąść jej znajomi.
— Dlaczego Riley za tobą biegnie? — spytała na powitanie Kass, unosząc wzrok znad książki, którą czytała opierając się o swojego chłopaka. Gwen odwróciła się, przez chwilę mogąc podziwiać zdyszaną Florence. Wzruszyła ramionami.
— Chyba zapomniała czegoś z dormitorium.
Przyjrzała się z bliska czerwonemu kocu, który rozłożono na trawie, a następnie usiadła na nim, od razu kryjąc się w cieniu. Opalanie nie było dla niej. Niemal od razu zauważyła, że skład osób się zmienił. Poprzednio miała okazję przebywać jeszcze z Regulusem i wraz z Shaile podziwiać, jak Riley bezskutecznie do niego zarywa. Była również Ann, z którą ostatnio Gwen mniej rozmawiała, lecz była niemal pewna, że puchonka nadal uważa ją za swoją znajomą. Po wszystkich wspólnie przeżytych problemach byłoby dziwnie, gdyby po pierwszej przerwie utraciły wszystko.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...