_______________________
What do you mean?
I'm sorry by the way
Never coming back down
Can't you see?
_____________________Ogród o tej porze roku był chyba najpiękniejszą rzeczą, jaką Gwendolyn widziała w swoim życiu, a należała do osób, które wprost nienawidziły kwiatów. Jedną ręką trzymając się Regulusa zamknęła szklane tarasowe drzwi, w ten sposób odcinając się od rozmów i zgiełku, który panował w domu. Nagle wszystko ucichło, jakby znów byli sami. Regulus i Gwen. Uważając, by nie poślizgnąć się na płytkach, ślizgonka pokonała cały taras i stanęła na równym chodniku. Rozejrzała się, czując, jakby uchodzi z niej powietrze.
Jeszcze dobrze nie wkroczyła do ogrodu i roślinnego labiryntu, a już nie mogła oderwać wzroku od masy kolorów, która nagle ją otoczyła. Dziesiątki pączków w najróżniejszych barwach dosłownie rozkwitała w jej oczach, czyniąc ogród jeszcze piękniejszym. Przytrzymała się Blacka mocniej, rozglądając się na wszystkie strony, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
— Pięknie, prawda? — spytał, prowadząc ją ku wejściu do kręcących się krzewów, które nagle zaczęły ich otaczać z każdej możliwej strony.
— Nigdy nie widziałam czegoś takiego — przyznała, unosząc bladą twarz w stronę nieba i słońca, które na początku wiosny nie grzało jeszcze tak, by zmienić barwę jej skóry. Zmarszczyła nos, szybko się reflektując. — Chwila... To twoje urodziny, to ty powinieneś się zachwycać prezentami, a moim zadaniem jest sprawianie ci niespodzianek!
— Gwenny, nie ważne, jaki jest dzień. Będę obsypywał cię prezentami, gdy tylko zapragnę — zaśmiał się na widok jej teatralnie naburmuszonej miny. Przez chwilę udawała, że jest na niego głęboko obrażona; odsunęła się, założyła ręce na piersi i maszerowała na wysokich butach z dumnie uniesioną głową, lecz już po chwili również nie wytrzymała i zaczęła się śmiać.
— Gdzie idziemy? — spytała z ciekawości. Regulus posłał jej przeciągłe spojrzenie, a następnie uśmiechnął się.
— Nie wiem, zobaczymy — odpowiedział jej. — Pamiętasz ten dzień, gdy pierwszy raz zabrałem cię na polanę w Hogwarcie? Wtedy też nie wiedziałem, gdzie idziemy.
Gwen rzeczywiście pamiętała. Przez cały dzień nie wychodziła z dormitorium, a gdy wreszcie zapadła noc wymknęła się razem z Blackiem na świeże powietrze. Było ciepło, a całe niebo zdobiły małe, świecące gwiazdy i okrągły księżyc. Wraz z wkroczeniem do Zakazanego Lasu, gdzie nikt nigdy nie był do końca bezpieczny przestała martwić się o to, że zostaną przyłapani. Parks nie czuła żadnej obawy by dociekać, dlaczego chłopak wybrał właśnie to miejsce na nocny spacer. Pozwoliła mu prowadzić się przez wąskie ścieżki, które nie różniły się niczym od siebie, aż w końcu stanęli na polanie, gdzie konstelacje i księżyc w pełni były najlepiej widoczne. I mimo, że pod jednym z drzew leżał przygotowany koc okazało się, że wszystko to było przypadkiem, szczęściem ich losów.
Skręcili w kolejną alejkę, aż w końcu znaleźli się w samym środku roślin. Stała tam ławka, a dzięki krzewom rosnącym trochę wyżej, niż kończyły się czubki ich głów, nikt nie był w stanie ich znaleźć. Sama Gwen poza niebem i bladymi promieniami słońca niewiele widziała.
— Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? — spytała nagle ślizgonka, jakby powrót wspomnieniami do jednej sytuacji wywołał w niej nostalgię. Zmarszczyła lekko brwi, jakby w taki sposób starała sobie przypomnieć każdy detal tego dnia. — Siedziałam na eliksirach i Shaile robiła za mnie pracę i wtedy weszłeś do klasy.
— Właśnie, co z Shaile? — spytał, zmieniając temat. Usiedli naprzeciw siebie, słysząc stłumione głosy Val, Wlata i reszty gości.
— Ostatnio odwiedziła mnie. Uparła się, że musimy porozmawiać i... — zaczęła, jednak dopiero po chwili dotarło do niej, dlaczego Regulus pytał konkretnie o to. Poza tym skąd niby miał wiedzieć, że Harlow ją odwiedziła, skoro wcale mu o tym nie wspominała. — To twoja sprawka, prawda? Nakłoniłeś ją aby przyszła i zmusiła mnie do rozmowy gdy nie byłam sobą!
Spiął się lekko, jakby po czasie dotarło do niego, że wcale nie był to taki dobry pomysł, jak początkowo zakładał. Niezręcznie podrapał się po głowie.
— Nie mogłem patrzeć na to, jak całe dnie siedzisz w domu i jesteś taka... Bez życia. Tylko ona była w stanie znów sprowadzić Gwen, której wszyscy potrzebują.
— To w sumie słodkie — przyznała, wprawiając Blacka w jeszcze większe zakłopotanie.
Potem wrócili do kolejnych wspomnień. Kolacji, podczas której ich rodziny zaczęły planować ich rodzinę i życie, święta, podczas których Reg znalazł się rano w ogrodzie dziewczyny pod oknem sypialni jej rodziców i pierwszy wypad na wspólne wakacje do Włoszech, gdzie Gwendolyn uparcie żyła w przekonaniu, że Śmierciożerca daje flirtować ze sobą pewnym Włoszkom, choć on osobiście utrzymywał, że wcale tak nie było.
— To niesamowite — podsumowała wszystko brunetka, wypuszczając całe powietrze z płuc. Miała wrażenie, że dzięki wyrzucieniu z siebie każdego niedomówienia, czuje się lekka jak piórko. — Jesteśmy ze sobą już tyle czasu... Zawsze myślałam, że nigdy nie znajdę kogoś dla siebie, szczególnie, że na czwartym i w połowie piątego roku miałam masę chłopaków.
— A potem przyszłem na twoje eliksiry i zmieniłem twoje życie — dodał.
Odpowiedziała mu uśmiechem, jaki już dawno nie rozświetlił jej twarzy. Przez kolejne minuty przypominali sobie nawzajem o wspólnych sytuacjach, które kształtowały ich związek i zaprowadziły ich do momentu, w którym się znaleźli. Tyle sytuacji i chwil, które dzielili ze sobą, bez których żadne z nich nie byłoby tym, kim jest.
— Wiesz skarbie? — zaczął Regulus, na co Gwen uniosła brew, raczej nie przyzwyczajona do tego, żeby chłopak tak jak ją nazywał. — To były najlepsze urodziny w moim życiu — stwierdził z przekonaniem. Odpowiedziała mu pocałunkiem prosto w usta, jednak gdy ślizgonka zamierzała przysunąć się bliżej Blacka, też niespodziewanie wypuścił jej dłoń ze swojej i nieco się odsunął.
— Co...
Zaczęła, jednak nie była w stanie wydusić z siebie więcej na widok Regulusa. Jej Regulusa, który wstał, jak gdyby nigdy nic i z uśmiechem uklęknął na jedno kolano. Po prostu odebrało jej mowę. I całe powietrze z płuc również, przez co zapowietrzyła się i poczuła piekące łzy na policzkach.
A przecież Gwendolyn Parks nie płakała! Tak sama myślała jeszcze dwa lata temu, tak przekonywali ją wszyscy. Jednak z każdym dniem w towarzystwie Regulusa Blacka uświadamiała sobie, że to nie prawda, a ona może być sobą – sarkastyczną, pewną siebie i narcystyczną Gwen, a łzy wcale nie zmieniają jej wizerunku.
Tak więc czuła stróżki płynące po jej policzkach, które powoli zaczęły rozmywać jej staranny makijaż i uniemożliwiały jej widzenie wyraźnie tego, co rozgrywa się przed nią. Regulusa, który dalej klęczał, jakby w ten sposób chciał pokazać jej, że wcale nie żartuje.
— Gwendolyn Astrid Parks. Moja Gwen... — wziął drżący oddech i wyciągnął z kieszeni spodni małe, wykładane aksamitem pudełeczko, a następnie je otworzył, aby brunetka mogła zobaczyć pierścionek, na którego widok zaparło jej dech w piersi. Delikatny, wysadzany małymi, srebrnymi kryształkami, które mieniły się w świetle słońca otaczając większy kamień o barwie nie do opisania. Raz wydawał się być złocisty, gdy następnym razem spojrzała widziała delikatny odcień różu, a potem kolejne kolory, które mieszały się ze sobą tworząc małą tęczę zamkniętą w środku. — Wyjdziesz za mnie?
W tej chwili doszczętnie pękła. Nigdy nie wyobrażała sobie tej sytuacji, wiedziała, że na pewno znajdzie małżonka, z którym spędzi resztę życia, lecz nie przypuszczała, że będzie on miłością jej życia. A Reg? Kochała go, była tego pewna i nie wyobrażała sobie kolejnych dni, tygodni ani lat w towarzystwie kogoś innego.
— Tak. Tak, wyjdę za ciebie Reggie — powiedziała łamiącym się głosem, wyciągając przed siebie rękę, by czarodziej mógł włożyć jej na palec pierścionek. Jak się okazało, idealnie pasował do tego, który podarowała jej kiedyś matka. Gdy to uczynił kucnęła do jego poziomu mimo wysokich butów i po prostu się na niego rzuciła, chcąc w tej chwili być jak najbliżej niego. Czuła jego szybko bijące serce, jej z resztą biło nie wiele wolniej. Leżeli na trawie przyciśnięci do siebie gdzieś w środku labiryntu, w ogrodzie Blacków, w samym sercu Londynu. A Gwendolyn Parks, jak kolwiek by to brzmiało, była narzeczoną Regulusa Blacka i już nic nie mogło tego zmienić.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...