58. Przyjaźń na zawsze

506 42 42
                                    

____________________________
Who's in the shadows? Who's ready to play? Are we the hunters? Or are we the prey? There's no surrender And there's no escape Are we the hunters? Or are we the prey?
___________________________

Mimo, że tak naprawdę nigdy Gwendolyn nie chciała opuszczać kraju, w którym czuła się wolna, szczęśliwa i spełniona, w końcu nastąpił moment, gdy zmuszona była ponownie skupić się na szarości Londynu i jej pozbawionym wszelkich ekscytacji życiu.

Tym razem rozpoczęła rok szczęśliwa, jak nigdy wcześniej. Miała dwadzieścia lat, choć wcale nie czuła się na tyle, a dzięki Regulusowi zdawała sobie sprawę, że żyje. Kochała go za to.

Śnieg powoli zaczął się topić, choć pierwszy z miesięcy nie dobiegł nawet do końca, jednak dla ślizgonki oznaczało to tylko jedno. Biały puch, który zachwycał wszystkich poza nią zmieniał się w coś, czego nie można było nazwać ani wodą, ani kryształkami lodu. Przez to, że ulice były ślizgie i brudne od mieszającej się bieli z ziemią, nie mogła nosić swoich ulubionych, wysokich butów, gdyż każde wyjście z domu wiązało się z ryzykiem złamania sobie nogi.
Jednak mimo to Parks nie zamierzała rezygnować z planów i już od samego rana obmyślała odpowiedni strój, który pasowałby do jej funkcjonalnych butów.

— Dzień dobry, kochanie — weszła do kuchni, w której zastała Regulusa. Rzadko kiedy spotykali się rano, głównie przez to, że Black zaczynał swoją służbę o świcie, a brunetka nie przepadała za wczesnym wstawaniem, jednak zdarzały się takie momenty, jak ten, gdy mieli okazję porozmawiać przed jego wyjściem. — Jak spałaś?

— Cudownie — odpowiedziała mu, rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu. Reg siedział na blacie i kończył kawę, a poza nim nie było tam żywej duszy. Odkąd Czarny Pan zabrał Stworka, Gwen zmuszona była przygotowywać sobie sama śniadania, co po pewnym czasie przestało być takie zabawne. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni dresowych spodni, w których spała, a następnie machnęła nią w stronę pieca, na którym ułożyły się równo dwie patelnie.

— Dlaczego już nie śpisz? Jest przecież wcześnie — spytał, kończąc napój. Właściwie był już gotowy do wyjścia i w porównaniu do brunetki wyglądał naprawdę dobrze. Jedną z zalet bycia narzeczoną Śmierciożercy było to, że Gwen miała okazję widywać swojego przyszłego męża w czarnym uniformie, który prezentował się na nim wyjątkowo dobrze.

— Mam zamiar spotkać się dzisiaj z Ann, nie wiem, czy ją kojarzysz — wytłumaczyła mu, wykonując skomplikowany gest, dzięki któremu mogła jednocześnie przygotowywać tosty i parzyć świeżą kawę. Nie raz miła okazję obserwować, jak jej matka panuje nad całą kuchnią, niczym dyrygent nad orgiestrą i powstają z tego wspaniałe rzeczy. Młodszej Parks było daleko do umiejętności Eleonory, jednak szybko się uczyła, co w tym przypadku wiele jej ułatwiało.

— Chyba nie... Powidz tylko, że nie jest to kolejna, zdradziecka dziewczyna z rodziny czystej krwi — spojrzał na nią błagalnie, przez co przewróciła oczami. Zdawała sobie sprawę, że zadawanie się z Shaile wiąże się z naginaniem tego, co reprezentowali Blackowie, ale nie zamierzała porzucać przez to długiej znajomości. Na szczęście Regulus rozumiał to, choć była pewna, że z Czarnym Panem nie byłoby tak prosto.

— Nie, Ann jest... Jest puchonką i można powiedzieć, że znajomą Snape'a. Żyje na uboczu i nie ma nic wspólnego z czarną magią — streściła mu, kończąc przygotowywanie pieczonych grzanek i kawy. Szybko ruszyła w stronę przygotowanego śniadania, jednak mniej więcej w połowie drogi nagle poczuła, że jej wzrok staje się zamazany. Zatrzymała się, czując, jak chwieje się na nogach.

— Gwen, stało się coś? — spytał zaniepokojony Regulus, który również zaobserwował dziwne zachowanie brunetki. Ta jednak wyprostowała się i posłała mu wymuszony uśmiech.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz