__________________
You dry my tears and make it pour
You show me love and give me war
I can't get enough, can't take anymore
Oh no, right now baby I'm torn
__________________— Gwendolyn, idziemy! — krzyknęła Eleonora, poprawiając pozłacane brzegi kreacji, którą wybrała na przyjęcie u rodziny Blacków. Kremowe zaproszenie spoczywało na komodzie w holu rezydencji zaraz obok ramek ze zdjęciami.
Ślizgonka wolno pokonała schody mimo, że wyglądała, jakby urodziła się w szpilkach. Oczywiście nie mogło jej zabraknąć. I dlatego, żeby rodzina Parksów godnie się prezentowała i z powodu Regulusa, z którym każde spotkanie było jak spełnienie wszystkich marzeń dziewczyny.
Gwen także miała na sobie sukienkę, w której prezentowała się olśniewająco. Miała barwę głębokiego grafitu, była dosyć krótka, lecz zawierała rękawy z miękkiego, aksamitnego materiału. Złote kolczyki, wisiorek oraz szpilki dodawały życia jej wyglądzie. Gdy jedyna ratolośl Parksów stanęła obok matki, można było zauważyć, że nie różni je nic oprócz wieku.
— Skarbie, ludzie będą urzeczeni.
— Wyglądasz idealnie — dodał Stuard, pokonawszy ostatnie stopnie marmurowych schodów. Podszedł do lustra, by poprawić krawat ze złotymi zdobieniami, choć prezentował on się wyjątkowo dobrze.
— Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej — brunetka uniosła kąciki ust, zakładając na ramię błyszczącą torebkę. Wcisnęła do niej różdżkę oraz mniejsze wersje kosmetyków, z których skorzystała, by jej twarz wyglądała promienie. Aby wyglądała, jakby przespała całą noc, co oczywiście nie było możliwe z Regulusem Blackiem w jej pokoju.
Teleportowali się w inną cześć Londynu, która dla ślizgonki była drugim domem. Znajome kamieniczki, park oraz wąskie ulice, na których rzadko kiedy można było kogoś spotkać. To właśnie tutaj mieszkała rodzina Blacków.
Gdy mężczyzna wyglądający na rasowego biznesmena, kobieta w drogiej kreacji oraz ich córka, już na pierwszy rzut oka mocno rozpieszczona zjawili się przed jedną z misternie wykonanych furtek, dla sąsiadów musiał być to niecodzienny widok. Najdziwniejsze było to, że chwilę później zniknęli.
Gwen przekroczyła próg domu, wdychając zapach drogich perfum, które zapewne należały do Walburgi. Mimo, że zjawili się przed czasem, w pomieszczeniach przebywało już kilka osób. Wszyscy wytwornie ubrani, w eleganckich kreacjach i z kieliszkami musującego szampanu w dłoni.
— Moja ulubiona rodzina — pani Black wyłoniła się z kuchni, uśmiechając się szeroko na widok dziewczyny swojego syna. Miała mocne cienie pod oczami, ktorych nie starała się zakryć, a butelkowa, ołówkowa sukienka podkreślała jej nieco kościste ciało. Włosy równie czarne, co Parksów poprzetykane miała srebrnymi pasmami, lecz dalej była to ta sama Walburga Black, którą Gwen poznała kilka lat temu.
— Kochana Gwendolyn, wypiękniałaś! — krzyknęła, by następnie porwać w ramiona zaskoczoną ślizgonkę. Mimo, że w środku drżała od emocji, jej twarz emanowała spokojem i pewnym siebie uśmiechem, czyli jak zawsze. Wolała włożyć maskę, niż dać się poniżyć.
Gdy wróciła na swoje miejsce zauważyła, że ktoś się jej przygląda. Szybko obrzuciła wzrokiem rodziców. Stuard włączył się już w wir rozmów z innymi, dobrze postawionymi pracownikami ministerstwa, natomiast Eleonora mrugnęła do niej porozumiewawczo, a następnie zaczęła chwalić kreację jej znajomej.
Brunetka szybko pokonała odległość, jaka dzieliła ją od Regulusa. Nie zamierzała się kryć z tym, że tęskniła za nim i jest tu głównie z jego powodu. Rzuciła się w jego ramiona, a ciemna sukienka powiewając za nią, była jak jej cień.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...