___________________
We got a whole night, won't you live it with me.
Live it with me?
__________________Gwendolyn nie lubiła świąt. Przytłaczały ją przyjazne twarze ludzi na ulicach i rodzice, którzy zachowywali się, jakby ich życie było jedną, wielką, szczęśliwą bajką. Matka, która robiła się wręcz aż za miła doprowadzała ją do białej gorączki. Poza tym, w święta zmuszona była odwiedzać swoją babcię - Stephanie, która przy każdej wizycie marudziła jej na temat zobowiązań poprzez czystość krwi.
Zaraz po uroczystej kolacji biegła do swojego pokoju, który znajdował się w drugiej części domu i zaszywała się tam czytając. Uwielbiała mugolskie kryminały. Tajemnice, które ze sobą ciągnęły ciekawiły ją, dlatego z wielką chęcią pochłaniała kolejne strony książek. Idealną chwilę mogła dopełnić jedynie zielona herbata.
Niestety, w tym roku wszystko szło inaczej. Gwen nie miała czasu na czytanie, zbyt zajęta powtarzaniem materiałów szkolnych, które miały za zadanie przygotować ją do napisania SUM'ów. Dziewczyna nienawidziła się uczyć, chociaż nie miała najgorszych ocen. Według niej Hogwart był miejscem do wykonywania innych czynności niż zapełnianie umysłu informacjami.
- Gwen?
Szatynka usłyszała pukanie do drzwi. Leniwie podniosła wzrok patrząc na swoją starszą kopię. Eleonora Parks była bardzo elegancką kobietą o ostrych rysach twarzy, dosyć bladej, wypielęgnowanej cerze i dużych, szmaragdowych oczach. Pracowała na wysokim stanowisku w Ministerstwie Magii i była bardzo ceniona.
- Spakowana? - kobieta wiedziała, że dziewczyna zapchała po brzegi swój kufer kilka dni temu. Podczas wyjazdów swojej córki bardzo tęskniła za nią. Wydawało jej się, że z każdym przyjazdem do domu jest doroślejsza, a ta mała roześmiana dziewczynka znika w niej z każdym dniem.
- Tak, zresztą od dawna - szatynka podeszła do swojej toaletki, z której po chwili wyciągnęła drobne kolczyki niegdzieś należące do Eleonory. Wpieła je, przywołując na ustach matki cień uśmiechu. Ostatni raz przejrzała się w lusterku i poprawiła swoje proste, kruczoczarne włosy, które kaskadami opadały na drobne ramiona kończąc się przy talii.
Kilka minut później stała na peronie dziewięć i trzy czwarte w towarzystkie swoich rodziców. Pan Parks lewitując kufer córki był na codzień oziębłym aurorem, jednak chętnie udzielał się po tej złej stronie. To właśnie po nim Gwen odziedziczyła arogancję i chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, była dumna ze swojego pochodzenia.
- Jesteś już taka duża - dziewczyna poczuła uścisk na ramieniu. Obróciła się w stronę matki, którą mocno uścisnęła na pożegnanie. - Pisz do nas, dobrze?
- Jasne mamo - powiedziała Gwen, uśmiechając się pokrzepiająco. Eleonora mimo, że na codzień starała się nie okazywać uczuć poczuła łzy w kącikach oczu, które momentalnie stały się szklane. Przyciągnęła do siebie córkę, którą mocno uścisnęła.
Ruszyła w stronę pociągu, do którego powoli zbliżało się coraz więcej uczniów. Gdy wreszcie udało jej się wejść rozpięła swój płaszczyk i zaczęła szukać przedziału zajętego przez swoją przyjaciółkę.
Shaile zajęła jeden z ostatnich przedziałów, dlatego minęło trochę czasu zanim dziewczyny mogły się spotkać.
- Gigi! - zapiszczała blondynka, gdy Parks weszła do środka. Rzuciła się jej na szyję mocno wyściskując. Shaile Harlow można było nazwać pięknością. Zdrowe, platynowe włosy sięgały jej mniej więcej do łopatek, a zielonkawe oczy otoczone wachlarzem gęstych rzęs zawsze świeciły radością i sprytem. - Tak się za tobą stęskniłam!
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...