Noc Duchów od zawsze była powszechnie lubianym świętem w świecie czarodziejów. W Hogwarcie odbywała się wtedy uczta, młodsze dzieci przebierały się w najróżniejsze stroje, a dorośli rozdawali cukierki dzieciom, pukającym do drzwi.
Niestety nie dla wszystkich ta noc była wesoła, szczególnie w 1981 roku.
Syriusz i Remus siedzieli w salonie domu przy Grimmauld Place 12 - Łapa polerował swoją nową miotłę, natomiast Lunatyk czytał książkę, popijając gorącą czekoladę. Był późny wieczór, za oknem padał deszcz, a ogień w kominku wesoło skwierczał. W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
— Pójdziesz otworzyć? — spytał szatyn, nie podnosząc wzroku znad książki. Odpowiedział mu potwierdzający pomruk i Black podniósł się z kanapy, kierując swoje kroki ku drzwiom wejściowym.
Remus upił łyk napoju i na powrót skupił całą uwagę na lekturze. Jego skupienie nie trwało jednak długo, gdyż z korytarza doleciał go zaskoczony ton drugiego mężczyzny.
— Dubmledore, witaj — powiedział zdziwiony i wpuścił starca do środka. - Co cię do nas sprowadza?
— Witajcie, chłopcy — odezwał się, wchodząc do salonu. — Przychodzę z pewnymi wiadomościami.
— Usiądź — Lunatyk wskazał na jeden z foteli i stanął na nogi. — Pójdę zaparzyć herbatę.
— Nie trzeba, nie zajmę wam dużo czasu.
Dyrektor zdawał się być czymś mocno przygnębiony. Oparł się w fotelu i ściągnął okulary z nosa, aby przetrzeć je rąbkiem szaty. Para zasiadła na sofie naprzeciw niego. Czekali.
— Niestety to, po co tutaj przyszedłem, nie będzie przyjemne, lecz czuję, że to właśnie wy powinniście dowiedzieć się pierwsi — zaczął, a ci wstrzymali oddechy w oczekiwaniu na rozwój wypowiedzi mężczyzny. — Lily i James... zostali zabici. Przez Voldemorta.
Lunatyk pobladł natychmiastowo i jakby oklapł. Wypuścił wstrzymywane powietrze, kręcąc głową w niedowierzaniu. Lily i James nie żyją? Przecież to niemożliwe, byli tak dobrze chronieni... Czyżby...
Nie zdążył dokończyć tej myśli, gdyż na raz Syriusz wstał z kanapy, zanosząc się histerycznym śmiechem i zaczął krążyć po pokoju, co chwila szarpiąc się za włosy. Lunatyk nie wiedział, czy ma coś zrobić - nigdy nie widział bruneta w takim stanie. Chciał podejść do niego i objąć, lecz nie był pewny, czy to nie pogorszy jego stanu.
— On tego nie zrobił, prawda? — spytał z nikłą nadzieją w głosie, patrząc na Dumbledore'a. Wszyscy wiedzieli, że chodzi mu o Glizdogona, Strażnika Tajemnicy Potterów. Dyrektor spuścił głowę, nie odpowiadając. — Zabiję go, do cholery! ZABIJĘ!
Na raz histerię zastąpiła furia. Syriusz, jak burza poleciał na korytarz. Jedyne, co kołatało mu się w tamtym momencie w głowie była zemsta na niskim, pulchnym blondynie. Przeklinał pod nosem, nie mogąc poradzić sobie z rozwiązaniem buta. Nie zwrócił uwagi na pozostałą dwójkę, która z prędkością światła znalazła się obok niego.
— Łapo, uspokój się, weź głęboki oddech — powiedział Lunatyk, podchodząc do męża. Widząc, że ten nie ma zamiaru go posłuchać, odebrał mu z rąk kurtkę, którą już miał zamiar wciągać. — Nie, nigdzie nie idziesz. Jeszcze byś zrobił coś, czego potem byś żałował.
Black podniósł wzrok na zielone oczy i momentalnie wybuchnął histerycznym szlochem. Osunąłby się na ziemię, gdyby nie Remus, który oplótł go ramionami w pasie i przyciągnął do siebie. Ten zarzucił mu ręce na szyję i wypłakiwał się w jego ramię. Szatyn także nie powstrzymywał łez - schował twarz we włosach niższego i oddychał spazmatycznie.
Zginęli ich najlepsi przyjaciele i to za sprawą innego przyjaciela. Żaden z nich ciągle nie mógł się z tym pogodzić. Dlaczego Peter zdradził? Co mu to dało? Uważali go za jednego z nich, a on postąpił w tak karygodny sposób. Glizdogon był z nimi od pierwszego roku w Hogwarcie, był huncwotem. Właśnie, był...
Łapa odsunął się od mężczyzny i przetarł oczy. Mimo, że już nie płakał, to łzy i tak uparcie wypływały spod jego powiek. Lunatyk podniósł głowę, chcąc wypatrzeć Dumbledore'a, aby zadać mu kilka pytań. Co dalej? Przecież Potterowie mieli dom, dziecko... Harry, co teraz z Harry'm?
Rozejrzał się, lecz dyrektora nigdzie nie było. Był prawie pewny, że starzec szedł za nim do przedpokoju, choć teraz nigdzie go nie widział. Zupełnie, jakby rozpłynął się w powietrzu.
Syriusz bez słowa zdjął buty i ruszył schodami na górę. Remus poszedł za nim, lecz zatrzymał się przed pierwszym stopniem.
— Syriuszu, co robisz? Gdzie idziesz? Syri... — pytał, choć wiedział, że nie pozna odpowiedzi. — Tylko nie zrób nic głupiego - dodał cicho, gdy brunet zniknął za rogiem.
Lunatyk wiedział, że w takim stanie Łapa może zrobić wszystko. W duchu modlił się, aby ten nie wpadł na żaden głupi pomysł. Nie chciał stracić i jego...
Z ciągle mokrą twarzą poszedł do kuchni i nastawił wodę na herbatę. Przygotowując napój myślał o tym, co będzie dalej. Dumbledore zniknął, nic im nie wyjaśniając. Nie miał pojęcia, co będzie teraz z Harry'm, czy on w ogóle przeżył, co z domem, a najważniejsze - co z Voldemortem.
Z dwoma kubkami w rękach skierował się na górę do sypialni, gdzie miał nadzieję znaleźć Blacka. Na jego szczęście trafił dobrze. Brunet leżał na łóżku tyłem do drzwi, zawinięty w kołdrę niczym naleśnik. Remus zauważył, jak jego ciało drży prawie niezauważalnie. Podszedł do niego, odstawiając kubki na szafkę nocną, i delikatnie przysiadł na posłaniu. Jego ręka od razu powędrowała do ramienia mężczyzny. Chciał go jakoś pocieszyć, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, chociaż sam nie do końca w to wierzył.
James był dla Syriusza niczym brat, a Lily siostra. Byli jednymi z niewielu ludzi, którzy coś dla niego znaczyli, których zdanie go obchodziło. Ta strata bolała go niemiłosiernie, nawet po śmierci Regulusa nie czuł takiego bólu, a przecież ten był jego rodzonym bratem.
Szatyn już miał się odezwać, gdy ponownie rozległo się pukanie do drzwi, tyle, że tym razem głośniejsze i nie było to pukanie, a wręcz walenie.
___
Witam witam!
Tak, jak mówiłam - jest i nowa książka. Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Tak jeszcze tylko zaznaczę, że tutaj Grimmauld Place 12 to sporych rozmiarów dom jednorodzinny, a nie mieszkanie, tak jak to było kanonicznie.
Miłego czytania x
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfiction~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...