Luty - miesiąc miłości, wyznawania uczuć i zakochanych par. Szczególnie ważny jest jeden dzień. Czternasty luty, Walentynki.
Łapa planował ten dzień od tygodnia, każdy szczegół, każdy możliwy błąd. To miało być coś, czego Lunatyk do końca życia nie zapomni. Parę dni wcześniej umówił się z Molly, że tą jedną noc Harry zostanie u nich, gdyż Weasley'owie i tak nie mieli w planach nigdzie wychodzić.
Dzień wcześniej mężczyźni siedzieli w salonie. Remus, niczego się nie domyślając, czytał książkę, natomiast Syriusz dopracowywał w głowie ostatnie szczegóły swojego planu, bawiąc się z Harry'm klockami na podłodze. W pewnym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Szatyn zamknął książkę i poszedł otworzyć, nie chcąc przerywać zabawy pozostałej dwójce.
Uchylił drzwi, spodziewając się kogoś za nimi zobaczyć, lecz na podwórzu nikogo nie było. Wyszedł na ganek i rozejrzał się. Po nikim ani śladu. Jedynym co przykuło jego uwagę była starannie zapakowana paczka, leżąca zaraz obok drzwi. Podniósł ją i obejrzał, szukając jakiejkolwiek karteczki z wyjaśnieniem, lecz nic takiego nie znalazł. Wrócił do domu z paczką w rękach i przysiadł z powrotem na sofie.
— Co to? — spytał Black, odwracając się do męża.
— Nie mam pojęcia, nie ma żadnej kartki — odpowiedział, zabierając się za otwieranie.
Niedługą chwilę później podłogę pokrywała sterta papieru pakowego, a na kolanach szatyna spoczywała peleryna niewidka ich przyjaciela. Łapa przyglądał się temu obrazkowi z niezrozumieniem na twarzy, lecz i jednoczesną satysfakcją. Nagle jego plan stał się o wiele łatwiejszy.
✯✯✯
Następnego dnia Łapa wstał z samego rana, jeszcze zanim obudził się Harry, który (jak to brunet miał nadzieję) powinien pospać jeszcze jakiś czas przez późne położenie się do łóżka zeszłego wieczora. W duchu dziękował Merlinowi, że była niedziela, gdyż nie musiał błagać Moody'ego o dzień wolnego. Na palcach zszedł do kuchni, aby przygotować śniadanie dla siebie oraz męża. Postawił raczej na coś prostego i to wcale nie ze względu na swój strach co do spalenia domu, po prostu uważał, że Remus będzie bardziej zadowolony z czegoś zwykłego, lecz z głębi serca. Bardzo dobrze przekonał się o tym w święta. Zabrał się więc za smażenie jajek i grzanki, a do tego zielona herbata z dodatkiem miodu. Jak na prawdziwego romantyka przystało nie mógł zapomnieć o kwiatku w niewielkim wazoniku, który wygrzebał gdzieś z dna szafki. Kwiatkiem tym była krwiście czerwona róża - oznaka dozgonnej miłości.
Z tym wszystkim ruszył z powrotem do sypialni, uważając, aby przypadkiem nie wywrócić się na schodach. Uchylił delikatnie drzwi i, tak, jak mu się zdawało, pozostała dwójka jeszcze spała. Spojrzał na zegar, wiszący na ścianie. Wskazywał równą dziewiątą. Harry nigdy nie spał dłużej niż do ósmej, co uznał za miły zbieg okoliczności. Odstawił tacę z jedzeniem na szafkę nocną i po cichu władował się do łóżka, aby obudzić swojego skarba. Ułożył się przodem do niego i zastygł w bezruchu, zauważając, że Lunatyk już nie śpi, a przygląda mu się z uniesioną brwią i lekkim uśmieszkiem.
— Cześć — odezwał się głosem zachrypniętym po nocy.
Łapa uśmiechnął się uwodzicielsko.
— Witam moją miłość — powiedział, zbliżając się niebezpiecznie do szatyna, aby po chwili złączyć ich wargi. Czuł uśmiech młodszego na swoich ustach. — Dobry humor, widzę?
— Byłby taki zawsze, gdyby codziennie budził mnie zapach śniadania — przyznał i, dla potwierdzenia swoich słów, zaciągnął się mocno dobiegającym go zapachem herbaty i grzanek.
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfiction~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...