*Hinny*
Kiedy Voldemort odezwał się, oznajmiając wszystkim zebranym, iż słynny Harry Potter nie żyje, a zapłakana Ginny wyrywała się z ramiona ojca, aby podbiec do martwego chłopaka, Syriusz myślał, że śni i musi to być naprawdę okropnej maści koszmar. W głębi duszy bardzo chciałby, aby tak było - aby to wszystko okazało się tylko kolejnym głupim koszmarem, z którego zaraz się obudzi we własnym łóżku, w objęciach męża, który będzie powtarzał mu, że wszystko jest dobrze, że nic z tego, co właśnie zobaczył czy usłyszał nie jest prawdą, a tylko wymysłem jego śpiącego umysłu.
Niestety. Słowa Czarnego Pana, jak i martwe ciało Harry'ego w rękach Hagrida były aż nazbyt prawdziwe. W jednej sekundzie stał prosto, w drugiej natomiast musiał przytrzymać się Remusa, stojącego obok, aby nie osunąć się na ziemię. Czyli to już koniec?
Nie.
Nie, to nie może zakończyć się w ten sposób.
Widział teraz przed sobą dwie drogi – albo podda się uczuciu ogarniającej go rozpaczy i paniki, albo zbierze się w sobie i dalej będzie walczył o to, za co setki ludzi przed nim oddało życie. Za co jego chrześniak właśnie oddał życie. I chociaż nogi miał jak z galarety, w środku był cały roztrzęsiony, a jego umysłem władała potrzeba poddania się, to pozwolił Lunatykowi ustawić się z powrotem do pionu. Posłał mordercze spojrzenie w kierunku Voldemorta i Bellatrix, czego żadne z nich zdawało się nie zauważać. Zniszczę ich, poprzysiągł sobie w duchu, tak, jak oni zniszczyli wszystko, co kiedykolwiek kochałem.
Remus spojrzał na męża ze smutkiem wymalowanym na twarzy, lecz ten na niego nie patrzył. Mógł sobie wyobrażać, co bruneta przeżywa w tej chwili, mimo że jego mina wyrażała coś skrajnie innego. Ale szatyn wiedział. Za błyskiem w szarych oczach kryło się przerażenie, za pewną postawą przemawiał strach. A jednak mimo tego wszystkiego, co Łapa już przeżył i tak nie miał zamiaru się poddać. Właśnie stracił chrześniaka. Chrześniaka, który był dla niego jak syn, którego kochał i obiecał chronić za wszelką cenę.
Jednak nie przed wszystkim możemy zostać ochronieni i Łapa właśnie sam się o tym przekonał, niestety w niesamowicie tragiczny sposób. Czy kiedy po tym wszystkim wrócą do domu, Black znowu się załamie, tyle że tym razem już na dobre? Od zawsze powtarzał, że jest gównianym wujkiem, że Harry zasługuje na kogoś znacznie lepszego, że on się do tego nie nadaje. Czy ta sytuacja tylko jeszcze bardziej utwierdzi go w tym przekonaniu?
Szatyna także bolała strata Harry'ego. Też kochał tego chłopaka, jak własne dziecko i jego śmierć zrzuciła na niego ból tak straszny, jakiego w życiu by się po sobie nie spodziewał. Dlatego bał się, że jeśli Syriusz się podda, to pociągnie go zaraz za sobą, bo nie będzie w nim już żadnej siły, aby wyciągnąć ich z powrotem. A do tego naprawdę nie chciał dopuścić.
Voldemort dalej coś mówił, lecz oni już go nie słyszeli – wpatrywali się tylko w scenę rozgrywającą się przed nimi, jakby oglądali jakiś film w telewizji. Remus zaczął się budzić dopiero, kiedy uświadomił sobie, że na środek placu wyszedł Neville i zdaje się, że coś mówi. Wtedy kilka rzeczy wydarzyło się na raz – Longbottom nagle wyciągnął miecz Godryka Gryffindora z trzymanej przez siebie Tiary przydziału i zaszarżował na węża, nie opuszczającego boku Czarnego Pana; martwy Harry wręcz wyskoczył z rąk Hagrida i zaczął atakować Nagini zaklęciami, a śmiercionośne zaklęcia na powrót zaczęły wirować w powietrzu.
Łapa zdążył jeszcze dostrzec, jak Lucjusz Malfoy zgarnia swoją małą rodzinkę i razem opuszczają miejsce zdarzenia, nim razem z Lunatykiem ponownie zostali wciągnięci w wir wojny. Nie widzieli, jak Neville zabija Nagini, jak Molly pozbywa się Bellatrix, czy w końcu jak Voldemort ginie w ostatecznej potyczce z samym Harry'm Potterem, którego, zdawałoby się, osobiście zabił parę chwil wcześniej. Dowiedzieli się tego wszystkiego z opowiadań pozostałych osób już po zakończonej bitwie.
Stali właśnie w Wielkiej Sali z innymi członkami Zakonu Feniksa, kiedy masywne drzwi otworzyły się i do środka wszedł Harry, a za nim Ron i Hermiona, trzymający się za ręce. Na ustach trójki gryfonów widniały zadowolone uśmiechy. Nie zdążyli przejść nawet pięciu kroków, a Syriusz już był koło nich, wręcz rzucając się na chrześniaka. Remus dołączył do nich sekundę później. Przystanął obok i posłał parze jedno z tych swoich spojrzeń wyrażające jednocześnie dumę i aprobatę. Dziewczyna zarumieniła się lekko, spuszczając głowę, natomiast rudzielec pozostał pozornie niewzruszony.
— Merlinie najukochańszy, dzieciaku! Czy ty wiesz, jakiego stracha żeś nam napędził?! Myślałem, że tam na zawał zejdę, jak zobaczyłem cię martwego!... w sensie, pozornie martwego... w sensie... cholera, nawet nie wiem, co widziałem! — mówił podniesionym głosem, wymachując rękami przed okularnikiem. Ten walczył ze sobą, aby nie uśmiechnąć się za bardzo, a raczej chociaż wyglądać na skruszonego. Tak, brakowało mu tego.
— Łapo, myślę, że Harry zrozumiał — odezwał się Lunatyk pobłażliwym tonem, kładąc dłoń na ramieniu męża.
Nawet nie próbował powstrzymywać się przed przygarnięciem chłopaka do piersi i przytuleniem go mocno. Ten od razu wtulił się w jego pierś, tak jak za dawnych czasów, kiedy był jeszcze małym chłopcem.
— Witaj w domu — szepnął.
— Tęskniłem — powiedział tylko Potter, a pod powiekami Lunatyka zebrały się niechciane łzy. Nie, nie będzie teraz płakał. Nie pozwoli sobie na to.
Kiedy jednak uniósł wzrok na Syriusza i zauważył jego mokre policzki, nie mógł już dłużej się powstrzymywać. Tyle emocji uleciało z niego w tej jednej chwili, iż myślał, że zaraz straci przytomność. Black przyglądał się im i płakał z najszczerszym uśmiechem na twarzy, jaki szatyn kiedykolwiek u niego widział widział. Wyciągnął dłoń w stronę męża, na co ten bez słowa podszedł i przytulił pozostałą dwójkę, śmiejąc się przy tym delikatnie, jakby z ulgą.
Trwali chwilę w takiej pozycji, póki w Sali ponownie nie rozległo się skrzypnięcie ciężkich wrót. Cała trójka jednocześnie odwróciła głowy w stronę wejścia. Na progu stał nie kto inny, jak Ginny Weasley, na której twarzy zaskoczenie mieszało się z niemałą ulgą. Mężczyźni odsunęli się od Harry'ego dokładnie w tym samym momencie, w którym dziewczyna puściła się biegiem w ich stronę. Chłopak ledwo zdążył rozłożyć ramiona, aby sekundę później objąć mocno dziewczynę. Powiedzenie, że łzy radości ciurkiem spływały jej po policzkach nie oddałoby w pełni tego, z jaką mocą młoda Weasley płakała, wtulając twarz w ramię Pottera.
Małżeństwo odeszło z powrotem do grupki stojących niedaleko aurorów, aby dać młodym chwilę prywatności. Jeszcze będą mieli czas, aby w pełni nacieszyć się powrotem Harry'ego.
✯✯✯
— Cholera, cholera, cholera! — powtarzała ruda płaczliwym tonem. — Cholera! Nigdy więcej mi tak nie rób! — jej ton był cichy, choć stanowczy. Odsunęła się kawałek od chłopaka, aby spojrzeć na niego błyszczącymi od łez oczami. Ten przyglądał jej się z pozorną skruchą i lekkim uśmiechem majaczącym w kącikach ust. Naprawdę dobrze było być wreszcie w domu. — Wiesz, jak ja się wystraszyłam, kiedy Voldemort powiedział, że nie żyjesz? Wiesz, jakie to było okropne uczucie, kiedy... — Harry brutalnie przerwał jej wypowiedź, nakrywając jej usta swoimi. Początkowo burknęła coś, jakby niezadowolona, lecz zaraz oddała pocałunek, wplątując palce w ciemne włosy Pottera.
Oderwali się od siebie dopiero po chwili, kiedy obydwoje nie mieli już czym oddychać. Harry spojrzał prosto w ciemne tęczówki dziewczyny i tym razem uśmiechnął się już w pełni.
— Też za tobą tęskniłem — przyznał pewnie, na co ta tylko naburmuszyła się pół żartem i sprzedała mu kuksańca w ramię, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak ,,Jeszcze z tobą nie skończyłam".
Brunet parsknął śmiechem, objął rudą w talii i poprowadził do reszty Zakonu Feniksa, gdzie omawiano właśnie dalsze plany działania.
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfic~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...