✯21✯

1.3K 128 61
                                    

Choroba nigdy nie jest niczym przyjemnym, szczególnie u dzieci. Tak więc, kiedy Harry pierwszy raz zachorował cały dom stanął na głowie. Prawdopodobnie było to zwykłe przeziębienie, lecz, patrząc na malca, wydawało się, jakby było to coś dziesięć razy gorszego. Chłopiec na zmianę to płakał, to dusił się uporczywym kaszlem, nie dając ani sekundy wytchnienia mężczyznom, którzy po dwóch dniach tej udręki byli już na prawdę zmęczeni. Jedyne momenty ciszy następywały, gdy mały zapadł w niespokojny sen, który najdłużej trwał pół godziny.

Lunatyk miał już do czynienia z chorymi ludźmi (przeważnie byli to Łapa, lub Rogacz), więc to on najwięcej skakał przy brzdącu, co chwila sprawdzając mu temperaturę, czy podając jakiś eliksir. Łapa nie znał się aż tak bardzo na eliksirach, czy zaklęciach uzdrawiających (jedynym doświadczeniem jakie miał, było to po dwóch godzinach spędzonych w Skrzydle Szpitalnym, pomagając pani Pomfrey na piątym roku. Zostali wtedy złapani na kolejnym żarcie, a karą była właśnie pomoc pielęgniarce. Niestety wtedy nie było dużo do zrobienia), więc nie bardzo umiał pomóc, lecz starał się wspierać męża, jak tylko mógł.

Z tygodniowej katorgi, to trzeci dzień okazał się być tym najgorszym. Harry nie spał w nocy prawie w ogóle, wiercąc się i popłakując co chwilę. Lunatyk doszedł do wniosku, iż chłopca musi boleć gardło, gdyż nie mógł on nic przełknąć, co wiązało się z tym, że niemożliwym było podanie mu lekarstwa. Brzdąca nie powstrzymało to jednak przed wydzieraniem się w niebogłosy przez trzy czwarte nocy. Razem z malcem nie spali oczywiście mężczyźni, którzy wstali rano ledwo przytomni.

Płacz dziecka nie ustawał, co odbijało się już echem w głowie bruneta. W myślach błagał, zaklinał wręcz, aby Harry już przestał. Jedynym, o co prosił, było parę chwil błogiej ciszy i chociaż dwie godziny słodkiego snu. Czuł, że zaraz nie wytrzyma i po prostu wybuchnie.

Jego błagania niestety nie zostały wysłuchane i malec płakał dalej, mimo eliksirów, czy zaklęć szatyna. W końcu Blacka najzwyczajniej w świecie szlag trafił. Był zmęczony, głowa mu pękała, czuł się okropnie, a to przełożyło się na jego zachowanie.

— Czy on się nie może na chwilę zamknąć?! — warknął mocno poirytowany, wchodząc do salonu, gdzie Remus próbował uspokoić chłopca.

Lunatyk wcale nie wyglądał lepiej od męża - oczy miał podkrążone, ledwo trzymał się na nogach, do tego jego głowę rozsadzał nadnaturalny ból, który wiązał się również z powoli zbliżającą się pełnią.

— Syriuszu, jest chory — tłumaczył spokojnym głosem szatyn. W głębi duszy sam miał już tego dość, lecz nie mógł nic zrobić. — Płaczem pokazuje, jak źle się czuje.

— Ryczy tak od trzech dni, mimo eliksirów! Mam już tego dość! — ryknął, przekrzykując malca, czym załatwił sobie tylko jeszcze głośniejszy szloch. — Nie wiem, czy te lekarstwa nie działają, czy co się dzieje, ale ewidentnie coś jest nie tak.

— Eliksiry działają, sam widziałeś, że już coraz częściej się uspokaja i zasypia. Dzisiaj jest gorzej, bo boli go gardło, lecz to także wkrótce minie. Musimy przez to przejść.

— Nie, ja nie dam rady. Mam dość — mówił, łapiąc się za głowę i szarpiąc delikatnie ciemne loki. — Już chyba wiem, dlaczego Lily i James woleli dać się zabić, niż żyć i mieć na głowie to wszystko.

Remus spojrzał na bruneta oniemiały. Nigdy by nie pomyślał, że Black może powiedzieć coś takiego. Że mógł w ogóle tak pomyśleć! Lily i James mieliby woleć umrzeć, niż zostać i opiekować się własnym dzieckiem? Lunatyk widział, jaka ruda była szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że będą mieli potomka. Widział te łzy w oczach Rogacza, kiedy kobieta postanowiła mu powiedzieć. Nigdy nie zapomni szczęścia, malującego się na ich twarzach wtedy oraz w każdym innym momencie, kiedy Harry już się urodził. Byli idealnymi rodzicami i z całą pewnością byliby nimi dalej, gdyby nie okropne zrządzenie losu. Remusowi na to wszystko zebrały się łzy w oczach. Chciał skarcić męża za opowiadanie takich głupot, lecz tego już nie było.

Zaćmienie {Wolfstar}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz