✯8✯

2K 182 46
                                    

Słońce zaczęło wschodzić koło piątej nad ranem. Gdy tylko pierwsze promyki wpadły przez niezasłonięte okno, Syriusz poderwał się z posłania i na palcach wyszedł z pokoju, nie chcąc zbudzić przy tym Harry'ego. Przeszedł długim korytarzem ku pokojowi na jego końcu. Jednym ruchem różdżki zdjął zaklęcie wyciszające, chcąc wybadać, co dzieje się w środku. Jedynym, co usłyszał był niespokojny oddech mężczyzny, w stu procentach ludzki, co oznaczało, że ten powrócił już do swojej człowieczej postaci. Zdjął resztę zaklęć ochraniających pomieszczenie i powoli wszedł do środku. Nie chciał robić zbyt dużo hałasu, mając na uwadze, że jeszcze kilka dni po pełni zmysły szatyna ciągle są wyostrzone. Rozejrzał się, a jego wzrok przykuła postać zwinięta na podłodze pod oknem. Od razu podbiegł do Lunatyka i klęknął przy nim, oglądając nowe zranienia, których było nienaturalnie dużo.

— Cholera, Remi, samotne pełnie ci nie służą — przyznał szeptem, załamany.

Szatyn otworzył zaciskane powieki i spojrzał na bruneta, który uśmiechnął się pocieszająco.

— Nic mi nie jest — odpowiedział słabym głosem i na potwierdzenie swoich słów spróbował się podnieść na łokciu.

Jego próby jednak spełzły na niczym, gdyż sekundę później z powrotem leżał na ziemi, ledwo mogąc się poruszyć. Łapa patrzył na to smutnym wzrokiem. Od początku wiedział, że ta pełnia nie skończy się dobrze i w duchu przeklinał się za to, że nie był bardziej uparty, kiedy chodziło o towarzyszenie Remusowi.

Najdelikatniej, jak umiał wziął mężczyznę na ręce i przytulił do swojej piersi, opuszczając doszczętnie zdemolowany pokój. Odnotował w myślach, aby później wrócić tam i wszystko poskładać.

W sypialni ułożył go na łóżku, a sam skierował się do łazienki, gdzie znajdowała się podręczna apteczka. Szukanie jej nie zajęło mu długo, gdyż była ona raczej na wierzchu ze względu na częste zapotrzebowanie na bandaże, eliksiry lecznicze i inne tym podobne rzeczy. Wrócił z nią do pokoju i przysiadł na posłaniu, chcąc zając się ranami wilkołaka.

— Pamiętasz cokolwiek? — spytał, wylewając na wacik eliksir odkażający, po czym przyłożył go do jednej z ran szatyna. Ten syknął cicho z bólu.

— Chyba nie — odpowiedział słabo. — Wiem tylko, że mój wilk ewidentnie wpadł w szał, kiedy cię nie zobaczył.

— Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł, abyś zostawał sam podczas pełni — przyznał brunet.

— I miałeś rację. Tyle, że nie mieliśmy innego wyboru.

Nastała chwila ciszy, przerywana jedynie cichymi sykami młodszego, kiedy wacik z eliksirem spotykał się z rozdartą skórą.

— Czyli teraz za każdym razem będzie to tak wyglądać? — spytał w końcu Łapa, rozwijając bandaż, którym miał zamiar owinąć poważniejsze rany szatyna.

Ten tylko spuścił wzrok, nie chcąc patrzeć w srebrne tęczówki. Wiedział, że brunetowi nie podoba się to jeszcze bardziej niż jemu samemu, lecz żaden z nich nie widział innego wyjścia.

— Przynajmniej przez jakiś czas, dopóki Harry nie będzie mógł zostawać sam — powiedział, chcąc jakkolwiek pocieszyć małżonka.

— Przecież to będą wieki. Prędzej się tam zabijesz niż on będzie zdolny do zostawania samemu w nocy — przyznał brunet ze zrezygnowaniem w głosie. — Nie, nie ma opcji, że pozwolę ci kolejną pełnię przechodzić w ten sposób. Nawet nie masz po co mnie przekonywać, bo zdania nie zmienię — jego ton brzmiał spokojnie, lecz w środku cały się gotował.

Lunatyk wolał nie komentować tej wypowiedzi, gdyż wiedział, że może ona przerodzić się w kłótnię. Miał tylko nadzieję, że Black nie mówił poważnie, a pod wpływem emocji. Przecież nie mógł być z nim podczas przemian, kiedy Harry sam śpi w pokoju.

Zaćmienie {Wolfstar}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz