Lunatyk spojrzał w kierunku drzwi i zmarszczył brwi. Kto znowu?, przeleciało mu przez myśl. Syriusz ciągle leżał w tej samej pozycji, jakby w ogóle nie usłyszał pukania, więc szatyn na odchodne złożył na jego włosach mały pocałunek, po czym wyszedł z sypialni, kierując się na dół.
Schodząc po schodach, wytarł twarz, aby jakkolwiek wyglądać przed przybyłym i zmusił się do delikatnego uśmiechu. Nie wiedział, kogo może się spodziewać, lecz wolał zachowywać pozory.
Walenie nie ustawało, co zaczynało go trochę drażnić. Przyspieszył kroku, w duchu przeklinając rodziców Łapy za tak wielki dom i to, że teraz oni są zmuszeni tutaj mieszkać. Nie raz bywało tak, że szatyn gubił się na korytarzach, lub w połowie drogi do jakiegoś pokoju zapominał, po co tam idzie. Wtedy musiał wrócić do miejsca, z którego wyruszył, aby przypomnieć sobie, po co szedł i pokonywać tą drogę raz jeszcze.
Wziął głęboki oddech, przekręcając zamek w drzwiach, które uchyliły się po naciśnięciu klamki. Widok osoby na progu mocno go zdziwił.
— Hagrid?
— Cholibka, no ja, a kto? Spodziewaliście się kogoś innego? — spytał, jakby w żartach, choć i na jego twarzy gościł smutek. — Jest Syriusz?
— Pewnie, siedzi na górze. Poczekaj chwilę — zostawił gajowego na progu i podszedł do schodów. Oparł się dłońmi o barierkę, spoglądając w górę. — Łapo! Chodź tu szybko!
W odpowiedzi usłyszał coś, co zdawało się być zaprzeczeniem, lecz już po chwili brunet był na dole. Cały czerwony i ze spuchniętymi oczami spojrzał na szatyna.
— Co? — zapytał oschle. Remus wiedział, przez co jego mąż musi teraz przechodzić, więc nie skomentował tonu, jakim się do niego odezwał, a kiwnął tylko w stronę drzwi wejściowych, gdzie ciągle stał pół-olbrzym. — Hagrid?
— Co wy się wszyscy, cholibka, tak na mój widok dziwicie?
Żaden z nich nie odpowiedział. Podeszli do drzwi, aby porozmawiać z gajowym odnośnie tego, co go do nich sprowadza o takiej porze. Zaprosiliby go do środka, gdyby nie to, że przejście było trochę za małe, jak na rozmiary pół-olbrzyma.
— Dumbledore już u was był? — spytał, choć patrząc na twarze pozostałej dwójki było to bardziej niż oczywiste. — Cholibka, przykra sprawa. Byli tacy młodzi... Ciągle pamiętam, jak z Jamesem chowaliście się w mojej chatce, gdy Filch was gonił. A Lily, oh biedna Lily, dopiero, co urodziła synka... — pociągnął nosem i wyjął z kieszeni chusteczkę rozmiarów niewielkiego obrusa. Wydmuchał nos, odwracając się od pary, po czym złożył materiał i na powrót schował go do swojego płaszcza. — No, ale nie po to tu przyszedłem. Bynajmniej nie do końca.
Hagrid odszedł kawałek, a im dopiero teraz rzuciło się w oczy, że na podwórku zaparkowany stoi motocykl Łapy. Gajowy pożyczył go od niego parę dni temu i nie spodziewał się, że dostanie go z powrotem właśnie teraz. Nim jednak zdążył cokolwiek przemyśleć, Hagrid znów stał przed nimi, tyle, że teraz w rękach trzymał jakieś zawiniątko. Spojrzał ze smutkiem na Blacka, a w oczach zagościły mu łzy.
— Poza tobą ma jeszcze ciotkę, ale myślę, że James i Lily woleliby, aby trafił pod twój dach.
Olbrzym wyciągnął zawiniątko w jego stronę i dopiero teraz zauważył, że jest to bobas, owinięty w gruby kocyk. Harry. Syriusz wziął dziecko na ręce i przytulił delikatnie. Czując, że już dłużej nie wytrzyma, odwrócił się do szatyna i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi, kolejny raz zanosząc się szlochem. Lunatyk objął go, uważając, aby nie ścisnąć za mocno Harry'ego.
— Pewnie, zajmiemy się nim — odezwał się Remus, widząc, że brunet nie da rady nic powiedzieć. Hagrid uśmiechnął się, jakby pokrzepiająco i już kierował się do motocykla, gdy zatrzymało go pytanie Lunatyka. — Może wpadniesz do nas jutro na herbatę? Praktycznie nic nie wiemy, Dumbledore zmył się zanim zauważyliśmy, a chcielibyśmy wiedzieć na czym stoimy.
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfiction~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...