Nastała zima. W Hogwarcie wszystko wydawało się dziać pomyślnie. Harry kontynuował nauki u Remusa i każdy by przyznał, że z każdym dniem idzie mu coraz lepiej. Chłopak chodził na wycieczki do Hogsmeade z przyjaciółmi, kiedy tylko była taka możliwość, a Lunatyka dogłębnie pochłonął wir pracy – w wolnym czasie przeważnie sprawdzał testy i wypracowania uczniów, sporadycznie znajdując czas na napisanie do Łapy.
Nie chciał zaniedbywać męża i przepraszał go za to w każdym liście, tłumacząc się natłokiem pracy, na co brunet tylko machał ręką, odpisując, że go rozumie i nie musi się tym przejmować. W pewnych momentach szatyn miał niezmierną ochotę po prostu wskoczyć do kominka i wyjść we własnym salonie, lecz wiedział, że nie może tego zrobić – nie dość, że nie ma na to czasu, to był świadomy tego, że Dumbledore w mgnieniu oka by się o tym dowiedział, a nie chciał podpaść dyrektorowi, który i tak już wiele dla niego zrobił, pozwalając mu spędzać pełnie w domu.
Tego dnia uczniowie mieli kolejne wyjście do wioski, a Lunatyk (korzystając z ich nieobecności i odwołanych przez Harry'ego lekcjach) wciągnął się w wir pracy, na przemian sprawdzając testy ślizgonów czy wypracowania gryfonów, czy czasem wszystko naraz. Był tak zajęty sprawdzaniem testu jednego ze ślizgonów, że nawet nie usłyszał, kiedy ogień w kominku trzasnął nienaturalnie głośno i sekundę później wyszedł z niego brunet z huncwockim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Kiedy zobaczył, że Remus nie zdaje sobie sprawy z jego obecności, podszedł do niego na palcach i zajrzał przez ramię. Zaraz zmarszczył brwi.
— To ten dzieciak Narcyzy, którego teraz sprawdzasz? — spytał, na co młodszy podskoczył w fotelu i dramatycznie złapał się za serce, o mało nie upuszczając pergaminu i pióra.
— Merlinie najukochańszy, Syriusz! — warknął, odwracając się w stronę drugiego mężczyzny, który teraz stał za nim z rękami założonymi na piersi i dumnym uśmiechem. — Co ty tu robisz? Raczej nie wolno ci tu być.
— Możliwe — wzruszył ramionami. — Ale już od jakiegoś czasu nie dostałem od ciebie listu i stwierdziłem, że sprawdzę czy jeszcze w ogóle żyjesz.
— Przecież za dwa dni wracam do domu. Nie mogłeś zaczekać?
Z twarzy Syriusza zszedł uśmiech, a pojawiła się skrucha. Gdyby był w postaci psa, stałby teraz ze spuszczonym łbem i uszami oraz podwiniętym ogonem. Błądził oczami gdzieś po podłodze, nie mogąc spojrzeć w zielone tęczówki.
— Martwiłem się — przyznał szczerze. — Nie odzywałeś się od naszego ostatniego spotkania.
Lunatyk westchnął ciężko i jakby oklapł. Naprawdę chciał się teraz złościć na Blacka, lecz po prostu nie potrafił, kiedy ten stał przed nim całkowicie bezbronny, skruszony i bez złych intencji. Podszedł do bruneta, dwoma palcami podniósł jego podbródek i zmusił do spojrzenia w oczy. Łapa przełknął ciężko ślinę.
— Przepraszam — powiedział już ciszej Remus. — Naprawdę chciałem pisać, ale okazało się, że praca nauczyciela wcale nie jest taka lekka i prosta...
— Wiem, nie chciałem ci przeszkadzać, po prostu...
— Łapo — wszedł mu w zdanie szatyn. — Cieszę się, że cię widzę.
Twarz bruneta momentalnie pojaśniała, a na usta wpłynął lekki uśmiech zadowolenia. Chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz nie pozwoliły mu na to wargi Lunatyka, napierające na jego. Z radością oddał pocałunek, pogłębiając go, jednocześnie zarzucając mężczyźnie ręce na ramiona i przyciągając bliżej do siebie, tak, że nie było między nimi nawet milimetra przestrzeni. Dłonie szatyna od razu znalazły się na talii starszego, powoli wsuwając się pod materiał jego bluzy. Czuł, jak Blacka przechodzi dreszcz, na co uśmiechnął się do siebie w myślach. Nim zdążył zakodować, co się dzieje, znaleźli się na łóżku. Syriusz leżał pod nim, przesuwając chciwymi dłońmi po całym jego ciele, natomiast Remus opierał się po bokach jego głowy, ciągle nie rozłączając ich ust. Kiedy jednak palce bruneta dotarły do jego paska od spodni, męcząc się z jego rozpięciem, Lunatyk odsunął się od niego na pewną odległość i złapał go za rękę, odciągając od swojego krocza.
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfiction~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...