Dobre jedzenie, prezenty i obecność najbliższych to było wszystko, czego właśnie potrzebowali do całkowitego szczęścia. Bowiem nastały, tak długo i niecierpliwie wyczekiwane, święta Bożego Narodzenia.
Remus od rana chodził podenerwowany, gdyż wszystko spadło na jego głowę. Do tej pory dzielili się obowiązkami z Lily oraz jego mamą, która co roku przyjeżdżała do syna z ojcem. Teraz nie miał na kogo zwalić części przygotowań - Lily i James nie żyją, jego rodzice także, były to pierwsze święta, które mieli spędzić bez nich. Pierwsze święta, które mieli spędzić zupełnie sami.
Lyall Lupin zmarł na początku roku 1981 z powodu ciężkiej choroby, która okazała się być nieuleczalna. Uzdrowiciele robili co w ich mocach, lecz nic nie pomagało i mężczyzna odszedł, zabierając ze sobą cząstkę serca Remusa, która już nigdy nie będzie zastąpiona.
Z Hope Lupin było trochę gorzej. Po śmierci męża całkowicie się załamała, a jej psychika doszczętnie wysiadła. Szatyn prowadzał ją po różnych lekarzach, lecz wszyscy rozkładali ręce, mówiąc, że kobieta ma już swoje lata. Hope zakończyła swoje życie niedługo po mężu - z wyczerpania przedawkowała leki nasenne. Lunatyk znalazł ją następnego dnia, gdy przybył razem z Łapą w odwiedziny. Mimo popołudniowej godziny, kobiety nie dało się dobudzić, przez co mężczyźni poważnie się wystraszyli. Wezwali medyków i dopiero oni uświadomili ich o przykrej sytuacji. Do tej pory nikt nie wie, czy Hope zrobiła to specjalnie, czy przypadkiem.
Rodzice Remusa byli dla niego jedną z najważniejszych części jego życia, przez co, gdy oboje odeszli on sam popadł w swego rodzaju depresję. Przy życiu utrzymywał go tylko Syriusz, choć i on nie zawsze dawał sobie radę z szatynem. Pewnego dnia, gdy wrócił po pracy do domu, pierwszym, co zobaczył, była ścieżka krwi, prowadząca z kuchni aż na piętro do ich sypialni. Brunet, podszyty strachem, ruszył jej śladem prosto do łazienki, w której zastał nieprzytomnego Remusa z porozcinanymi nadgarstkami, prawdopodobnie wykrwawiającego się na śmierć. W mgnieniu oka znalazł się z nim w Świętym Mungu, gdzie doprowadzili szatyna do siebie, ratując mu życie. W tamtym momencie ciężko było powiedzieć, który z nich był bardziej załamany. Mimo, że Lunatyk obiecał Syriuszowi, że więcej nie zrobi czegoś takiego, ten i tak wziął sobie miesiąc zwolnienia i siedział z mężem w domu, pilnując go, jak małe dziecko. Remus do dzisiaj wstydzi się swoich blizn na nadgarstkach.
Gdy tylko nastał świt, szatyn zerwał się z łóżka, budząc tym samym resztę domowników, i zarządził przygotowania świąteczne. W czasie, kiedy on ogarniał Harry'ego, Łapa poszedł po choinkę, którą później mieli wspólnie przystroić. Brunet wrócił idealnie w momencie, kiedy drugi nakładał śniadanie na talerze. Usiedli, zjedli w niemałym pośpiechu i zabrali się za dalsze obowiązki.
Podczas, gdy Remus rządził w kuchni, przygotowując najróżniejsze potrawy - poczynając od sałatek, przez pierogi, na rybie kończąc - Syriusz męczył się, drzewkiem bożonarodzeniowym, próbując ustawić je do pionu. Nie pomagał mu także Harry, ciągle plączący się pod nogami i bełkoczący coś we własnym języku. Nim mu się to udało był cały w igłach, we włosy miał wplątane gałązki, a chłopiec o mało co nie stracił życia, kiedy wsparł się na pniu, próbując dźwignąć się na nogi, tym samym wyrywając choinkę wujkowi. Brunet złapał drzewko dosłownie w ostatnim momencie, zanim razem z dzieckiem poleciało do tyłu.
Remus wszedł do pomieszczenia w momencie, kiedy Black ocierał sobie pot z czoła rękawem od bluzy, przy okazji zostawiając w grzywce parę igiełek. Szatyn zaśmiał się głośno, widząc w jakim stanie jest jego małżonek - zmęczony, czerwony na twarzy, cały w igiełkach i patyczkach, mordując wzrokiem Harry'ego, który już zaczął dobierać się do stojaka. Lunatyk poszedł do malca i wziął go na ręce, tym samym odciągając od drzewka.
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfic~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...