✯11✯

1.9K 162 62
                                    

Poniedziałek był dniem, w którym Syriusz był zmuszony wrócić do pracy. Mimo, że nie chciał tego robić, nie miał innego wyjścia - Moody'ego ciężko było przekonać o tydzień wolnego, a co dopiero o więcej. Wiedział, że gdy tylko przekroczy próg Ministerstwa Magii dostanie porządną reprymedę od swojego szefa, szczególnie, że o swoim urlopie nie poinformował go osobiście, a wyręczył się jednym z aurorów.

Przetarł zaspane oczy i wyłączył budzik, dzwoniący od dobrej minuty, po czym przysiadł na krańcu łóżka, ziewając przeciągle. Nie wiedział, czy odgłos zegarka nie zbudził Harry'ego, lecz nie bardzo się tym wtedy przejmował, skupiając się bardziej na swoich własnych odczuciach. Był niewyspany, w złym humorze, a jego brak chęci do życia osiągnął apogeum.

W końcu podniósł się z posłania i mozolnym krokiem podreptał w stronę toalety, gdzie ogarnął się, aby przynajmniej wyglądać jak człowiek. Gdy wyszedł, Remus już nie spał i sennie uśmiechnięty siedział po turecku na środku łóżka.

— Dzień dobry — przywitał się z mężem.

— Dobry — burknął Black, szukając swojej aurorskiej peleryny po całym pokoju.

Przegrzebywał właśnie szafę, kiedy poczuł, jak czyjeś ramiona delikatnie oplatają jego brzuch. Mimowolnie uśmiechnął się na ten gest, który jakoś poprawił mu nastrój. W końcu znalazł to, czego szukał i odwrócił się przodem do szatyna, który przypatrywał mu się z lekka badawczo. Brunet uniósł brew, czekając.

— Wszystko w porządku? — spytał wreszcie Lunatyk, dokładnie badając wzrokiem drugiego mężczyznę.

— W jak najlepszym — odpowiedział od razu i zganił się w myślach, że zrobił to tak szybko, bowiem Remus już wiedział, że coś jest nie tak. — Po prostu... — uciął i westchnął ciężko, spuszczając wzrok. Jego ręka jakby automatycznie znalazła się w jego włosach, przegarniając je.

— Po prostu...? — pośpieszał szatyn, nie dostając odpowiedzi. Syriusz westchnął jeszcze raz, zanim z potworem zaczął mówić.

— Nie chce wracać do pracy ze świadomością, że zostajecie tutaj sami, we dwójkę. A jak coś się stanie, gdy mnie nie będzie? Przypadki chodzą po ludziach. Nie wybaczyłbym sobie... — przerwał, czując ciepłą dłoń, delikatnie gładzącą jego policzek. Uniósł srebrne oczy, w których, nie wiedzieć, kiedy, zebrały się pierwsze łzy. Napotkał zielone tęczówki i zamknął usta, dając tym samym znak Lunatykowi, że może mówić. W myślach wymierzył sobie policzek za tak histeryczne tłumaczenie.

— Łapo — zaczął delikatnie, a brunet momentalnie miał ochotę popłakać się z nadmiaru emocji. Nie zrobił tego jednak. — Nic nam nie będzie. Mówiłem ci już, że jestem dorosły, poradzę sobie sam na sam z Harry'm przez parę godzin — uśmiechnął się lekko. — A kiedy wrócisz zjemy razem obiad i obejrzymy jeden z twoich filmów, co ty na to?

Mówiąc filmów, Remus miał na myśli bajki Disney'a, których brunet miał pościąganych od groma i jeszcze ciut. Wiedział, że tym argumentem już kupił Blacka, więc uśmiechnął się szerzej i na krótko złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Gdy się od siebie odsunęli, na twarzy bruneta widniała błoga radość i satysfakcja.

Już mieli zamiar się rozejść - Syriusz do kuchni, zrobić śniadanie, natomiast Lunatyk do łazienki, pod prysznic - gdy nagle w pokoju dało się słyszeć cichy głosik chłopca z łóżeczka. Łapa westchnął, jakby w wyczerpaniu, a szatyn złożył na jego czole szybkiego buziaka, po czym skierował się w stronę, z której dochodziły wesołe odgłosy. Black jeszcze raz spojrzał na męża, jak gdyby czekając na pozwolenie opuszczenia pokoju. Remus kiwnął mu głową, podnosząc malca, a Syriusz uśmiechnął się w odpowiedzi i już po chwili schodził po schodach, zmierzając w kierunku kuchni.

Zaćmienie {Wolfstar}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz