✯54✯

692 66 20
                                    

I wszystko byłoby dobrze. Gdyby nie artykuł na pierwszej stronie Proroka Codziennego, który powitał ich pewnej pięknej soboty.

Sowa, która przyniosła gazetę odleciała od razu po otrzymaniu zapłaty od jednego z mężczyzn, pozostawiając ją zwiniętą na stole. Lunatyk sięgnął po gazetę, nie przerywając śniadania, i rozwinął, aby ujrzeć spory nagłówek mówiący o katastrofie po Zawodach Quidditcha. Dokładnie tych, na które parę dni wcześniej wysłali Harry'ego. Pobladł momentalnie, bojąc się przeczytać artykuł. Łapa, który do tej pory zamykał okno, podszedł teraz do męża i zajrzał mu przez ramię.

— Co tam masz? — padło pytanie, jeszcze zanim brunet zdążył zauważyć nagłówek na pierwszej stronie.

W akcie szoku Black praktycznie wyrwał młodszemu gazetę z rąk i przystawił bliżej twarzy, jakby chcąc upewnić się, że to, co przed chwilą przeczytał było stuprocentową prawdą. Szybko przeleciał tekst wzrokiem i zaklął pod nosem siarczyście.

Łapie ręce opadły, jego twarz wyrażała jedynie szok. Remus westchnął ciężko i oparł łokcie na blacie stołu, a głowę złożył na dłoniach. Czemu zawsze, kiedy sprawy już zaczynają mieć się dobrze, coś się nagle zaczyna psuć?

Żaden z nich się nie odezwał; martwa cisza przedłużała się, póki nagle Black nie zerwał się, jak prądem rażony, i wybiegł z kuchni. Lunatyk od razu wstał i wypadł zaraz za nim, zatrzymując się jednak przy drzwiach kuchennych.

— Łapo, co robisz?! — zakrzyknął, gdyż starszy zdążył zniknąć mu z pola widzenia.

— Zbieraj się! Jedziemy tam! — doleciała go odpowiedź gdzieś z głębi domu.

— Syriusz! — głos Remusa poniósł się po wszystkich pomieszczeniach. Chciał przestrzec męża przed zrobieniem czegoś głupiego, lecz tym razem nie doczekał się odpowiedzi ze strony starszego.

Sekundę potem Black zbiegł na dół, rzucił w stronę szatyna jakiś zwitek materiału, który (jak się później okazało) był jednym z jego swetrów, po czym zabrał się do ubierania butów.

— Łapo, zwolnij trochę... — spróbował, mając nadzieję przemówić mężowi do rozsądku. Niestety ten nie pozwolił mu dokończyć.

— Nie, Remusie. Nie zwolnię. Nie teraz, kiedy okazuje się, że parę dni temu Harry znów mógł zginąć. Powinienem być teraz przy nim, więc to zrobię. Miałeś rację — przyznał. — Nie powinniśmy byli go tam puszczać.

Stanął na nogi i szybkim krokiem pokonał przestrzeń pomiędzy nimi. Stając na palcach, szybko połączył ich usta, niestety tylko na krótką chwilę.

— Idę odpalić Bestię. Lecimy do Nory — orzekł i już go nie było.

Szatyn westchnął ciężko (ostatnimi czasy niesamowicie często przychodziło mu to robić). Nie miał innego wyboru, jak tylko posłuchać męża i zebrać się do wyjścia.

Kiedy wyszedł, Black już czekał na niego, siedząc na odpalonym motocyklu i przytupując niecierpliwie nogą. Remus podszedł do niego i przejął kask z wyciągniętych rąk starszego, po czym nałożył go i władował się na pojazd, obejmując męża w pasie i przyciskając klatkę do jego pleców. Tak, jak za każdym razem: tak, jak za dawnych lat.

— Nie uważasz, że szybciej byłoby przez sieć Fiuu? — spytał jeszcze, zanim Łapa zdążył oderwać koła pojazdu od ziemi.

Brunet zerknął na niego przez ramię i uśmiechnął się zawadiacko.

— Zapewne tak by właśnie było — przyznał, po czym chwycił mocno kierownicę i wzbili się w powietrze.

Syriusz wiedział, że szybciej do Nory dostaliby się za pomocą proszku Fiuu, a jednak wybrał, że polecą Bestię, co zajmie im dobre pół godziny.
Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: musiał ochłonąć. Poważnie wystraszył się, kiedy przeczytał pierwszą stronę porannej gazety. Wpadł wtedy w trans, może nawet lekką paranoję, której skutkiem była nagła wycieczka do domu Weasley'ów.
Chciał lecieć motocyklem, ponieważ czuł, że musi sobie wszystko poukładać, zanim zobaczy chrześniaka. A do tego najlepsza była krótka wycieczka.

Zaćmienie {Wolfstar}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz