Syriusz był mile zaskoczony tym, jak pozostała dwójka rzetelnie dotrzymuje danego słowa. Nie było tygodnia, w którym nie dostałby przynajmniej jednego listu od któregoś z nich, a najczęściej sowa dostarczała mu po dwa listy naraz – jeden od chrześniaka i jeden od męża.
Pierwszy list od Lunatyka dotarł do niego już parę dni po rozpoczęciu roku szkolnego. Łapa spodziewał się, że pierwsze informacje o życiu szkolnym otrzyma po trochę dłuższym okresie czasu, więc niemałym zaskoczeniem było dla niego, kiedy w pewien czwartkowy ranek, w czasie śniadania, w szybę zapukała Hedwiga, dzierżąc w dziobie rulonik pergaminu przewiązany czerwoną wstążką.
Podszedł do okna i otworzył je, wpuszczając ptaka do środka. Ten od razu przekazał mu list i poleciał w stronę stołu, na którym stał niedojedzony posiłek bruneta.
Black bez słowa odwiązał wstążeczkę i uśmiechnął się lekko na widok tak dobrze mu znanego charakteru pisma. Zaczął czytać.
Kochany Łapo!
Na sam początek chciałbym zapewnić Cię, że podróż do Hogwartu przebiegła nam bezproblemowo, nie licząc jednego incydentu, o którym raczej nie powinienem pisać Ci w liście.
Ale nie musisz się o nas martwić – wszyscy mają się dobrze!Łapa wystraszył się trochę, czytając pierwszy akapit. Lunatyk w swoich listach raczej nie szczędził sobie informacji i szczegółów dotyczących praktycznie wszystkiego, a teraz, ni stąd ni zowąd, oznajmia brunetowi, że jest coś, czego nie może opowiedzieć mu poprzez list.
Mimo zapewnień drugiego, brunet od razu zaczął zastanawiać się, co to może być i nie był zbyt zadowolony z pomysłów, które podsuwał mu mózg. W końcu stanęło na tym, że prawdopodobnie wydarzyło się coś bardzo istotnego, o czym Remus woli osobiście poinformować męża. Taki bieg wydarzeń nawet go usatysfakcjonował, więc czytał dalej.
Poznałem tą dziewczynę, o której opowiadał nam Harry – Hermionę – i okazała się być bardzo miłą, uprzejmą, jak i niesamowicie oczytaną młodą panną. Wie zadziwiająco dużo o świecie magii, choć sama pochodzi z mugolskiej rodziny. Świetnie dogaduje się z chłopcami.
Od razu po dotarciu na miejsce otrzymałem własną salę (może Cię to zdziwi, lecz jest to ta sama klasa, w której nas uczono OPCM'u przez te wszystkie lata) i powiedziano mi, że jej zaplecze jest do mojej pełnej dyspozycji. Kiedyś znajdował się tam schowek (pamiętasz, jak włamaliśmy się do niego na piątym roku?), lecz teraz jest to przytulnie urządzony pokój z niewyobrażalnie miękkim łóżkiem i kominkiem.Syriusz bardzo dobrze pamiętał ich wybryk na piątym roku, kiedy uciekając przed Filchem wpadli do pierwszej-lepszej otwartej sali i od razu przemknęli na zaplecze, mając nadzieję, że woźny nie wpadnie na to, aby ich tam szukać. Na szczęście los okazał się być bardziej przychylny niż podejrzewali i już po trzech minutach usłyszeli, jak zdyszany mężczyzna przebiega obok klasy, nawet nie zawracając sobie głowy zaglądaniem do niej.
Niestety (chociaż zależy, kogo by spytać) wtedy zaplecze było niedużym, strasznie zagraconym miejscem, więc chłopcy byli zmuszeni stać jak najbliżej siebie, aby przypadkiem nie poruszyć żadnej rzeczy, która mogłaby spaść i narobić hałasu, tym samym odkrywając miejsce ich ukrycia. Łapa nie narzekał (piąty rok był czasem, kiedy wreszcie przyznał się sam przed sobą, że ewidentnie czuje coś do swojego przyjaciela), lecz Remus czuł się z lekka niekomfortowo, gdyż nie był aż tak przyzwyczajony do bliskości drugiego człowieka, nawet, jeśli był to Black, który nigdy jakoś specjalnie nie szczędził sobie nadmiernego utrzymywania kontaktu fizycznego z drugim człowiekiem. Szatyn czuł się wtedy po prostu dziwnie, nienaturalnie, kiedy ich klatki piersiowe ocierały się o siebie przy najmniejszym ruchu, czuł oddech bruneta na swojej szyi, a ten ciągle trzymał go za rękę po szaleńczym biegu przez korytarze i następnym wciągnięciu do pustej klasy.
W gruncie rzeczy, Black dobrze wspominał ten dzień, jak i wszystkie wydarzenia, które miały miejsce później. Oczywiście z pewnymi wyjątkami.
Pierwsze lekcje nie były niczym specjalnym – poznałem resztę uczniów, w tym też ślizgonów i muszę Ci powiedzieć, że młody Malfoy odziedziczył charakter po ojcu. Wcale mnie nie dziwi, dlaczego Harry tak go nie lubi.
Chyba trochę się rozgadałem, bo właściwie nie po to do Ciebie piszę. Zaraz po uczcie powitalnej Dumbledore zaprosił mnie do siebie do gabinetu (poczułem się całkiem, jak za czasów szkolnych) i oznajmił, że jeśli bardzo mi zależy, to mogę wracać na pełnie do domu. Powiedział także, iż nie spodziewał się odmowy i zdążył już połączyć kominek na zapleczu sali z tym naszym.
Nawet nie wiesz, jak się wtedy ucieszyłem. Wychodzi na to, że zobaczymy się szybciej niż dopiero w święta!
Poza tym, u mnie wszystko dobrze, Harry także nie narzeka, i jeszcze nie było go u mnie w żadnej poważnej sprawie, co chyba można uznać za mały sukces.
Napisz koniecznie, co u Ciebie, jak Ci się tam bez nas żyje (mam nadzieję, że nie tęsknisz aż tak bardzo).Kocham i tęsknię
Twój LunatykPodczas czytania na ustach Syriusz malował się uśmiech, a pod koniec łza zakręciła mu się w oku. Nie był przyzwyczajony do rozstawania się z szatynem na tak długi okres czasu, więc niesamowicie mu ulżyło, kiedy przeczytał, że jego skarb jeszcze w tym miesiącu zawita w domu. Jednocześnie lekko zasmuciło go to, że spotykać się będą jedynie w te szczególne dni. Mimo wszystko, nie zamierzał narzekać – oddałby wszystko za to, aby znów mieć męża przy sobie. Nie lubił siedzieć sam w domu – zbyt przypominało mu to czasy, kiedy mieszkał tutaj z rodziną Blacków i całymi dniami przesiadywał samotnie w swoim pokoju – i teraz też mu się to nie podobało. Niestety niewiele mógł zrobić. Musiał to jakoś przeżyć.
Momentalnie zabrał się za odpisywanie, nie szczędząc sobie epitetów opisujących to, jak bardzo zadowolony jest z faktu, że zobaczą się za niecałe dwa tygodnie.
Starał się także ładnie ubrać w słowa to, co robił od momentu ich wyjazdu, a tego niestety nie było zbyt dużo. Dzień po rozstaniu się ze swoją małą rodzinką, Syriusz zjawił się w pracy i oznajmił Moody'emu, że bierze nadgodziny w soboty i niedziele. Czuł, że nie wysiedzi samotnie w domu, więc czas, który poświęcałby na bezmyślne wgapianie się w ekran telewizora i popijanie Kremowego Piwa mógł przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego, na przykład pracę.
Przez ten niespełna tydzień zdążył już wpaść w nową rutynę – z samego rana wychodził do pracy, przepracowywał pół dnia, po czym pod wieczór wracał do domu, przyrządzał sobie skromny posiłek i zasiadał w salonie przed telewizorem, który w tych dniach stanowił dla niego jedyną rozrywkę.
Nie zabawiał długo i zaczął szybciej kłaść się spać, gdyż nadgodziny porządnie dawały mu się w kość.
Mimo to, starał się nie narzekać – o wiele bardziej wolał spędzać te godziny z innymi aurorami i zajmować swój umysł czymkolwiek innym niż tęsknotą za pozostałą dwójką, niż siedzieć samotnie w pustym domu, nieustannie nękany przez wspomnienia rodzinnej atmosfery, która nigdy nie opuszczała tego miejsca, kiedy Łapa miał przy sobie męża i chrześniaka. Kiedy ci wyjeżdżali, był świadomy tego, że będzie tęsknił, lecz nie spodziewał się, iż uczucie to będzie tak silne, praktycznie rozrywające.Tego dnia spóźnił się do pracy, zbyt długo odpisując na list Lunatyka, lecz Moody (ku jego zdziwieniu) nie napomknął o tym ani słowem. Mężczyzna aż za dobrze wiedział o nadgodzinach branych przez Blacka, więc stwierdził, iż nie będzie karcił go za jednorazowe spóźnienie, mimo że brunet pojawił się w pracy prawie dwie godziny później niż powinien.
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfiction~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...