Księżyc ustąpił miejsca słońcu, którego promienie leniwie wlały się do pokoju przez niezasłonięte okno.
Lunatyk, ledwo przytomny, leżał na materacu, próbując unormować rozszalałe bicie serca. Trochę mu zajęło dojście do tego, gdzie jest i co się dzieje, lecz w końcu odzyskał pełną świadomość. Nie podniósł się, nie otworzył nawet oczu - nie był w stanie, ból i zmęczenie skutecznie odbierały mu możliwość wykonania jakiegokolwiek ruchu.
Leżał i nasłuchiwał, a to, co słyszał nie bardzo mu się podobało. Jęki i skomlenia, a zaraz potem płytki, urywany oddech. Nie było mu ciężko domyślić się, iż te odgłosy należą do Łapy, w końcu nikogo innego nie było w domu, a tym bardziej w pokoju. Na raz w jego podświadomość wkradł się niepokój. Zrobił coś? Coś poważnego? Na pewno, zważając na zachowanie Syriusza, który teraz powolnym krokiem zbliżał się do niego.
— Remi... — szepnął, opadając na kolana obok prowizorycznego posłania. — Jak się czujesz? — spytał, a jego dłoń powędrowała do jasnych włosów, chcąc je przegarnąć. Nie zwracał uwagi na to, że na ręce ma krew, którą zostawia w czuprynie drugiego mężczyzny.
Szatyn nie odpowiedział, zbierając całą energię na chociaż delikatne uchylenie powiek. Udało mu się to dopiero po którejś próbie i zaraz przeraził się jeszcze bardziej, widząc w jakim stanie znajduje się jego małżonek. Twarz miał całą poharataną, pobrudzoną bordową cieczą, a na środku policzka widniały cztery dziury, jakby po wbitych pazurach. Przez szyję, aż po przeciwległy bark ciągnęło się głębokie zadrapanie, z którego wciąż sączyła się krew. Ubrania miał brudne i podarte, a lewy nadgarstek wygięty pod nienaturalnym kątem.
— Łapa... - zaczął słabym, zachrypniętym głosem. — Przepraszam...
— Hej, spokojnie — uśmiechnął się lekko. — Nic mi nie jest. Żyję.
— To moja wina... — ciągnął dalej, nic sobie nie robiąc ze słów bruneta. — To wszystko moja, pieprzona wina.
— No, już. Żaden z nas nie ma na to teraz siły — przyznał, mając na myśli zamartwianie i obwinianie się szatyna. — Dasz radę dojść do sypialni?
— Dam — odpowiedział, a pod nosem mruknął jeszcze: — Nie mam innego wyjścia.
— Mogę cię zanieść — zaproponował Black, jakby słysząc poprzednie słowa Lunatyka, choć było to mało możliwe.
— Raczej nie z tą ręką — sarknął, kiwając głową na nadgarstek mężczyzny. — Dam radę — powtórzył.
Syriuszowi nie pozostało nic innego, jak tylko kiwnąć głową na zgodę. Podniósł się z klęczek z lekkim sykiem, zaraz jednak samemu się uciszając - nie chciał jeszcze bardziej martwić swojego wilczka. Stanął na trzęsące się nogi, wyciągając zdrową rękę w stronę Remusa, aby pomóc mu się podnieść. Ten jednak pokręcił głową i uniósł się na łokciach, chcąc pokazać, że da radę bez pomocy - nie chciał sprawiać Łapie jeszcze większego bólu, i tak już za bardzo narozrabiał.
Black patrzył na niego zatroskanym wzrokiem, lecz zabrał dłoń, pozwalając szatynowi samodzielnie dźwignąć się na nogi. Trochę to trwało, lecz w końcu mu się udało. Stał teraz wsparty o ścianę, próbując utrzymać otwarte oczy oraz ignorować rozdzierający ból, który potęgował z każdą sekundą. Syriusz zaraz znalazł się przy nim, oferując swoje ramię, jako wsparcie w drodze do sypialni. Lunatyk przyjął je z ochotą, zdając sobie sprawę, że inaczej droga przez korytarz mogłaby skończyć się o wiele gorzej. Brunet stłumił jęk bólu, kiedy ten się na nim wsparł i mozolnym krokiem ruszyli w stronę sypialni.
Droga, którą zwykli pokonywać w mniej niż minutę, teraz zajęła im ich pięć, gdyż każdy powłóczył nogami, próbując zachować równowagę, jednocześnie nie obciążając zbytnio tego drugiego. Gdy w końcu dotarli na miejsce, Remus ułożył się na łóżku, próbując przybrać taką pozycję, która będzie sprawiać mu jak najmniej bólu. Niestety było to mało wykonalne. Łapa bez słowa skierował się do łazienki w poszukiwaniu apteczki - tym razem im obu przyda się spora ilość opatrunków. Znalazł ją, po czym wrócił do pokoju z zamiarem pomocy i sobie, i szatynowi. Delikatnie przysiadł na pościeli, kładąc apteczkę obok siebie. Skrzywił się, kiedy przez jego ciało przelała się fala bólu.
CZYTASZ
Zaćmienie {Wolfstar}
Fanfiction~~~ - Może lepiej by było, gdybyś zaproponował to Glizdogonowi? Raczej nikt nie będzie podejrzewał go o strzeżenie waszej tajemnicy, a mnie wezmą na pierwszy ogień. - Chyba masz rację. °°° - On tego nie zrobił, prawda? Zabiję go, do cholery! ZABIJ...