Rozdział 18

156 19 0
                                    

TEREN SCHRONISKA WASHINGTONÓW

22:43

- Deportacja. – szepnął Mike.

- Seks-portacja. – poprawiła go Jess.

- Już mi pasuje. – roześmiał się.

- Brr... A jak daleko stąd jest ta cała „chatka", co?

- Ta cała chatka... to najbardziej romantyczne miłosne gniazdko, jakie kiedykolwiek widziałaś.

- Pff... O ile tam dotrzemy.

- Coś czuję, że szczęście nam sprzyja... - upewniał ją.

- Rozegraj to dobrze, to może faktycznie ci się poszczęści.

- Ej! Gwiazdy porno! – z otwartych drzwi krzyknął Josh. – Przydadzą się wam. – rzucił Mike'owi klucze.

- Gwiazdy porno? –spytała się Jess.

- Pooglądałbym. –zażartował.

- Ee, zbok. – stwierdziła dziewczyna.

- Sorry, że was tak wykopałem... - przeprosił.

- Poradzimy sobie. – zapewniał Mike.

- O, jestem pewien, że jakoś się rozerwiecie.

- Mhm. Miłej zabawy ze świrami. – pożegnała się.

- A. Jeszcze jedno. Odpalcie generator, żebyście widzieli, gdzie idziecie. – poinformował ich. – Ciemno tam jest.

- Dobra. Przyjąłem.

- Wydaje mi się, że Josh jakby ze mną flirtował. – powiedziała Jess.

- Ok. Marzy ci się trójkącik?

- O... serio? – powiedział to tak jakby nie żartowała.

- Co?? Nie! – oburzył się.

Zeszli po schodach i ruszyli przed siebie.

- Brrr. Zaraz tu zamarznę...! – krzyknęła Jess.

- Na to akurat, mogę coś poradzić.

- No, no, ciekawe co?

- No, mam kilka pomysłów. – powiedział tajemniczo. Minął właśnie drzewo z tabliczką „ TEREN PRYWATNY POSESJA RODZINY WASHINGTONÓW" – Nikt już w ogóle nie dba o to miejsce. W sumie szkoda. – po przejściu paru metrów Jessica się zatrzymała.

- To o co wam poszło wcześniej? No między tobą a Mattem?

Mike mógł zachować się agresywnie lub wymijająco. Wolał jednak wymigać się od odpowiedzi. Czy jego decyzja była słuszna i co by było gdyby...

- Aaa.... No wiesz... rozkładam pawi ogon przed wybranką.

- Czyżby? Tylko po to, żeby mi zaimponować?- nie dała wiary Jess.

- No co? – naprężył muskuły – Trzeba się czasem pochwalić, jeśli jest czym.

- Acha. Wyglądałeś na ostro wkurzonego, ogierze. – roześmiała się.

Znów Mike mógł minąć się z prawdą lub wbrew przeciwnie i się przyznać, ale wolał uchronić swój tyłek. Czy dobrze zrobił i co by było gdyby...

- Nie, nie, ja tylko próbowałem mu pokazać, że są granice. – bronił się.

- Wyglądało raczej, jakbyś szukał wymówki...

Przeszli kawałek i stanęli przed furtką. Chłopak nacisną guzik, otwierający, ale zapalił się czerwone światło, czyli było zamknięte.

- To coś chyba potrzebuje zasilania. – stwierdził.

- Josh chyba mówił coś o generatorze?

Niedaleko stał mały budyneczek gospodarczy, do niego też się skierowali.

- A może byś tak „wygenerował" w sobie odrobinę „chęci", żeby ODDPALIĆ TEN CHOLERNY GENERATOR, CO?! – krzyknęła na niego. On w tym czasie interesował się czym innym, więc odpowiedział.

- Spoko, powrzeszcz na niego tak, jak ty na mnie, może zadziała.

- Też coś... - mruknęła.

Zainteresował go totem zagrożenia, leżący na ziemi. Gdy go podniósł i zajrzał i zobaczył jak jakiś straszliwy klown uderza Ashley pięścią. Czy to się spełni? I kim był ten Klown? Odłożył drewienko i ruszył do generatora.

- No dobra... Zobaczymy. – otworzył klapę włącznika, nacisnął w dół wajchę, zapalając zielone światło. – Bum. Nieźle, Michael. – mówił do siebie. Pociągnął za linkę dwa razy i maszyna się uruchomiła.

- Mój ty czarodzieju! – pochwaliła go Jess.

Gdy Mike się przesunął. Widać było, że za oknem ktoś stoi. Ktoś z zasłoniętą twarzą. Ktoś kto się im przygląda. Ktoś kto ostatnim razem się im przyglądał. Tajemniczy Ktoś, który nie został przez nich zauważony...

I CO BY BYŁO GDYBY....

Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz