- Synu, musimy się spieszyć.
- Tak... - odparł. – Zaraz wracamy. – wyszedł zaskoczony z domu, a drzwi za nim zamknęła dziewczyna. – Słuchaj, jesteś jakby ekspertem od tych „rzeczy". Powiedz mi.. o czym właściwie powinienem wiedzieć...? – przez szybę w drzwiach obserwowała go Ash.
- Że masz być ostrożny. I trzymać się z tyłu. – ruszyli po schodach.
- Czyli... Ile razy musiałbym trafić takiego potwora, żeby go zabić?
- Strzelałbyś do usranej śmierci.
- To... w ogóle nie da się ich tym zabić?
- Nie... ale da się je spowolnić.
- No to czym je niby zabić?
- Nie lubią ognia.
- No... Ja też nie przepadam.
- Boją się go panicznie i może je zabić. Ich skóra jest twarda... twarda jak pancerz, chyba że ją najpierw przypalisz.
- Ja pierdolę... - spuścił głowę. – A jakie są te potwory? Znaczy, są szalone i odstawiają dziwne akcje czy da się jakoś przewidzieć ich zachowanie?
- Hmmm... mają pewne wzorce zachowań... jak zwierzęta... czy ludzie.
-Czyli? Mają jakiś grafik czy coś?
- No, polują tylko w nocy.
- Acha. A czemu?
- Nie pytałem.
- To są jakieś troki na wendigo? – dopytywał się Chris, a zza drzew coraz wyraźniej było widać szopę. – W stylu „natrzyj się czosnkiem, to cię nie wyczują" czy coś takiego?
- Wyczują, wyczują.
- A coś innego w tym guście?
- Nie zobaczą cię, jeśli się nie ruszysz. Jak u żab... ich wzrok bazuje na wykrywaniu ruchu w polu widzenia.
- Czyli jeśli się nie ruszam... jestem nie do ruszenia?
- No, radziłbym sprawdzać w ostateczności... Wiesz, różnie bywa. – Mijali właśnie główne wejście szopy i dochodzili do wejście, gdzie przetrzymywali Josha. Jednak kiedy weszli zastali tylko połamany stołek, na którym wcześniej siedział chłopak.
- O nie... Kurde! Co tu się działo? – rozejrzał się. – Nie ma go...! Spóźniliśmy się!
- Cii! Cicho! – powoli wyjrzał na dwór. – Zbieramy się stąd. I to już.
- Musimy znaleźć Josha. Może jeszcze żyje. – nieznajomy roześmiał się.
- Najpierw wendigo skutecznie cię unieruchomi. Potem obedrze ze skóry całe twoje ciało. – mówił wpatrzony w dal, tylko co chwila zerkając na słuchacza. – Ale nie martw się, zadba o to, żebyś przeżył i był świadkiem tego, jak po kolei pożera twoje organy, jeden po drugim...
- Czyli do schroniska.
- Rusz się, wciąż mogą tu być! – wyszli z szopy. Przed budynkiem mężczyzna krzyknął. – Czekaj! Stój... - niestety było za późno Chris zrobił krok w przód i nadepnął na gałązkę, która głośno trzasnęła. Coś zaczęło biec w ich stronę. – BIEGIEM! RUCHY! JUŻ! JUŻ! – zza krzaku wyskoczył jeden z wendigo, a nieznajomy użył miotacza ognia.
- JA PIERDOLĘ, KURWA, CO TO JEST?!
- WIEJ! JUŻ!
- Ożeż kurwa! – zaczął nerwowo przestępować z nogi na nogę.
- Mają nas tu jak na talerzu, musimy ZMIATAĆ! – nagle jeden z wendigo przebiegł przed mężczyzną podcinając mu gardło swoim pazurem.
- O Boże, Boże... !!! – krzyknął z przerażeniem Chris.
Nieznajomy krwawił. Upadł bezwładnie na kolana, na klęczkach wygiął się dziwnie do tyłu, a jego głowa spadła na biały śnieg. Wypłynęła z niej bordowa strużka krwi, która zaczęła barwić śnieg. Chłopak widział to. Przerażony nie wiedział co zrobić. W tym momencie z krzaków wyskoczył jeden z potworów, a Chris w ostatniej chwili strzelił w niego ze strzelby. Jednak bestia tylko została odrzucona do tyłu, po czym wskoczyła na nogi i zaczęła go gonić.
- O kurwa... - biegł, głośno sapią, a co chwila odwracał się sprawdzając jak blisko jest wendigo. Przez jeden z odwrotów, uderzył głową o powaloną brzozę. – Kurna! – upadł na ziemie. Stwór był blisko. Chris położył się na brzuchu i wystrzelił kolejną kulkę w odrazę. Odrzuciło ją. – Tak, żryj to! – wyrzucił z siebie okrzyk zwycięstwa po czym wstał i zaczął dalej uciekać.
Widział już przed sobą schronisko. Zeskoczył ze skały, upadając na kolana. Podniósł się ciężko. Kuśtykał do drzwi.
– Ja jebię...
Przed schroniskiem z dachu wiaty zeskoczyła jedna z gadzin. Chris posłał jej kulkę, która ją odrzuciła. Jednak nie na tyle daleko, by mógł obok niej przejść. Bydle ponowiło skok. Tym razem za wendigo chłopak dostrzegł beczkę z paliwem. Przypomniał sobie słowa nieznajomego i zamiast w potwora, wystrzelił właśnie w jej stronę, powodując wybuch na tyle silny, że bestia odleciała parę metrów dalej. Chris przewrócił się pod wpływam wybuchu. Sapiąc dźwignął się na rękach.
- Jezu. O rany. – dobiegł ledwo co do drzwi. – Ash! Ash! – dziewczyna otworzyła drzwi. – O JEZU, DZIĘKI! Błagam, wpuść mnie, szybko! O Jezu... - wpadł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
- CHRIS! Jezu, co się stało? – przeraziła się.
- Słuchajcie, musimy wiać, to coś było tuż za mną... - za oknem widać było jedno z wendigo, które szykowało się do skoku do budynku. – Ruchy, ruchy, raz, raz, raz!
- O Boże! – zaczęli uciekać.
Tymczasem jeden ze stworów targał nieprzytomnego Josha po śniegu...
I CO BY BYŁO GDYBY...
CZYTASZ
Until Dawn
FanfictionKiedy grupa przyjaciół Ashley, Sam, Jessica, Emily, Matt, Mike, Chris i Josh wracają do miejsca tragicznego zdarzenia, które miało miejsce rok wcześniej. Nie wiedzą co ich czeka. Czy to przypadek, zemsta, chora gra, a może przeznaczenie. Podczas tej...