Rozdział 17

149 21 0
                                    

SCHRONISKO WASHINGTONÓW 

              22:28

Dwie dziewczyny nadal stały pod drzwiami do schroniska.

- Tyłki nam już tu zamarzają! – krzyknęła Ashley w stronę drzwi.

Z drugiej strony właśnie podchodził do nich Chris z dezodorantem i zapalniczką, czyli swoistym miotaczem ognia. Nacisnął zapalniczkę i prysnął dezodorantem, a ogień buchnął na klamkę, która po chwili był już rozmrożona. Chłopak złapał za gorącą klamkę, otworzył „damą" drzwi i ukłonił się.

- Dzięki, dzięki, dzięki za aplauz. Wiecie, gdzie mnie szuk... AĆ! Kurdę....- nagle zza niego wybiegł ów zwierzak, który go wcześniej zaatakował. – Ale mnie to bydlę wystraszyło. – powiedział ciężko sapiąc, a dziewczyny się tylko z niego śmiały.

- Co to było? Żyjesz? – zapytała Ash.

- Jakiś niedźwiedź czy inny tygrys. – zażartował.

- Ty tylko śliczny, mały rosomak! – mówiła Sam drażniąc go słodkim głosikiem.

Po schodach właśnie wszedł Josh.

- Mały? – oburzył się Chris.

- Nie przejmuj się. Jeszcze będziesz mężczyzną.- zażartował z niego Josh, po czym wszyscy weszli do schroniska. – Nie ma to jak w domu. – dodał wkraczając do salonu.

- Ja tam znam lepsze miejsca. – stwierdził Matt, odkładając walizki.

-Jeny. JAK DOBRZE być już w środku. – uradowała się Ash. – Nawet jeśli tu też trochę pizga.

- Spoko, rozpalę ogień. – odpowiedział gospodarz.

- Kompletnie nic się tu nie zmieniło. – stwierdził Matt.

- Od roku nic nie ruszaliśmy.

- Myślałam, że policja zawsze robi bajzel.–zdziwiła się Ash.

- Za wiele to tu się ostatnio nie działo. – dodał Chris.

- Ano. – potwierdził Josh.

- Czołem, mordy wy moje! – krzyknął Mike na wejście.

- Cześć! – dodała idąca za nim Jess.

- Joł!- krzyknął gospodarz. – Czym chata bogata, ziom.

Gdy Matt zobaczył Mike'a od razy sobie przypomniał o tym jak przytulał się on do swojej byłej dziewczyny, a obecnie jego dziewczyny.

- Tak jest.

- No. Pewnie. – podsumował Matt. – Zrelaksuj się, Bierz, co tylko chcesz. Nawet bez zaproszenia bierzesz, nie? – podszedł do kolegi.

- Zluzuj, stary!

Matt mógł teraz go ostrzec lub sprowokować, jednakże widział już zdenerwowanego Michaela, wiec wolał nie zaczynać. Czy jego decyzja była słuszna i co by było gdyby...

- Mike, trzymaj się z dala od mojej laski.

- Stary o co ci chodzi, co?

- Odwal się od Emily.

- Od Emily? A po kiego wała miałbym się do niej kleić? – zapytał, jakby nic nie zrobił.

Atakować czy odpuścić o to jest pytanie, które zrodziło się w głowie Matt'a. Tego jednak było za wiele, wiec zaatakował. Czy dobrze zrobił i co by było gdyby...

- Weź nie strugaj frajera, gościu, bo nikt cię tu nie chce.

- Serio, fagasie, coś ci, kurwa, nie pasuje? – bronił się Mike.

- Ty chujku jeden! – złapał go za głowę i próbował ją urwać.

- E! Ej! Gdzie te łapy!

- EJ! Co was pogięło, czy jak? Nie przyjechaliśmy tu, żeby sobie skakać do gardeł!- rozdzielił ich Josh. – Zdaje się, że mieliśmy miło spędzić czas, nie? Ej, Mike, może obczajcie z Jess tę chatkę dla gości, o które mówiłem. – chciał załagodzić sytuacje, rozdzielając ich.

- Ok... jasne, spoko. Chcesz tam iść? – zwrócił się do Jessici.

- Jasne. – podał jej rękę i wyszli na taras.

- Dobra, Josh... Może rozpalimy ogień? – zaproponował Matt.

- Gdzie moja torba? – krzyknęła Emily sprawdzając bagaże, ale odpowiedziało jej tylko „hę" od strony jej chłopaka. – No torba. Ta mała... W różowe wzorki! Co ją sobie kupiłam w Rodeo! – tłumaczyła mu. – Matt, słuchasz mnie? – odpowiedziała jej cisza. – Jezu, nie pamiętasz? Obok sklepu z włoskimi butami, gdzie kupiłam szpilki, a ty żeś przewrócił półkę, bo się śliniłeś do laski przy kasie.

- No... znaczy... ona przecież tylko zapytała mnie o kurtkę...

- Jasne. Bo tak ją obchodziła twoja zafajdana, dizajnerska kurtka.

- Co ty masz do mojej kurtki? – zapytał z oburzeniem podchodząc do dziewczyny.

- MATT, gdzie ta TORBA? – krzyknęła

- Boże, Em, może o niej po prostu zapomniałaś.

- Serio myślisz, że nie wzięłabym torby?

- Ja tylko...

- Tak czy nie? – rzuciła szybko.

- Raczej nie. – mruknął.

- Musiałeś ją zostawić gdzieś przy kolejce.

- Ech.

- Chodź, skarbie. Zajmie nam to moment. – namawiała go do współpracy.

- Ogrzejemy się potem?

- Ogrzejemy, i to bardzo. – uśmiechnęła się do niego.

- Ok. Ok. Chodźmy. – wskazał ręką w stronę drzwi, po czym wyszli.

Sam, która przyglądał się rozmowie Emily z Matt'em, siedząc na schodach, wstała i oznajmiła pozostałym.

- Dobra, ja idę się wykąpać.

I CO BY BYŁO GDYBY...


Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz