Rozdział 23

169 19 1
                                    

– Masz ochotę dołączyć? – zwrócił się do blondynki. Ona nie odpowiedziała. Stwierdził, że nie mówiąc nic wyraziła zgodę i ruszył w kierunku piwnicy, a za nim szła Sam.

Gdy zszedł po schodach do podziemnego pokoju. Podszedł do szafki i z szuflady wyjął latarkę mówiąc:

- Hej. Zauważyłaś, że dałem Chrisowi i Ash wspólne zadanie? Przyda im się trochę czasu na osobności.

Dziewczyna mogła teraz pochlebić ich lub zadrwić. Bardzo lubiła ich, więc nie zamierzała z nich się śmiać. Czy dobrze zrobiła i co by było gdyby...

- Kurdę, wiesz... pasują do siebie. Mogliby się przestać ociągać i spiknąć.

- Serio, im chyba potrzeba jakiegoś... bodźca, który ich połączy. Nie wiem, traumatycznego przeżycia, które ich ku sobie popchnie. – „O czym on mówi?" myślała dziewczyna. – Bo w takim tępię prędzej wylądują w domu starców, niż no wiesz, no... - uśmiechnęła się Sam.

Podszedł do drzwi do piwnicy otworzył i przepuścił przodem dziewczynę.

- Wiesz co, Sam...

- Tak, Josh?

- Chciałem tylko powiedzieć... - zawahał i zatrzymał się.

- Że...?

- To naprawdę wiele dla mnie znaczy, że tu wróciliście w ty roku i że... Ty wróciłaś, Sam... - podkreślił.

Niepewna... czy wspierająca... wspierająca. Czy dobrze wybrała i co by było gdyby...

- Josh. Możesz na nas liczyć. Serio. Zawsze i wszędzie. Posłuchaj... Wszyscy jakoś przez to przejdziemy... Razem.

- Chcę, żebyśmy miło spędzili czas... - powiedział odwracając się do w stronę drogi do piwnicy. Ruszył. Zeszli po schodach. – Tylko ostrożnie.

- Wyobraź sobie, korzystałam już kiedyś ze schodów. – odpowiedziała z irytacją.

- Yhym. – mruknął.

Po chwili znaleźli się w piwnicy. Wszędzie, po kątach porozstawiane były graty, pierdółki i pierdółeczki. Josh podszedł do czarnych, metalowych drzwi i je otworzył. Poświecił latarką.

- Sorry, że zaciągnąłem cię w te lochy. – przeprosił, kucając.

- Załatw mi ciepłą wodę i wszystko będzie ekstra fajnie.

- Nie chciałbym, żebyś musiała się tu błąkać sama, na wiesz...

- Wiesz... Trochę mnie to miejsce przeraża.

- Tia... Nie chciałabyś tu zostać sama. – stwierdził.

Gdy on szperał w kablach, guziczkach i przełącznikach, Sam zauważyła oparty o ścianę kij baseballowy. Podniosła go. Zażartować, czy poważnie. Dobra trochę dowcipu nie powinno zaszkodzić. Czy dobrze zrobiła i co by było gdyby...

- Na śniegu chyba trochę ciężko się gra w baseball, co? – Chłopak wziął kij do ręki.

- Nie, nno. Nie graliśmy przecież zimą. Przyjeżdżaliśmy tu latem i spędziliśmy niezapomniane chwilę – mama, tata... Siostry... Wtedy urządzaliśmy zawody na tamtym wielkim trawniku. Teraz... - posmutniał.- To już nie wróci. Jest inaczej. Co nie, Sam? – odłożył kij. – No, ale miałem przecież naprawić tego starocia, nie? – znów zajrzał do przełączników. Coś przekręcił. – Możesz to potrzymać? – wskazał na latarkę. Sam nie odpowiedziała tylko wzięła światełko do ręki. Po chwili usłyszeli hałas. Tak jakby coś spadało ze schodów...

- Co to było? – przeraziła się.

- A co niby? – dziewczyna poświeciła naokoło, rozglądając się. – Ej, weź mi tu poświeć, bo nie widzę, co robię. – zwrócił jej uwagę, ona się go nie zwłocznie posłuchała. Nachylił się i zaczął włączać, przełączać, przekładać, odłączać i szperać w skrzyni. – Nieźle, nieźle. – wreszcie odezwał się. – Ok. Słuchaj. Zanim uruchomimy bojler, musimy zwiększyć ciśnienie wody, dobra?

- Yhm... Brzmi skomplikowanie.

- Nie, to dość prosta rzecz. – pokazał drugą, małą skrzynie, z czerwonym pokrętłem, białym przyciskiem i czerwoną kontrolką. Sam musiała przekręcić pokrętło, odczekać aż zapali się czerwone światełko i nacisnąć biały przycisk. Za pierwszym razem nie zdążyła.

- Kurde. – bąknęłą.

- Dobra, luz, spróbuj jeszcze raz. – uspokoił ją. Za trzecim razem udało jej się.

- Łooo!!!

- I po krzyku. – pochwali ją. – No, przybij pionę. – przybili sobie „pionę"- Tak! – odszedł do czarnej skrzyni i ją zamknął.

W tym momencie powtórnie usłyszeli hałas.

- A to co znowu...? – zapytała się.

- Jest wiele możliwości... i żadna nie jest fajna. – szturchnął ją palcem w plecy.

- Ej, weź przestań. – nie spodobało jej się to. On się za to roześmiał.

- Tylko.... Tylko cię „Joshuję". – teraz i ona się uśmiechnęła. – Widzę, że na serio spękałaś.

Sam mogła teraz go wkręcić lub zaprzeczyć. A co tam, zasługuje sobie. Czy jej decyzja była słuszna i co by było gdyby...

Zajrzała przez ramię Josh'a.

- O Boże... Nie ruszaj się. – poleciła mu.

- Bo co?

- Coś jest za tobą...

- Acha, jasne.

Kontynuować.... czy triumfować.... kontynuować. I co by było gdyby...

- Josh... Serio. Tam z tyło coś jest... - chłopak odwrócił się powoli. – MAM CIĘ. – roześmiała się.

- Dobra, dobra. Punkt dla ciebie.

- Trzydzieści-zero.

- Co, czekaj... Gdzie zdobyłaś poprzednie punkty?

- Nie zaczyna się od trzydziestu?

- Nie, od piętnastu. – odparł.

- A. Cóż, bardziej znam się na ping-pongu. – roześmieli się, ale ponownie rozległ się łoskot. – Czekaj, też to słyszysz, nie? Josh...? – chłopak szedł przed siebie jak zahipnotyzowany.

- Co? – w końcu odezwał się.

- Rytm jest... dziwnie „regularny". – rzeczywiście stukanie było rytmiczne.

- ...Nie, nie... - zaprzeczył. – Nie ma nim nic „regularnego"...

Zaniepokojona.... czy odważna...zaniepokojona. I co było gdyby...

Sam podeszła do niego.

- Może trzeba... iść to sprawdzić?

- Po co?- ruszył do przodu, ona za nim. Zamiast iść, bardziej wyglądało to no skradanie.

- A jeżeli to jakaś rura, która zaraz pęknie? Albo, ka wiem... problem z piecem?

- Nie sądzę. – uspokoił ją.

- Na twoim miejscu nie chciałabym, żeby wybuchł pożar, kiedy tu jestem.

-... Tak. Racja. Ok. – szli pustym korytarzem prosto, gdy na końcu wyskoczyła zza rogu...

I CO BY BYŁO GDYBY...

Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz