– Masz ochotę dołączyć? – zwrócił się do blondynki. Ona nie odpowiedziała. Stwierdził, że nie mówiąc nic wyraziła zgodę i ruszył w kierunku piwnicy, a za nim szła Sam.
Gdy zszedł po schodach do podziemnego pokoju. Podszedł do szafki i z szuflady wyjął latarkę mówiąc:
- Hej. Zauważyłaś, że dałem Chrisowi i Ash wspólne zadanie? Przyda im się trochę czasu na osobności.
Dziewczyna mogła teraz pochlebić ich lub zadrwić. Bardzo lubiła ich, więc nie zamierzała z nich się śmiać. Czy dobrze zrobiła i co by było gdyby...
- Kurdę, wiesz... pasują do siebie. Mogliby się przestać ociągać i spiknąć.
- Serio, im chyba potrzeba jakiegoś... bodźca, który ich połączy. Nie wiem, traumatycznego przeżycia, które ich ku sobie popchnie. – „O czym on mówi?" myślała dziewczyna. – Bo w takim tępię prędzej wylądują w domu starców, niż no wiesz, no... - uśmiechnęła się Sam.
Podszedł do drzwi do piwnicy otworzył i przepuścił przodem dziewczynę.
- Wiesz co, Sam...
- Tak, Josh?
- Chciałem tylko powiedzieć... - zawahał i zatrzymał się.
- Że...?
- To naprawdę wiele dla mnie znaczy, że tu wróciliście w ty roku i że... Ty wróciłaś, Sam... - podkreślił.
Niepewna... czy wspierająca... wspierająca. Czy dobrze wybrała i co by było gdyby...
- Josh. Możesz na nas liczyć. Serio. Zawsze i wszędzie. Posłuchaj... Wszyscy jakoś przez to przejdziemy... Razem.
- Chcę, żebyśmy miło spędzili czas... - powiedział odwracając się do w stronę drogi do piwnicy. Ruszył. Zeszli po schodach. – Tylko ostrożnie.
- Wyobraź sobie, korzystałam już kiedyś ze schodów. – odpowiedziała z irytacją.
- Yhym. – mruknął.
Po chwili znaleźli się w piwnicy. Wszędzie, po kątach porozstawiane były graty, pierdółki i pierdółeczki. Josh podszedł do czarnych, metalowych drzwi i je otworzył. Poświecił latarką.
- Sorry, że zaciągnąłem cię w te lochy. – przeprosił, kucając.
- Załatw mi ciepłą wodę i wszystko będzie ekstra fajnie.
- Nie chciałbym, żebyś musiała się tu błąkać sama, na wiesz...
- Wiesz... Trochę mnie to miejsce przeraża.
- Tia... Nie chciałabyś tu zostać sama. – stwierdził.
Gdy on szperał w kablach, guziczkach i przełącznikach, Sam zauważyła oparty o ścianę kij baseballowy. Podniosła go. Zażartować, czy poważnie. Dobra trochę dowcipu nie powinno zaszkodzić. Czy dobrze zrobiła i co by było gdyby...
- Na śniegu chyba trochę ciężko się gra w baseball, co? – Chłopak wziął kij do ręki.
- Nie, nno. Nie graliśmy przecież zimą. Przyjeżdżaliśmy tu latem i spędziliśmy niezapomniane chwilę – mama, tata... Siostry... Wtedy urządzaliśmy zawody na tamtym wielkim trawniku. Teraz... - posmutniał.- To już nie wróci. Jest inaczej. Co nie, Sam? – odłożył kij. – No, ale miałem przecież naprawić tego starocia, nie? – znów zajrzał do przełączników. Coś przekręcił. – Możesz to potrzymać? – wskazał na latarkę. Sam nie odpowiedziała tylko wzięła światełko do ręki. Po chwili usłyszeli hałas. Tak jakby coś spadało ze schodów...
- Co to było? – przeraziła się.
- A co niby? – dziewczyna poświeciła naokoło, rozglądając się. – Ej, weź mi tu poświeć, bo nie widzę, co robię. – zwrócił jej uwagę, ona się go nie zwłocznie posłuchała. Nachylił się i zaczął włączać, przełączać, przekładać, odłączać i szperać w skrzyni. – Nieźle, nieźle. – wreszcie odezwał się. – Ok. Słuchaj. Zanim uruchomimy bojler, musimy zwiększyć ciśnienie wody, dobra?
- Yhm... Brzmi skomplikowanie.
- Nie, to dość prosta rzecz. – pokazał drugą, małą skrzynie, z czerwonym pokrętłem, białym przyciskiem i czerwoną kontrolką. Sam musiała przekręcić pokrętło, odczekać aż zapali się czerwone światełko i nacisnąć biały przycisk. Za pierwszym razem nie zdążyła.
- Kurde. – bąknęłą.
- Dobra, luz, spróbuj jeszcze raz. – uspokoił ją. Za trzecim razem udało jej się.
- Łooo!!!
- I po krzyku. – pochwali ją. – No, przybij pionę. – przybili sobie „pionę"- Tak! – odszedł do czarnej skrzyni i ją zamknął.
W tym momencie powtórnie usłyszeli hałas.
- A to co znowu...? – zapytała się.
- Jest wiele możliwości... i żadna nie jest fajna. – szturchnął ją palcem w plecy.
- Ej, weź przestań. – nie spodobało jej się to. On się za to roześmiał.
- Tylko.... Tylko cię „Joshuję". – teraz i ona się uśmiechnęła. – Widzę, że na serio spękałaś.
Sam mogła teraz go wkręcić lub zaprzeczyć. A co tam, zasługuje sobie. Czy jej decyzja była słuszna i co by było gdyby...
Zajrzała przez ramię Josh'a.
- O Boże... Nie ruszaj się. – poleciła mu.
- Bo co?
- Coś jest za tobą...
- Acha, jasne.
Kontynuować.... czy triumfować.... kontynuować. I co by było gdyby...
- Josh... Serio. Tam z tyło coś jest... - chłopak odwrócił się powoli. – MAM CIĘ. – roześmiała się.
- Dobra, dobra. Punkt dla ciebie.
- Trzydzieści-zero.
- Co, czekaj... Gdzie zdobyłaś poprzednie punkty?
- Nie zaczyna się od trzydziestu?
- Nie, od piętnastu. – odparł.
- A. Cóż, bardziej znam się na ping-pongu. – roześmieli się, ale ponownie rozległ się łoskot. – Czekaj, też to słyszysz, nie? Josh...? – chłopak szedł przed siebie jak zahipnotyzowany.
- Co? – w końcu odezwał się.
- Rytm jest... dziwnie „regularny". – rzeczywiście stukanie było rytmiczne.
- ...Nie, nie... - zaprzeczył. – Nie ma nim nic „regularnego"...
Zaniepokojona.... czy odważna...zaniepokojona. I co było gdyby...
Sam podeszła do niego.
- Może trzeba... iść to sprawdzić?
- Po co?- ruszył do przodu, ona za nim. Zamiast iść, bardziej wyglądało to no skradanie.
- A jeżeli to jakaś rura, która zaraz pęknie? Albo, ka wiem... problem z piecem?
- Nie sądzę. – uspokoił ją.
- Na twoim miejscu nie chciałabym, żeby wybuchł pożar, kiedy tu jestem.
-... Tak. Racja. Ok. – szli pustym korytarzem prosto, gdy na końcu wyskoczyła zza rogu...
I CO BY BYŁO GDYBY...
![](https://img.wattpad.com/cover/62029118-288-k605633.jpg)
CZYTASZ
Until Dawn
FanfictionKiedy grupa przyjaciół Ashley, Sam, Jessica, Emily, Matt, Mike, Chris i Josh wracają do miejsca tragicznego zdarzenia, które miało miejsce rok wcześniej. Nie wiedzą co ich czeka. Czy to przypadek, zemsta, chora gra, a może przeznaczenie. Podczas tej...