Rozdział 6

322 27 1
                                        


- Węszymy? – spytała się postać zza jej pleców, która okazała się być Chrisem, dość zdenerwowanym na Sam Chrisem.

- Chris! – krzyknęła jakby jej ulżyło, że to nie ktoś obcy.

Chris to chłopak z blond włosami i okularami. Jest zawsze zdyscyplinowany i opiekuńczy, a w dodatku nikt nie ma takiego poczucia humoru jak on. W dodatku, wszyscy wiedzą, że Ashley mu się podoba. Bynajmniej wszyscy poza Ashley oczywiście.

- Wystraszyłeś mnie. – powiedziała po chwili Sam z jego telefonem w ręce.

- Sorki, jesteś moją sekretarką? – zaczął najbardziej uprzejmie jak umiał, oczywiście dostosowując się do tej nieprzyjemnej sytuacji.

- Y. – to ją zatkało. – Wibrował...

- No to bomba. – roześmiał się – Dobrze, że dałaś mi znać. Dalej sobie poradzę. – dodał dowcipnie, biorąc swój telefon i sprawdzając kto dzwonił. Sam nadal stała przed nim. Nagle coś sobie przypomniał. – A! Właśnie! – podszedł do plecaka – Znalazłem coś wypasionego.

- Co? – zapytała ciekawskim głosem Sam.

- Mm. Nie powiem ci, musisz sama zobaczyć. Chodź. Tędy. – wziął plecak, wskazał ręką do przodu i ruszył. Kierował się za tył stacji.

- Gdzie...

- Tu niedaleko. Spodoba ci się. – przerwał jej Chris. Po czym szli już razem.

Mijając z boku stacje Sam zauważyła, że wisi na niej jakaś podarta kartka. Gdy się przybliżyła okazało się, że był to podarty list gończy za zbiegiem ukrywającym się na górze, wydany w 1998 roku. Ktoś nie chciał, by został przeczytany.

- O rany... Patrz na to. – zaczepiła Chris'a.

List głosił.

„POSZUKIWANY

MILGRAM, VICTOR

Płeć: Mężczyzna

Wzrost: 188 cm

Ostatnie znane miejsce zamieszkania: Blackwood Pines

Ostatnio widziany: 16/03/1998

Poszukiwany w związku z podpaleniem pierwszego stopnia i rozsyłaniem gróźb karalnych.

Każdy, kto jest w posiadaniu informacji na temat tego groźnego przestępcy, proszony jest o natychmiastowy kontakt z PKPB."

- Nooo... – powiedział żartobliwie Chris.- Myślisz, że wpadnie do nas?

- No... Chyba ktoś tak zakładał. – burknęła.

- No daj spokój. Przez większość roku tutaj hula wiatr. Nikt tu nie zagląda. – stwierdził. Po czym ruszyli dalej. Po chwili stali już za budynkiem.

- Tadam. – krzyknął – Nieźle, co?

- No... - powiedziała z uznaniem Sam.

- Dawaj! Patrz na te śliczność.

- „Śliczności" to chyba niewłaściwe słowo. I po co to tu w ogóle jest? – zapytała.

Te śliczności to strzelnica. Można było na niej strzelać do puszek i innych nie potrzebnych rzeczy na otwartej przestrzeni.

- W sensie? – nie zrozumiał.

- Co, do cholery, robi strzelnica koło schroniska narciarskiego? – zdenerwowała się Sam.

- Ej, stara. A poznałaś kiedyś ojca Josha? – uspokoił ją, biorąc jedną ze strzelb do ręki.

- A co...?

- Ma się za Strażnika Teksasu, czy coś. Pani życzy? – ostatnim pytaniem chciał jej zaproponować by spróbowała trochę postrzelać.

- A. Nie, ty pierwszy, Chuck. – uśmiechnęła się.

  I CO BY BYŁO GDYBY...

Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz