Rozdział 2

628 52 8
                                    

Beth miała właśnie szukać siostry, kiedy przez okno zobaczyła biegnącą dziewczynę. Zaskoczona i podenerwowana miała dwa wyjścia, albo obudzić Josha, albo znaleźć resztę. Wybrała drugą opcje, ale czy była ona trafna i co byłoby gdyby... Ruszyła przez drzwi.

- Ludzie... na dworze ktoś jest! – rozejrzała się nikogo nie było w salonie. – Co jest kurde...?- W tym momencie do pokoju weszła reszta.

XXX

Sam wybiegła w samym swetrze na dwór, a po chwili wszyscy do niej dołączyli.

-Hannah! – ostatnia z domu wyszła Beth w kurtce.

- Co jest grane? Gdzie poleciała moja siostra? – zadała pytania.

- Wszystko gra, tylko ona na żartach się nie zna... - odezwała się Jess.

- To tylko małe jajo, Hannah! – krzyknęła złośliwie Emily.

- Coście narobili?! – rozejrzała się Beth mając nadzieję, że zobaczy swoją siostrę.

- Tak się tylko droczymy, Beth. Rozumiesz, na żarty. – zapewniał ją Mike.

- Wy GNOJE! – wrzasnęła z oburzeniem i ruszyła biegiem w stronę lasu, rozglądając się za śladami dziewczyny. – Hannah! HANNAH!

- No to... Powinniśmy biec za nią? – powiedział pytająco Mike.

- No ciebie to NA BANK ma teraz ochotę oglądać. Na bank, Mike. – stwierdziła z ironią w głosie Sam.

XXX

Beth biegła...szybko...przed siebie... ciężko sapiąc.

- O kurde! – o mały włos nie uderzyła w gałąź.

Podążała dalej, nagle w ostatniej chwili zauważyła powalony pień drzewa, przeskoczyła go szybko. Stanęła przy drewnianych schodkach. Mogła szybko zeskoczyć lub ostrożnie zejść. Wolała jednak nie ryzykować i zeszła ostrożnie po stopniach. Czy jej decyzja była słuszna, co jeśli to ją spowolni, co by było gdyby... Wreszcie pojawiły się przed nią ślady. Ruszyła za nimi. Stanęła na rozwidleniu dróg. W lewo prowadziły ją ślady, ale z prawej usłyszała hałas. Kolejna decyzja: w prawo czy lewo. Postanowiła biec za śladami. Czy dobrze zrobiła i co by było gdyby... Skręciła. Nagle jej oczom ukazały się jelenie. Zatrzymała się, dysząc, nie zamierzała się bać, więc bez chwili zastanowienia spłoszyła je szybko. Za plecami usłyszała szelest łamanych gałęzi.

- Jezu! Kurwa mać! – przeklnęła wystraszona.- Do cholery, Hannah... Gdzie jesteś? – powiedziała do siebie. Stała właśnie na dwumetrowym kamieniu i zeskoczyła myśląc o jednym: znaleźć siostrę. Z kurtki wyjęła telefon by oświetlić sobie drogę. – Hannah?

Poczuła się odrobinę pewniej, choć zewsząd dobiegały dziwne dźwięki. Teraz już szła, świecąc raz w jedną stronę, raz w drugą. Gwałtownie jej drogę przeciął jeleń, całe szczęście, od razu uciekł.

-Halo? Halo? – mówiła mając nadzieję , że ktoś jej odpowie. Na ziemi zauważyła dziwną rzecz. Było to drewniane, owalne, pomalowane w czarne wzory. Obróciwszy znalezisko zauważyła prostokątną dziurę, coś jej podpowiedziało, by do niej zajrzała. Jej oczom ukazała się krótka scenka. Widziała 2 dziewczyny spadające, a później rozbijające się o skały. Nie wiedziała o co chodzi w tym czymś. Czy to przyszłość? Oby nie. Wzruszyła ramionami ruszyła dalej. Znowu ciszę zagłuszyły hałasy.

-Hę?- chrząknęła Beth. – HANNAH! – Była już bardzo zmęczona, zmarznięta, powoli traciła nadzieję.

Z dala widać było wystrzeliwujący ogień. Przestraszyła się, nie na żarty, była sama, wokół słyszała straszne dźwięki, podsumowując, nie było przyjemnie.

- Co to, do cholery, było? – spytała się, ale nie usłyszała odpowiedzi. – Hannah?

- Halo? – Na ziemi siedziała zmęczona, wychłodzona Hannah.

- Hannah?! – ucieszyła się trochę Beth. – Hannah! – podbiegła do niej i rozpięła swoją kurtkę. –Jezu, na pewno zmarzłaś. Masz. – Założyła ją na siostrę. – Weź płaszcz.

- Ale ze mnie idiotka! – łkała Hannah – Durna pała...-płakała.

Coś obserwowało je za krzaków. Dziewczyny słysząc kroki i czując czyjś wzrok na sobie, odwróciły się.

-Hannah...? – spytała z niepokojem w głosie.

- Beth...?- odpowiedziała jej siostra.

Zdenerwowane powoli zaczynały razem uciekać. To coś je ewidentnie goniło. Nagle jedna z nich potknęła się.

- Hannah! – krzyknęła Beth, podnosząc ją szybko. W tym całym pośpiechu nie zauważyła, że z jej kieszeni wypadł telefon. Biegły ile sił w nogach.

- O Chryste Panie! – załkała Hannah. Przed nimi nie było drogi. Było strome urwisko, a na samym brzegu stał znak „Niebezpieczeństwo".

Cofały się powoli ku przepaści, patrząc się w stronę lasu.

- Nie! Nie! Kurwa! Nie... Odsuń się! – krzyczała Beth jak opętana. Trzymałą mocno rękę siostry. – Kurwa! – W tym momencie Hannah ześlizgnęła się w przepaść- Nie!- pociągnęła za sobą siostrę, lecz w ostatniej chwili Beth złapała się konara wystającego z ziemi. Wisiały teraz nad ponad 30 metrową przepaścią. – Trzymaj się! – poleciła siostrze, lecz jej ręka coraz bardziej wyślizgiwała się z jej. Ponad nimi buchał ogień. – Trzymaj się! – powtórzyła. Nad nimi pochyliła się jakaś osoba w kombinezonie. Miała dwa wyjścia puścić się lub Hannah. Taka trudna decyzja, tak mało czasu i tylko jedna pewna rzecz – śmierć. Po chwili namysłu postanowiła się puścić gałęzi. Jak spadać to razem. Czy jej decyzja była słuszna i co by było gdyby... Spadały obie z krzykiem w przepaść i nagle obie roztrzaskały się o skały. Z głowy Hannah spadły okulary. Czy któraś przeżyła? Nie wydaje mi się. I kim był Tajemniczy Człowiek? Czy można było tego uniknąć? 

CO BY BYŁO GDYBY...?


Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz