Rozdział 43

96 16 0
                                    

5. OFIARA

SZEŚĆ GODZIN DO ŚWITU

TEREN SENATORIUM 01:03

Mike był coraz bliżej tajemniczego budynku, do którego, jak był przekonany, zamierzał wejść morderca Jessici. Gdy znalazł się już przy niskim murku kucnął gwałtownie.

- Jezu. – powiedział do siebie. Chował się teraz przed złoczyńcą. – Niedobrze. – wysapał. – Bardzo niedobrze. – przyjrzał się. Sylwetka faceta zmierzała ku drzwiom. Nie był on sam... U jego boku, szły dwa, groźnie wyglądające wilki. Po co mu one? – Cholera. – szepnął Mike. – No dobra. – szaleniec w tym momencie zniknął w budynku ze swoimi „pupilkami".- Zobaczmy, co tu mamy. – przeszedł przez mur. – Dobra. – sapiąc ciężko szedł do przodu, w kierunku budynku, z którego wydobywało się cały czas wycie.

Przeszukiwał dokładnie plac, mając nadzieję, że znajdzie jakieś wskazówki. Zamiast nich znalazł totem pomyślności. W wizji zobaczył Matta stojącego przed stodołą. Co tam się miało wydarzyć? Po co totem to pokazuje? Odłożył znalezisko i ruszył ku drzwiom.

Gdy wszedł do środka, stwierdził, że jest w opuszczonym sanatorium. Bynajmniej było ono opuszczone, dopóki ten mężczyzna do niego nie wszedł. Rozglądał się naokoło, lecz prócz gruzu nie dostrzegł nic nadzwyczajnego w tym miejscu. Przeszedł przez ogromną sale i znalazł się przy drzwiach, w których była dziura na oczy.

-Jezus Maria. -Zobaczył przez nią tego faceta z wilkami. – Łoł, co do kur... - gdy morderca zniknął mu z pola widzenia, Mike złapał za klamkę i pociągnął do siebie drzwi... były zamknięte. Obok nich była maszyna na kartę. Hm... Może karta otworzy te cholerne drzwi.

Postanowił wrócić i sprawdzić czy może czegoś nie pominął. Wyszedł na zewnątrz, rozglądając się za innym wejściem. Zamiast tego znalazł kartkę.

„ ZAKAZ WSTĘPU

ZE WSKUTKIEM NATYCHMIASTOWYM UZNAJE SIĘ DALSZE UŻYTKOWANIE OBIEKTU I PRZEBYWANIE NA JEGO TERENIE ZA BEZPRAWNE

DATA: 12 CZERWCA 1954"

- Bosko... Wylądowałem w najbardziej posranym miejscu na ziemi, super. – przewrócił oczami. Chciał okrążyć budynek, gdy zauważył skrytkę 0,5m x 1m. Przesunął żelastwo zasłaniające ją. –No. Dalej! – Wskoczył. – Kurde. Dobra.

Wylądował w jakimś zagruzowanym pokoju. Wszędzie, dosłownie wszędzie leżały kawałki żelastwa, kamienie i beczki nie wiadomo z czym i nie wiadomo po czym. Ruszył do przodu. Po chwili znalazł totem. TOTEM STRATY! Nie tylko nie to. W zawartej w nim wizji zobaczył czyjąś twarz, ale wyglądała jakby coś ją spaliło. Obrzydlistwo. Odłożył go natychmiast.

Podszedł do jednej z beczek – „Tu kiedyś były schody, muszę wejść na następne piętro." – zaczął ją przesuwać w stronę ściany. Wszedł na nią i wdrapał się na górę. Otrzepał spodnie, uporczywie się rozglądając. Przeszedł przez wąską kładkę. Jego oczom ukazała się dziura w suficie. Szybko się na coś wspiął.

-Łoł. – szepnął rozglądając się. – Miła odmiana. – Wyszedł wreszcie z zagruzowanych tuneli. Znów był na Sali, do której trafił śledząc mordercę. I jak na złość drzwi nadal wyglądały na zamknięte.

Wyprostował się. Dwa metry dalej, na stole leżała jakaś kartka. Hm... a co zaszkodzi ją przeczytać. Było to ogłoszenie administracyjne.

„MEMORANDIUM

DATA: 3 stycznia 1952

DO: PERSONEL SENATORIUM

OD: PAN ROUCHE

ODP: RATOWANIE GÓRNIKÓW

Przypominam, że w dniu jutrzejszym (5 stycznia) ma zostać zakończona akcja ratunkowa w kopalni. Ponieważ liczba pozostałych przy życiu górników nie jest znana, proszę o przygotowanie wszystkich łóżek na oddziale A.

Prasa pojawi się na miejscu jutro. Musi zobaczyć, że zapewniamy górnikom najlepszą możliwą opiekę.

Proszę pamiętać o tym, że dziennikarze pod żadnym pozorem nie mogą zostać wpuszczeni na oddział psychiatryczny.

Niedopilnowanie tego postawiłoby pana Bragga i całe sanatorium w bardzo złym światle i zaowocowało natychmiastowymi zwolnieniami.„

Odłożył kartkę. O co chodzi z tymi górnikami. NON stop coś o nich jest! Co z nimi się stało?

Przeszedł dalej i natknął się na marmurową tablicę ze złotym napisem.

„SENATORIUM BLACKWOOD PINES

OTWORZONE W 1922 ROKU

'MENS SANA IN CORPORE SANO' * "

- Patrz na to... - szepenął. Skoro takie było motto, to dlaczego niby zamknięto to sanatorium. W końcu powinno do czegoś zobowiązywać.

Ruszył w kierunku wejścia z tabliczką „Dział administracyjny". Rzeczywiście tutaj było dużo biur. Mike od razu zaczął je przeszukiwać. Wszedł do pierwszego.

Od razu zauważył mały czarny sejf stojący przy ścianie. Wyglądał jakby ktoś chciał go otworzyć, lecz zapomniał hasła. Może w środku są zielone?

- Ktoś bardzo chciał zajrzeć do środka. – złapał za leżącą z boku grubaśną listwę i zaczął podważać drzwiczki. Udało mu się otworzyć, ale niestety nie znalazł żadnych pieniędzy. – O kurde, patrz na to... - szepnął do siebie. Zamiast nich wyciągnął 30 kart zegarowych z kopalni. Zaraz... dlaczego ktoś chciał je tam schować. Czy to oznacza, że 30 osób nie wróciło z kopalni! Co tam musiało się stać?! Wyszedł z biura i zaczął się rozglądać za kartą, która może otworzyć drzwi do tego przestępcy.

Chwila, coś stoi na tamtym betonowym klocu. Aparat. Po co komu aparat w opuszczonym sanatorium? Czy należy do tego przestępcy? Wziął go do ręki i obrócił. Hmm... Okular był pęknięty, w dodatku wygląda na to, że ktoś to zrobił celowo.

I CO BY BYŁO GDYBY...

______________

*'MENS SANA IN CORPORE SANO' – „W zdrowym ciele zdrowy duch"(przy. aut. książki)

Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz