Rozdział 77 ANALITYK

108 13 0
                                    

Gabinet Doktora Hilla, już wcale nie przypominał tego z pierwszego spotkania. Wyglądało to bardziej jakby analityk zagospodarował sobie część zawalonej kopalni na biuro. Jednak jedyne co przypominało o tym, że to nadal psycholog to biurko i fotel, na którym siedział Josh. Te meble wyglądały zupełnie jak z innego koszmaru. Były nowe, a w koło leżały gruzy, leżały stare deski...

Doktor A. J. Hill przyglądał się pacjentowi, którego oświetlała tylko zwykła biurowa lampka. Twarz analityka i ubiór także się zmieniły. Jego całą lewą stronę twarzy szpeciła bordowa plama zaschniętej krwi. Koszula, krawat i kamizelka także były obryzgane czerwonawą substancją.

- Och, Joshua. – zaczął mówić. – Trzeba było mnie słuchać. Podjąłeś wybory, które przyniosły śmierć. Naprawdę nie wiem, co jest gorsze... to, że doprowadziłeś do zdarzeń, w których zginęło tylu ludzi... - chłopak zaczął sapać. Schował głowę w dłonie. Był na pograniczu załamania nerwowego, a analityk mówił nadal przerażająco spokojnym głosem. –czy to, że pozwoliłeś wydarzyć się tragedii i nie kiwnąłeś nawet zasranym palcem, - jednak ostatnie słowa wypowiedział z taką wściekłością, że przeraziłaby każdego rozmówce. – żeby komuś pomóc... - jego ton znowu był bezbarwny. – Pamiętasz zaszły rok? – zapytał twardo. – Jak pozwoliłeś siostrom zginąć? Jak im nie pomogłeś? – wypominał. – Jak sparaliżował cię strach o samego siebie, kiedy zbliżało się niebezpieczeństwo? – twardy ton zmienił się znowu na wściekły ryk. – Dbałeś tylko o siebie, Josh. Zawsze dbasz tylko o siebie. – chłopak podniósł głowę. Jego twarz także była cała w krwi jak i ubiór. Doktor poda mu chusteczkę. Jednak kiedy chłopak wyciągnął po nią rękę, ta odleciała niesiona przez wiatr. – Twoja gra potoczyła się bardzo źle. Tak jak twoje siostry, przyjaciele cię opuścili. Jesteś sam. Czujesz, jak lodowata stała się twoja samotność? – po raz kolejny uspokoił głos. – Czemu ich skrzywdziłeś? – następnie jago wściekłość sięgnęła zenitu. - Joshua, czemu ich skrzywdziłeś?

Chłopak zastanowił się. Mógł przecież zwalić na nich winę lub sam siebie oszukać. Odpowiedział, że ich nie skrzywdził.

- Oczywiście, że skrzywdziłeś. Byli twoimi przyjaciółmi. A ty ich zwodziłeś. I zafundowałeś im nocny koszmar.

To była tylko gra... czy może powinien wyrazić skruchę... Jednak sumienie go ruszyło: TAK MI PRZYKRO.

- Liczmy, że nie jest za późno na pokutę... a twoi przyjaciele, o ile wciąż nimi są, ocalą cię przed... - zrobił przerwę i coraz bardziej ściszając głos mówił: - ... tym strasznym odosobnieniem.

I CO BY BYŁO GDYBY...

Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz