Rozdział 31

127 19 1
                                    

 – O mój BOŻE, myślałam, że już po nas! – dyszała. – Co?!

- Nie. Miałem to pod kontrolą. Cały czas.

- Nie pierdol. – oburzyła się dziewczyna.

- Nie, w stu procentach. Sto procent. Sto dziesięć.

- Kurde, czuję się jak po jakimś maratonie! – sapali obydwoje.

- W sumie słusznie. – rozśmieszył się Mike.

- To był niedźwiedź? – zapytała, podchodząc do okna i wyglądając.

- Tak. Na pewno. Skubane są szybkie.

- No, nawet go nie widziałam.

- Ej. To coś tu nie wparuje obiecuję. Słowo. – uspokajał ją.

- Skąd ta pewność?

- Z tego, co pamiętam ze szkoły, niedźwiedzie nie potrafią otwierać drzwi.

- Do samochodu potrafią. Widziałam.

- Co? – zdziwił się.- Gdzie?

- W Internecie.

- Naprawdę? Ok... Ale to nie jest Internet, Jess! To rzeczywistość! I obiecuję ci, że żaden niedźwiadek, nie otworzy tych drzwi. – zapewniał ją.

- Chyba masz rację. – stwierdziła. – Ok. Już prawię czuję się komfortowo. Prawie. – podeszła do włącznika i pstryknęła – No tak. Normalka. – światło nie działało. – Brr To nie jest przytulny domek, który obiecałeś, Mike. – mówiła siadając na kanapie.

- Fakt, trochę jakby przewiewny, nie?

- Wiesz, tu jest kominek... - zaczęła, mając nadzieję, że chłopak go rozpali.

- Możemy podgrzać atmosferę i bez niego.

- Mike, jestem damą. A dama potrzebuje romantycznej scenerii.

- Okej...? – zapytał.

- Dama chciałaby się wtulić w swojego faceta w blasku płomieni i przy nastrojowym świetle. – mówiła żywo gestykulując.

- Jak zaczniemy się o siebie ocierać, też zrobi się nastrojowo... - chłopak widocznie nie chciał rozpalać i miał w głowie tylko jedną rzecz, do której dążył.

- Mike?

- Tak?

- Ogień. I oświetlenie

- Tak. Moja pani. – dziewczyna rozsiadła się na kanapie obserwując każdy ruch chłopaka aż jej się znudziło.

Podszedł najpierw do kominka, przy którym stała lampa. Włączył ją, a w pokoju zrobiło się jasno.

- No, to załatwi kwestię nastroju... - przeszedł dalej poszukując czegoś, czym mógłby rozpalić ogień, np.: zapałek lub zapalniczkę. Zamiast tego znalazł książkę: „ MITY I LEGENDY RDZENNYCH LUDÓW AMERYKI" autorstwa Joseph'a Malik'a.

- Jeśli nie chcesz baraszkować z bryłą lodu, to może rozpal ten ogień. I to szybko. – zrzędziła Jess.

Chłopak był jednak zbyt zainteresowany książką, więc otworzył ją i zaczął czytać.

- Masz rozpalić ogień Michael, a nie wynaleźć koło. Ile ci to jeszcze zajmie, co? – chłopak jednak czytał dalej. Po dłuższej chwili znowu go upomniała. –Tu jest tak zimno, że język by mi przymarzł do twojego masztu, wiesz? – widać było, że nie chciała czekać, lecz chłopak już nawet przestał jej słuchać, wciągając się w lekturę.

- Wygląda na to, że nie my jedyni spotkaliśmy te straszliwe, przyjazne misie. – skomentował po chwili.

- Jakoś nie poprawia mi to nastroju. – odpowiedziała, Mike znowu zagłębił się w lekturę.

Czytał ją jeszcze trochę po czym odłożył ją tam, gdzie leżała, wznawiając poszukiwania zapałek lub zapalniczki. Zamiast tego w gablotce, wiszącej na ścianie przy drzwiach, zauważył strzelbę.

- Jess! – zawołał ją, biorąc znalezisko do rąk. – Popatrz na to.

- Rozpaliłeś ogień? – zapytała.

- Nie. To coś lepszego. – mówił podchodząc do niej.

Mógł ją teraz wystraszyć lub tylko pokazać broń, wolał jej nie denerwować, więc przyjął wyszukaną pozę szeryfa z karabinem i powiedział:

- Podobam ci się?!

- O Boże. Daj facetowi spluwę i zacznie odstawiać szeryfa. – jęknęła Jess.

- Nic? – spojrzał na minę dziewczyny która pokręciła przecząco głową. – Okej... Ona nigdy nie pojmie, co jest między nami. – westchnął, odkładając broń na swoje miejsce. Znowu zaczął się rozglądać. W ty momencie dziewczyna zaczęła nerwowo szperać w kieszeniach.

- O cholera! Kurwa! Mike! – krzyknęła zezłoszczona.

- Co? – zapytał zdziwiony.

- Niech to szlag!

- Co?! – powtórzył.

- Gdzie on jest!!! – zaczęła sprawdzać na kanapie i pod.

- Ale co? O co ci chodzi?

-Nie ma go. Zniknął, czaisz?

- Jess. Powoli. Co zginęło?- uspokajał ją.

- Mój telefon, Sherlocku! – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

- Nie ma go?

- W mordę. No nie. Musiał mi wypaść a zewnątrz!

-Słabo...

- Jak go nie znajdę, starzy po prostu mnie zabiją.

- Przecież możesz kupić nowy. – podsunął pomysł chłopak, pomagając jej szukać.

- To już chyba czwarty w tym roku.

- Ok...ok...Dobra, pomogę ci go szukać.

- Musi być na zewnątrz.

- Tak, ale... na dworze grasuje teraz cały ten niedźwiedź... Tak że wybacz, sorry...

- Dobra. – westchnęła siadając z założonymi rękami na kanapę. Mike w tym czasie znalazł na stole zapałki.

- Do domu wrócimy, w piecu napalimy! – zażartował.

- Nie mogłeś się doczekać, żeby to powiedzieć, przyznaj się.

I CO BY BYŁO GDYBY...


Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz