Rozdział 46

103 17 0
                                    

Podszedł do ostatniego zamrażalnika... Otworzył go, wysunął leżankę... Brrr...

- O ja jebię... Ale obrzydliwość. – jęknął. – wysunął właśnie martwe, rozkładające się ciało. Nagle z jego ust wylazł szur. Ohyda. Ale zaraz. Z kieszeni w koszuli wystawała kartka. Mike wyjął ją powoli i obejrzał. To chyba karta do drzwi. – Ok... sprawdźmy to... - powiedział do siebie.

Podszedł do najbliższych drzwi, włożył kartę w czytnik... otworzyły się to działa. Przeszedł przez nie.

Teraz wchodził po schodach... ta cisza była nie do zniesienia... gdy był na półpięterku, zza drzwi wyskoczył nagle wilk! Przerażająco szczekał odsłaniając swoje ostre kły. O nie!

- O kurw...! – zaczął uciekać. Teraz... serio... wilk... NIE! – O kur...! – wskakiwał po schodach na górę uciekając przed bestią. – Co jest?! No ja pierdolą, o rany... - biegł ile sił w nogach, co chwile sprawdzając, czy wilk jest blisko... - O kurwa... kurwa! – szczekanie zwierzęcia odbijało się echem po pustym budynku. – Ok, ok, ok, ok, ok... Chuj, chuj, chuj, chuj...- wbiegł do jakiegoś pomieszczenia i zatrzasnął drzwi przed samym nosem potwora.

Odwrócił się... wyglądało na to , że jest na poddaszu, gdzie dach został zerwany przez wiatr... oby przez wiatr. W jednej ze ścian wstawione było wielkie, okrągłe okno, przez które widać było pomieszczenie, do którego wbiegł ten typek i się zatrzasnął.

- Co?! – spojrzał. Zobaczył teraz mordercę jak wchodzi do innego pokoju. „Ja mu dam" myślał Mike. – No proszę, psychol uwił sobie gniazdko... Ok.

Zaczął teraz schodzić po schodach, tylko niestety dolna część była urwana. Postanowił zeskoczyć.

- Och... Tak, znowu tutaj. – po raz kolejny trafił do hall 'u zawalonego gruzem. Podszedł do drzwi prowadzących do tego psychola, włożył kartę, złapał za klamkę i otworzył drzwi.

Nie zdążył postawić nawet jednego kroku, gdy z ze środka wyskoczył wilk głośno szczekając. Mike wrzasnął. Mógł teraz walnąć wilka i zwiać, ale... tym tylko go zezłości, postanowił go jakoś uspokoić.

– Ok... Ok... - sapał, wystawiając rękę do zwierzęcia. Pies zrobił koło.– Spokojnie, mały... spokojnie... Spokojnie, dobra psina... - bestia położyła się.

Mike mógł teraz podejść lub nie ryzykować i cofnąć się. Spróbował jednak jakoś oswoić zwierzaka, w końcu może pomóc mu walczyć z mordercą.

- Dobry piesek. Tak jest. – wilk wstał, a chłopak powoli zbliżał się ku niemu. Zwierzę zaczęło warczeć i cofać się. – Spokojnie... No. Dobry piesek. Tak. – Dał się pogłaskać. – Hej mały, podoba się, tak? Każdy potrzebuje trochę miłości, co?

Zaczął się rozglądać, co jeszcze można tu znaleźć... Podszedł do kraty, na której wisiała jakaś kurtka.

- Co my tu mamy? – założył ją na swój poplamiony podkoszulek. Zrobiło mu się cieplej.

Ale co to... Za ubraniem ukryta była dziura w kracie. Za nią stał prowizoryczny stolik z cegieł i deski, a na końcu leżał pistolet. Chłopak wyciągnął rękę, lecz niestety nie dosięgał.

- No bez jaj! – zaraz, a jakby wyjąć cegłę. Może pistolet przejechał by po pochyłości w stronę Mike 'a. Ostrożnie wysunął, beton z pod drewna. Udało się! Chłopak złapał rewolwer. – Mam cię!

Podszedł do pokoiku, w którym wisiała korkowa tablica. Wisiało na niej dużo wycinków z gazet oraz mapa poglądowa.

- Jebany świr... - mruknął.

Wrócił do hall' u w którym wcześniej przesiadywał morderca. Nieźle się urządził. Stało tam krzesło, kilka skrzyń, kanapa, telewizor, fotel i beczka, która służyła jako stolik. Coś na niej leżało. Było to pudełeczko od cygar, w środku zostało już tylko jedno.

-Aaa... więc stąd te cygara. – takie samo znalazł wtedy w kopalni z Jessicą.

Podszedł do skrzyni w centrum. Otworzył ją powoli... FUU... W środku Mike znalazł kości i mięso... ludzkie mięso. Złapał do ręki jedną z większych kości.

- Może dzięki temu wilki się nażrą i odpuszczą...

Podszedł do futrzastego znajomego i zaczął gwizdać zachęcająco, machając smakołykiem. Zwierzak podszedł bliżej. Chłopak rzucił mu kość, którą pies od razu zaczął gryźć.

- Tak, tak jest.... Dobra. Spokojnie, mały... spokojnie.- pogłaskał wilczka.

Po przeszukaniu pomieszczenia, podszedł przez drzwi, za którymi zniknął morderca, gdy go podglądał przez okno. Były zamknięte, więc strzelił w kłódkę, dzięki czemu mógł się przedostać na druga stronę. Przeszedł przez korytarz i skręcił w prawo do wielkiego pokoju z oknem i schodami prowadzącymi w dół. Obszedł je dookoła.

Znalazł na podłodze totem śmierci! W wizji zobaczył siebie samego, jak strzela w coś, a potem to wybucha. Czy to oznacza, że on umrze... OBY NIE!

A 3 metry dalej natknął się na skrzynkę. Otworzył ją. W środku było zdjęcie, pod którym widniał napis:

CUDEM OCALENI

Uwieńczona powodzeniem akcja ratowania 12 górników uwięzionych w kopalni po katastrofie z 5 stycznia 1952 roku."

-... Cudem ocaleni...? – zdziwił się.

O co chodzi z tymi górnikami? Z tym sanatorium? Z tym złoczyńcą? Z tym rokiem 1952? Czemu 12, a nie 30?

Zszedł po schodach i ruszył prostym korytarzem. Na końcu drogę zagradzała metalowa siatka, przy której stała beczka.

- No jasne, zamknięte. –westchnął, gdy zobaczył kłódkę. Odrzucił baryłkę w bok, by mieć lepszy dostęp do drzwiczek. – Ok... - wycelował i strzelił. Teraz furtka otworzyła się z łatwością.

Niestety po drugiej stronie wylana była benzyna, która zapaliła się przez iskier. A na dodatek stało tam z 6 beczek pełnych tej substancji, które zaczęła płonąć. Gdy chłopak to tylko zobaczył zaczął się denerwować.

- Chuj... chuj... chuj... - odbiegł na metr, nastąpił wybuch, który odrzucił go do przodu....

I CO BY BYŁO GDYBY...

Until DawnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz