Rozdział 58

503 38 0
                                    

Harry wiedział, że spieprzył sprawę i to wyjątkowo spektakularnie. Ginny próbowała mu tylko pomóc, jej bystry umysł przekopywał się przez to gówno, którym wszystkich karmił, a on, zamiast się jej zwierzyć, czego tak bardzo pragnął, po prostu ją odepchnął.

Tyle że tym razem odepchnął ją za daleko. Następnego dnia na śniadaniu była cicha i wycofana, a podczas obiadu Harry ku swemu zaniepokojeniu dowiedział się, że wyjechała na tydzień do Colina. Udało mu się z trudem poskromić zazdrość, którą poczuł na myśl, że ktokolwiek inny, nawet Colin Creevey, będzie pocieszał Ginny po tym, jak on zranił jej uczucia. Z drugiej strony Ginny była twarda i pewnie nie będzie potrzebowała pociechy. Prędzej dałaby Colinowi w dziób, gdyby tylko spróbował.

Przeklął się za zapomnienie, że Ginny, mimo twardej powłoki, była bardzo wrażliwa i niepewna własnej wartości. Podejrzewał, że tylko jemu pozwalała zobaczyć tą swoją wrażliwą stronę, a to sprawiało, że jego słowa były jeszcze gorsze.

Oczywiście, że jej potrzebował. Kto inny mógłby to zrozumieć? Od pierwszego dnia chciał jej powiedzieć o tej przeklętej przepowiedni, ale bał się. Rozmowa o tym sprawiała, że wszystko stawało się bardziej realne, więc wystarczało mu cierpienie w samotności. Ale potem Ginny zaczęła za nim chodzić, latać z nim, oglądać z nim zachody słońca, wszystko bez jednego słowa. To było cholernie wkurzające, ale tylko dlatego, że wiedział, że ona ma rację. Odkrył, że jest bliski tego, by pęknąć i wyznać jej wszystko, a to tylko spotęgowało jego złość. Więc wyładował się na niej, pogarszając tylko sytuację.

Teraz wyjechała, a on nawet nie mógł przeprosić. Jeśli trudno było mu się trzymać wcześniej, to teraz razem wzięte śmierć Syriusza, przepowiednia i brak Ginny sprawiły, że to wszystko było nie do zniesienia. Nawet nie zorientował się jak bardzo na niej polega, póki jej nie zabrakło. Weasleyowie zaczęli tracić cierpliwość do jego huśtawki nastrojów. Kiedyś przyłapał Artura i Molly szepczących do siebie ostro w kuchni. Nawet Ron i Hermiona trzymali się razem i z dala od niego.

Okazało się, że Ginny od początku miała rację. Nie potrzebował ludzi, którzy ciągle go pytali jak się czuje, żeby czuć, że jest pod czyjąś opieką. Wystarczała jej milcząca obecność.

Tydzień mijał zabójczo powoli. Harry niewiele spał, męczony koszmarami o śmierci Syriusza i Voldemorcie opętującym jego lub Ginny. Nigdy przez całe życie nie był tak przerażony jak w chwili, gdy na jego oczach Voldemort wszedł w nią. Widział pokusę w jej oczach i rozstrajało go to. Widział też jej ból, a że sam przez to przeszedł, wiedział dokładnie co czuje.

Harry wstydził się swojego zachowania. Był nieuprzejmy wobec Weasleyów i odpychał Rona, Hermionę, a zwłaszcza Ginny, choć obiecał jej, że zawsze przy niej będzie. Wiedział, że pod jego nieobecność Dean Thomas zaoferował Ginny pociechę i choć nie był do końca pewien co na ten temat sądzić, cieszył się, że ktoś przy niej był.

W końcu nadeszła sobota i Harry wstał wypoczęty po nocy wolnej od koszmarów. Szybko się ubrał i zbiegł do kuchni, gdzie pani Weasley przygotowywała śniadanie.

- Kiedy Ginny wraca? - spytał jakby nigdy nic, siadając przy stole.

- Wróciła już wcześniej, kochany - odparła nieuważnie pani Weasley. - Jadła śniadanie u Colina, więc poszła polatać.

Harry nie powiedział ani słowem gdzie się wybiera. Po prostu zerwał się z miejsca i popędził do tylnych drzwi. Ile sił w nogach pognał na boisko do quidditcha. Zwolnił, gdy dotarł do granicy boiska zaznaczonej na trawie i dostrzegł Ginny krążącą leniwie po niebie. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie wyjąć swojej Błyskawicy z komórki, ale w końcu postanowił poczekać na ziemi. Usiadł w rogu boiska, opierając ręce na zgiętych nogach.

W końcu Ginny wylądowała i ruszyła powoli w jego stronę. Widział po jej minie, że nie ma ochoty z nim rozmawiać, ale nie chce albo nie może zignorować jego obecności. Zatrzymała się przed nim i spojrzała w dół, czekając aż powie coś pierwszy.

Przez kilka długich minut tylko patrzyli na siebie. Harry nie wiedział jak zacząć, a Ginny absolutnie nie zamierzała wykonywać pierwszego kroku. W końcu jego przeciągające się milczenie przekonało ją, że nie ma nic sensownego do powiedzenia i jej twarz nagle przybrała kamienny wyraz, gdy upewniła się, że nie potrzebował jej ani ich przyjaźni.

Spanikował, gdy uświadomił sobie, że ona odwraca się, by odejść.

- Nie, czekaj!

Uniósł się na kolana, jedną ręką złapał jej nadgarstek. Popatrzyła na niego ze złością i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.

- Poczekaj - powtórzył. - Proszę, Ginny... ja po prostu...

Głos go zawiódł i wbił spojrzenie w ziemię. Nie miał pojęcia od czego zacząć. Poczuł szarpnięcie. Podniósł wzrok i zobaczył, że usiłuje wyrwać mu rękę, ale wzmocnił uchwyt i przyciągnął ją bliżej, poruszając się na kolanach. Puścił jej nadgarstek, ale tylko po to, żeby objąć ją w pasie i przyciągnąć jeszcze bliżej. Oparł czoło między jej piersiami, twarz ukrył w jej brzuchu.

I wziął głęboki oddech.

Zawsze uwielbiał zapach Ginny. Pachniała kwiatami, tartą kajmakową i miotłami. Był tak zajęty wąchaniem, że początkowo nie zauważył jej wysiłków, żeby się wyrwać. Poprawił uchwyt i trzymał ją dalej.

- Przepraszam - powiedział wreszcie, jego głos stłumiony przez jej brzuch. - Nie miałem tego na myśli. Oczywiście, że cię potrzebuję. I to bardzo. Nawet nie masz pojęcia jak bardzo... - jego głos znów się załamał i wziął jeszcze jeden oddech, starając się nie dopuścić, by gula w jego gardle wyrwała się na powierzchnię. Ostatnie tygodnie były kroplami, które przelały czarę goryczy i nie miał już sił radzić sobie z tym wszystkim samemu.

- Chcę ci powiedzieć wszystko - kontynuował. - Ale ciężko o tym mówić. To jakoś sprawia, że wszystko staje się bardziej realne, a ja nie wiem czy jestem wystarczająco silny, żeby sobie z tym wszystkim poradzić.

Poczuł, że jej drobna dłoń zaczyna delikatnie gładzić go po włosach.

- Chyba nikt nie jest na tyle silny, żeby poradzić sobie z tym, przez co przeszedłeś - powiedziała w końcu. - Ale Harry... - szarpnęła go za włosy, unosząc jego twarz, by spojrzał na nią. - Po to są właśnie przyjaciele, jełopie. Pomagają ci radzić sobie z tym wszystkim.

Harry pokiwał głową, nie wiedząc czy zdoła coś powiedzieć. Ginny również uklękła i objęli się. Jego ramiona otaczały jej drobną talię, jej ręce obejmowały jego szyję. Harry złożył głowę na jej ramieniu.

- Przepraszam - wyszeptał w mowie węży. - Przepraszam, ze nie było mnie przy tobie, że cię odepchnąłem i że pozwoliłem ci myśleć, że cię nie potrzebuję.

- Musisz mi pozwolić być też przy tobie - odparła stanowczo. - Przyjaźń nie działa w jedną stronę.

Skinął głową.

- Wiem, przepraszam.

- Wybaczam ci - burknęła. - Ale powiesz nam teraz co jest grane?

Harry ponownie skinął głową. Ukrył twarz w jej szyi, starając się zastąpić słowa przepowiedni, którą ujawnił mu Dumbledore, zapachem jej skóry i uczuciem otaczających go jej włosów.

Ale nieważne jak bardzo próbował, słowa wirowały w jego głowie. Torturowały go, podczas gdy on musiał myśleć o tym, do czego w końcu zostanie zmuszony.

Potrzeba / Harry Potter [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz