Rozdział 105

481 29 2
                                    

- Nie podoba mi się - oznajmiła Ginny, rozglądając się po pustym salonie.

- A co tym razem jest nie tak? - wydusił Harry przez zaciśnięte zęby.

Zamachała rękami.

- Po prostu mi nie pasuje. Nie czuję, że to ten właściwy. Nie ma wystarczająco charakteru.

- Charakteru...

Harry nie miał pojęcia o czym ona do cholery gada. Jak niby dom miał mieć „charakter"? To przecież budynek.

Szukali tego właściwego od dwóch miesięcy, ale w każdym kolejnym Ginny znajdowała coś, co jej nie pasowało. Harry miał ochotę wybrać dom samemu, przywiązać ją do krzesła i przeprowadzić ją przemocą gdzieś... właściwie gdziekolwiek... byle były wszystkie ściany i dach nad głową. Jego zdaniem zachowywała się nieracjonalnie. Widzieli sporo naprawdę ładnych domów.

- Tak, charakteru - odparła, patrząc na niego spode łba. - Nie mogę tu żyć.

- Co za niespodzianka - stwierdził Harry z udawanym zdziwieniem. - A z reguły tak łatwo ci w tym względzie dogodzić.

- Daruj sobie sarkazm, Potter - warknęła na niego Ginny. Niekończące się poszukiwania domu jej również zaczęły działać na nerwy.

- Sarkazm to jedyne co pozwala mi przejść przez ten koszmar, Weasley - odciął się. - Mamy na rozkładzie trzech agentów nieruchomości i trzydzieści dwa domy. Zostańmy po prostu na zawsze w naszym malutkim mieszkanku. Mam dość tego gówna.

- Idealny dom gdzieś tam jest - zaoponowała. - Po prostu musimy dalej szukać.

Harry jęknął sfrustrowany i niespokojnie przeczesał włosy. Miał ochotę walić głową w pobliskie regały wnękowe.

- A gdzie niby mamy dalej szukać, Furio? Przecież szukaliśmy już wszędzie.

- Gdzieś tam jest. Czuję to.

Harry machnął ręką i wściekły wyszedł z pokoju. Musiał odetchnąć świeżym powietrzem. Wrócił pięć minut później.

- Może pomogłoby nam, gdybyś powiedziała czego potrzebujesz - zasugerował znacznie spokojniej. - Nie rozumiem jak dom może mieć charakter.

Ginny popatrzyła na niego z niechęcią. On mógł sobie wyjść, żeby się uspokoić, ale ona z każdą chwilę gotowała się coraz bardziej. Harry zachowywał się nieracjonalnie. Przecież nie można akceptować wszystkiego co podrzucą im pośrednicy. W tym domu mieli mieszkać zapewne przez resztę życia. Po prostu musiał być idealny.

- Nie wiem jak niby mam ci to wyjaśnić lepiej niż już to zrobiłam - odpowiedziała ostro. - Może jakbyś raz na jakiś czas posłuchał, zamiast marudzić...

- Marudzić?! I kto to mówi?! - wrzasnął. - W każdym pieprzonym domu, do którego wchodzimy, znajdujesz coś do krytykowania. Żadnemu nie dałaś szansy!

- Nieprawda! - odkrzyknęła. - Właśnie...

- Kochani, na tyłach jest uroczy ogródek i wspaniały malutki pokój obok głównej sypialni, idealny na pokój małego dziecka... - pani Weasley urwała, kiedy weszła do salonu i zobaczyła, że jej córka i zięć stoją naprzeciwko siebie wkurzeni. - Och, więc jednak ci się nie podoba, Ginny?

- Widzisz?! - Harry triumfalnie wskazał swoją teściową. - Nawet ona widzi jaka jesteś nierozsądna. Od razu wiedziała, że to TOBIE się nie podoba! Nic ci się nie podoba!

Ginny wyprostowała się i spojrzała na męża z wściekłością.

- Ty mi się podobałeś, zanim nie zacząłeś tej awantury - odparła ostro. - Ale teraz zaczynam poważnie wątpić we własny osąd!

Wyciągnęła różdżkę.

- Wracam do mieszkania. Przepraszam, mamo.

Skinęła mamie głową, spojrzała jeszcze raz ze złością na Harry'ego i deportowała się z cichym pyknięciem.

- Arrrghhh! - Harry zakrył twarz dłońmi. Miał ochotę czemuś przywalić. Wziął kilka oddechów na uspokojenie i popatrzył na Molly.

- Przepraszam, mamo.

- Nic się nie stało, kochanie - odpowiedziała od razu. - Małżeństwa się kłócą, tak to już jest w życiu. Martwiłabym się, gdybyście się z Ginny w ogóle nie kłócili.

Roześmiał się głucho.

- O to się nie musisz martwić. Ginny i ja kłócimy się nieustannie od lat.

- Ludzie, którzy najmocniej się kochają, kłócą się najostrzej - zauważyła z przekonaniem Molly.

- Świetnie - burknął ponuro. - To mamy przechlapane.

Prawdę mówiąc nie kłócili się z Ginny od wielu miesięcy. Właściwie od chwili, kiedy przekonał ją, żeby za niego wyszła, a to tak naprawdę nie była kłótnia. Potarł bolące miejsce na klatce piersiowej, w które go uderzyła. Wyszli z wprawy.

- Po prostu chciałbym wiedzieć, o co jej chodzi - wyznał. - Obejrzeliśmy masę domów i żaden nie był dla niej wystarczająco dobry. Nie mogę tego naprawić, jeśli nie wiem co się zepsuło.

Położyła mu uspokajająco rękę na ramieniu.

- Podejrzewam, że ona sama nie wie.

- Ale jak to możliwe? Ten dom i jakieś dwadzieścia innych spełniało wszystkie nasze początkowe kryteria. Ale ona chce „charakteru". Co to niby znaczy?

Jego teściowa zamyśliła się.

- Wiesz, nie jestem pewna co to znaczy dla Ginny, ale dla mnie dom z charakterem jest jak... no chyba jak Nora.

Zmarszczył brwi.

- Nora?

- Postaw się na jej miejscu - zasugerowała. - Gdybyś był Ginny i dorastał w Norze z jej prowizoryczną konstrukcją, wszystkimi zakątkami i zaułkami... każdy inny dom byłby przy niej kiepski. Nawet jeśli Nora jest trochę zapuszczona.

- Więc chce domu takiego jak Nora?

Molly wzruszyła ramionami, niemal zupełnie jak jej córka.

- Tylko zgaduję. Ale wszystkie te domy, które oglądaliście, były wystawne, nowe i bez duszy. Nora jest stara i zapuszczona, ale pełna miłości i śmiechu. To spory kontrast.

- Hmm... - Harry z namysłem pomasował podbródek. - Ale czemu ona mi tego nie powiedziała?

Molly uśmiechnęła się do niego i wzięła go pod rękę, żeby wyprowadzić z domu.

- Pewnie sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Po prostu wie, że rozpozna właściwy dom, kiedy go zobaczy.

- Co nie jest takie łatwe - burknął, gdy wyszli na werandę.

- Nic wartościowego nie przychodzi łatwo - Molly pocałowała go w policzek na pożegnanie. - Wracaj do domu i pogódź się z żoną. Od razu poczujesz się lepiej.

Deportowała się, a Harry pozostał jeszcze chwilę na werandzie, zbierając myśli. Kiedy w końcu deportował się stamtąd, nie wrócił do domu. Zamiast tego udał się do pośrednika.

Potrzeba / Harry Potter [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz