27.

91 3 0
                                    

*Rose*

Od dwóch tygodni pomieszkiwali niedaleko starej leśniczówki. Na granicy obu terytoriów. Za każdym razem, gdy wybierali się na polowanie, dziewczyna żałowała, że ściągnęła na przyjaciół taki los. Gdyby tylko mogła, odesłałaby Max' a do domu. Miał dopiero czternaście lat. 

- Nie przejmuj się nami - powiedział cicho Oliver, ściskając jej rękę. Dziewczyna oparła głowę na jego ramieniu. 

- To wszystko moja wina - stwierdziła. 

- Nie mów tak. 

- Ale to prawda. Gdybym nie ja...

- Jesteś Alfą. Wiadomo, że zawsze będzie czyhało na ciebie jakieś zagrożenie... 

- Ale...

- A ja jako twój Beta mam za zadanie cię ochraniać. Zawsze. 

Rose westchnęła. Gdy chłopak pocałował ją opiekuńczo w czoło, dopiero zrozumiała kolejny rodzący się problem. 

- Nie, Dean. Nie możemy - wyznała. 

- Dlaczego? Przez jakiś głupi kodeks spisany setki lat temu? - spytał. 

- Tak - odsunęła się od niego - Spisał go ktoś mądry, kto wiedział więcej niż my teraz. 

Oliver wywrócił oczami. 

- Rose - rzucił z rozpaczą. 

- Dean - zaakcentowała. Nigdy nie zwracała się do niego po imieniu. "Oliver", czyli drugie imię chłopaka, weszło jej w nawyk. 

- Rose Howe - powiedział stanowczo. 

- Deanie Oliverze Archibald - powtórzyła dziewczyna. 

- Ko... - zaczął Dean, ale nagle zza drzew wyłonił się Max. Para odsunęła się gwałtownie od siebie. Chłopiec zmrużył oczy na ten widok, jednak nic nie skomentował i wszedł na namiotu. Rose popatrzyła na Deana i rzuciła:

- Muszę zadzwonić. 

Następnie ruszyła w stronę strumyka. 

*Max*

Gdyby tylko miał samochód... prawo jazdy... cokolwiek. Dawno wróciłby do domu. Do Portland. Nie obchodziło go to, że pozbawiliby go głowy. 

- Zostajemy z Rose - oznajmił mu piątego dnia brat.

- Przecież wiem - stwierdził Max i przez resztę dnia starał się ukrywać przed resztą stada. Nie wspomniał im nawet o odwiedzinach ciemnowłosego wampira. William - chyba tak miał na imię. Czuł, że Oliver za nim nie przepada. 

- Weź to. Mogą wam się przydać - polecił mu wampir i wręczył dwa kosze. Chłopiec popatrzył na nie nieufnie. 

- Uważajcie na siebie - rzucił na odchodnym wróg i nim wilkołak się obejrzał, gościa już nie było. Jednak mimo wszystko trudno było ukryć obce pakunki w małym namiocie. Pod śpiwór się nie zmieściły, niestety. 

- Skąd to masz? - warknął Oliver, zauważywszy brata na skraju linii lasu. 

- Ja... - zaczął chłopiec. Co miał powiedzieć? Zanim zareagował, Oliver wyrwał mu pakunek. Przejrzał oba kosze. Po chwili z jednego wyciągnął list. Otworzył kopertę zaadresowaną do Rose i przeczytał wiadomość:

O zachodzie słońca. Gotowe. Tam, gdzie zawsze. W. 

W. to William? 

- Skąd to masz? - powtórzył wilkołak. 

- To chyba do mnie - zauważyła Rose, trzymając telefon w ręce. Bez słowa wyjaśnienia zabrała list i weszła do swojego namiotu. 


Hiding in the woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz