48.

63 6 0
                                    

*Alex*

Uśmiechnął się i gestem ręki zaprosił ją do środka. Zamknął drzwi i odwrócił się w jej stronę, starając się jednocześnie zapanować nad podenerwowaniem. Rose spojrzała na niego swoimi niebieskimi oczami, a on poczuł jak serce kołacze mu w piersi. Już dawno powinienem wyznać jej prawdę - gnębiło go sumienie. Dziewczyna zaczęła wyłamywać sobie palce. Alex znał ją na tyle, że wiedział, gdy chodziło o coś poważnego. Nagle jej wzrok padł na zdjęcie w ramce. Te z nią, Archibaldem i inną dziewczyną. Przygryzła wargę i w końcu odezwała się:

- Byłyśmy przyjaciółkami. Miriam była najbliższą mi osobą w dzieciństwie. Nikomu nie ufałam bardziej niż niej - przestała wyłamywać palce i odwróciła twarz w stronę okna - Ale popsułam to. Wiedziałam, że podobał jej się Dean, a może nawet chodziło o coś więcej... Archibald był moim przyszłym Betą i nieważne, co myślała o tym Miriam, między nami była nić porozumienia. 

Przerwała opowieść i znów spojrzała na chłopaka. 

- Nie rozumiała, że między nami nie pojawi się nigdy żadne uczucie. Dean był dla mnie jak młodszy brat: wszędzie było go pełno i zawsze mnie wkurzał. Wyjeżdżaliśmy na wspólne wakacje tylko dla tego, że nasi ojcowie byli przyjaciółmi. Gdy urodził się Max, było jeszcze gorzej. Archibald na siłę próbował stać się moim przyjacielem. Nie wyobrażasz sobie, jak to jest, gdy ktoś nagle próbuje znaleźć  się w centrum twojej uwagi. 

Wbrew pozorom Alex wiedział, co czuła Rose. Przypomniał sobie swoją podróż do Kanady, jeszcze bardziej go to zdołowało. Jednak Rose po raz pierwszy od kilku lat otworzyła się przed nim, a on nie chciał tego popsuć. 

- Dzisiaj rozmawiałam z nią przez telefon - kontynuowała - Zadzwoniłam nawrzeszczeć na Deana, ale odebrała ona. Zaskoczyło mnie to. Naprawdę. Sądziłam, że nigdy więcej się nie spotkamy, a ona powiedziała mi, że nadal mieszka w Portland... Zrozumiałam wtedy coś ważnego. Gdybym nie ja, oni byliby już wcześniej razem szczęśliwi. Stałam im na drodze. Może nawet dobrze, że nie jestem Alfą. Nie zniosłabym takiej odpowiedzialności. 

Umilkła. Alex usiadł obok niej i objął ją ramieniem. 

-  Nie myślisz tak. Znam cię. Wiem, jaka jesteś naprawdę: inteligentna, cierpliwa, lojalna, pomocna, wspaniała i bardzo odważna. Dodałbym jeszcze charyzmatyczna, ale obiecałem, że nie będę ściemniać. Sęk w tym, że przestałaś wierzyć. Nie wierzysz w siebie, tak jak ja wierzę w ciebie. Zawsze wiedziałem, że zasługujesz na bycie Alfą. A gdy już nim zostaniesz, będziesz najlepszym przywódcą, jakiego te stado mogło mieć. 

Prescott przerwał i zerknął na zdjęcie. 

- A Miriam nie jest zbyt ładna - dodał. Rose zaśmiała się. Chłopak odgarnął pasemko jej jasnych włosów i przyciągnął ją do siebie. Gdy wtuliła się w niego, pocałował ją w głowę. 

- Cieszę się, że wróciłeś - oznajmiła cicho. Chłopak przytulił ją mocniej i oparł brodę o jej głowę. Promienie słońca wpadały przez okno i oświetlały mu twarz. 

- A właściwie - odezwała się po chwili Rose - Jak się wydostałeś z lochu? 

- Nie psuj tej pięknej chwili - rzucił Alex. Dziewczyna odsunęła się od niego. Jej wyraz twarzy zmienił się.

- No co? - mruknął chłopak. Czekał, aż Rose zaleje go falą pytań, ale nie powiedziała nic więcej. Nagle Alex poczuł mrowienie w palcach. Spojrzał na nie i ujrzał swoje pazury. Na twarzy przybyło mu owłosienia, jego kły zaczęły się wysuwać. Zaczął panikować, że przemieni się w sypialni Archibalda. W mojej nowej sypialni - poprawił się. Rose złapała go za rękę i ścisnęła mocno. Jej twarz emanowała spokojem. W tej chwili działo się coś, czego nie mógł zrozumieć. Przed oczami ujrzał wszystkie swoje wspomnienia. Te z Portland, z wycieczek, jak pisał listy do Rose, jak uświadomił sobie, że za nią tęskni. 

- Rose - jęknął. Drugą rękę przyłożyła do jego policzka. Spojrzał jej w oczy i ujrzał odbicie swoich fioletowych. Tylko nie teraz, błagam - pomyślał. Miał wrażenie, że czas wokół nich się zatrzymał. Coś zaczęło się trząść. Meble? Ściany? Podłoga? Albo nawet cały dom? Jego przeznaczenie właśnie się wypełnia. Niszczy życie Rose. Chciał jej powiedzieć, że musi uciekać. Powinna znaleźć się jak najdalej od niego. Jednak ona dalej się w niego wpatrywała, nie poruszywszy się choćby o centymetr. 

Chłopak otworzył usta, by ją ostrzec, lecz wtedy poczuł jej usta na swoich. Całowała go. Musiała minąć chwila, by zdał sobie sprawę, co się dzieje. Odwzajemnił pocałunek. Przyciągnął ją do siebie. Zapomniał, o tym co się dzieje. Zginą razem. Zewsząd dobiegał przeraźliwy hałas. Objął jej kark i przysunął jeszcze bliżej. Nagle Rose wyrwała się z tego szalonego tańca ich warg i ze stoickim spokojem rozejrzała się dookoła. Jej tęczówki zapłonęły czerwienią. Wampiry - przypomniał sobie Alex, to jest teraz jej stado. 

- Rose, chyba... - zaczął, ale wtedy ujrzał odbicie swoich oczu w jej oczach. Mieniły się na niebiesko. Nie zauważył nawet, że hałas ustał. Tak, jak trzęsienie. Wszystko znajdowało się na swoim miejscu.  

- Rose? - drzwi otworzyły się gwałtownie i do środka weszli William i Iris. 

- Wszystko w porządku? - spytał wampir. 

- Co się stało z twoimi tęczówkami? - rzuciła blondynka, wpatrując się w wilkołaka. 

*Rose*

Iris od czterdziestu minut nie oderwała wzroku od Prescotta. 

- Spróbuj jeszcze raz - poleciła mu po raz setny. Rose obserwowała, jak Alex bez skutku próbuje wywołać gwałtowną przemianę. 

- Użyjmy tego - zaproponował William, wracając z podwórka. Przytachał gałąź i położył ją pod nogami Iris. 

- No i co mam z tym zrobić? Zabić go czy strzelić mu z liścia? - spytała. William wywrócił oczami. 

- Nie jego. Ją - odpowiedział, wskazując na Rose. Dziewczyna zerknęła na Alex' a, po czym przeniosła wzrok na Wiliama.

- Chyba nie sądzisz... - zaczęła. 

- Nie mam stuprocentowej pewności - przerwał jej i podniósł gałąź. Zawahał się, po czym ruszył w kierunku Rose. 

- Chyba nie chcesz...  - zaczął Alex. 

- A mamy inne wyjście? - rzucił William. Jednak zanim się ruszył, Iris go uprzedziła. 

- Nie mogę na to patrzeć - stwierdziła Chloe, zasłaniając oczy. Blond wampirzyca obróciła w rękach gałąź, po czym wbiła ją w brzuch Howe. Dziewczyna jęknęła, czując jak drewno nieprzyjemnie przedziera się przez jej skórę. Przypomniała sobie, jednak o Alex' ie. Odwróciła głowę w jego stronę. Chłopak leżał na podłodze zwinięty w pół. Na jego koszulce pojawiła się czerwona plama krwi. 

- Nie - mruknęła Rose i chwyciła badyl, by wyrwać go z siebie. Odrzuciła go na bok i przemieściła się na drugi koniec pokoju. 

- Żyje? - spytała Chloe, odsłaniając oczy. 

- Jeszcze tak - odpowiedział Alex, podnosząc się z nimi. Jego tęczówki przybrały barwę niebieską niczym ocean. 

- Co to oznacza? - rzuciła czternastolatka. 

- Alex został jej Betą - oznajmił zdumiony William. 


Hiding in the woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz