36.

77 3 0
                                    

*Iris*

Miała go przed oczami. Jedyny wilkołak, który nie śmierdział. Jedyna istota, którą pragnęła mieć przy sobie. Próbowała porównać go do Williama, gdy do pokoju weszła obca kobieta. Wysoka, szczupła brunetka. Emanowało od niej pewnością siebie. Podeszła do lady i zaparzyła sobie herbatę. Wydawała się trochę zmęczona. W pewnym momencie obróciła się i przyłapała Iris na przyglądaniu się. Wampirzyca zacisnęła dłoń na swojej szklance. 

- Kim jesteś? - spytała kobieta. Była od niej starsza. Iris wyprostowała się i zmierzyła nieznajomą. 

- Pytasz mnie, kim ja jestem? - rzuciła. Ich rozmowę przerwały głosy dobiegające z korytarza: 

- Naprawdę nie sądzę, by było to konieczne. 

- Powinieneś to rozważyć, dopóki jej nie powiem... 

- Chcę, by Rose była bezpieczna. 

- Ja też. 

Do pokoju weszli Scott Howe i obiekt westchnień Iris - Alex Prescott. Mężczyzna uśmiechnął się na widok kobiety i podszedł się przywitać. Pocałował ją w policzek i gdy stanęli ramię w ramię, Iris zrozumiała, skąd te uczucie towarzyszące jej od kilkunastu minut. Ta brunetka to  m a t k a  R o s e . Starsza wersja Rose. 

- Alex, słyszałam, że wróciłeś - powiedziała, ściskając chłopaka. 

- Tu moje miejsce, Clare - oznajmił. 

- Miło mi to słyszeć. Myślę, że Rose także ucieszyła się na twój powrót - dodała. 

- Tak sądzę - mruknął. 

Iris oderwała wzrok od wilkołaków i zatoczyła mały krąg palcem wokół kubka. 

- Zauważyłam obce twarze w Kwaterze. To twoi znajomi, Alex? - spytała Clare. 

- Raczej Rose - odpowiedział wilkołak, wpatrując się w wampirzycę. 

*Max*

Dom. W końcu. Portland. Pierwsze, co zrobił, gdy mama zaparkowała przed budynkiem, to wbiegł do swojego pokoju. Musiał się przekonać, że nie śni. Chwilę później coś oderwało jego stopy od ziemi. 

- Mój najmłodszy syn! - usłyszał głos ojca. Gdy znów znalazł się na podłodze, przypomniał ojcu, że ma już czternaście lat. 

- Ten czas tak szybko leci - wtrącił ktoś. W progu stał Oliver. Max objął go z całych sił, ale po chwili odsunął się, by spytać:

- A twoja dziewczyna? Też tu jest? 

- Dziewczyna? - powtórzył Seth Archibald. Oliver wywrócił oczami. 

- Ona nie jest moją dziewczyną - wyjaśnił. Max uśmiechnął się przebiegle, minął brata i ojca i pobiegł do innej części budynku. Z impetem wpadł na dziewczynę. Odsunęła go od siebie i powiedziała:

- Zwolnij trochę, kolego. 

Max zamrugał dwa razy i popatrzył na nią. To Chloë. Otworzył usta, by się przywitać, ale nie mógł złożyć nawet prostego zdania. 

- Ja... y... ty...

- Co? - rzuciła wampirzyca. Z oddali dotarły do Max'a  śmiechy rodziny. Chloë popatrzyła na niego z uśmiechem. 

- Do później, Max. 

Czternastolatek jeszcze długo odprowadzał ją wzrokiem. 

- Dokąd poszła twoja Julia, Romeo? - rzucił ktoś. Max popatrzył na ciemnowłosego wilkołaka. 

- Tam, gdzie twoja nigdy nie była - odparł i zadowolony ruszył przed siebie. 

*William*

William z pewnością stwierdził, że nie tęskni za Forest Grades. Tu czuł wewnętrzny spokój, nawet Iris stała się bardziej powściągliwa. Znalazła nowy obiekt westchnień - stwierdził. Bywało tak, że odczuwał samotność. W dobrym sensie. Miał mnóstwo wolnego czasu dla siebie. Nie musiał nikomu tłumaczyć się ze swoich zachowań. Wiedział, że gdzieś czyha na nich niebezpieczeństwo. Wciąż nie znaleźli Giany. I nadal nie wiedzieli, kto pragnie śmierci Rose i jej stada. Codziennie o świcie wyruszał patrol - około dziesięciu wilkołaków zwartą grupą zapuszczało się w stronę lasu. Niestety, ślad Giany zniknął. 

Cała ta sytuacja odbijała się na zdrowiu Rose. William wielokrotnie widział, jak dziewczyna próbuje zamaskować uśmiechem swoje zmęczenie. Dopóki Scott Howe pełnił rolę tymczasowego Alfy, nie musiała się niczym przejmować. 

William usłyszał odgłos kroków zmierzających w jego stronę. Podniósł się z ziemi, otrzepał spodnie i spojrzał w niebo. Zwyczajny, upalny dzień w Portland. Jakiś cień zastąpił mu drogę. Odwrócił się w jego stronę. 

- Wyglądasz na znudzonego - oznajmiła szatynka. 

- Jest zbyt spokojnie. Wiesz... żadnych morderstw... - rzucił William. Dziewczyna usiadła w cieniu, wampir obok. Chłopaka często nurtowało pewne pytanie, ale nigdy nie znajdował odpowiedniej okazji, by je zadać Rose. Tym razem także, bo uprzedziła go dziewczyna. 

- Czasem wydaje mi się, że nic nie jest prawdziwe. Ci ludzie, którzy nas otaczają. Ci nieświadomi niczego mieszkańcy miast, w których żyjemy. Ci ludzie, którzy... 

- Nie zawsze okazują się tym, kim chcemy, żeby byli. 

- Dokładnie. Rozumiesz, co mam na myśli? Giana była mi bliska od dnia, kiedy się poznałyśmy. Była moją najlepszą przyjaciółką. 

- Ale cię zdradziła. 

- Tak. Nigdy nie pomyślałam, że mogłaby być do tego zdolna. 

- Dlatego uważam, że nie warto mieć przyjaciół. 

- Naprawdę? Ani jednego? 

- Tak. Ale spójrz na to z innej strony, masz jeszcze Olivera. 

- Olivera. 

- Jest twoim Betą i zawsze możesz na niego liczyć. My, wampiry, żyjemy w stadach tylko ze względu na komfort. Łatwiej odnaleźć się w nowych miejscach, gdy nie jesteś sam. 

- To brzmi bardzo pesymistycznie, William. 

- Trzeba być realistą, Rose. 




Hiding in the woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz