64.

47 4 0
                                    

*Alex*

Oliver został w tyle. Alex przemierzał las najszybciej, jak potrafił. Nieopodal przemienił się, poprawił ubranie i ruszył pieszo. Trudno było się zgubić. To krzyk Rose wywołał ich z domu. Oglądali właśnie z Miriam film, gdy... Miriam! Alex zatrzymał się i obejrzał przez ramię. Dziewczyny za nim nie było. 

- Cholera - warknął, zagryzając wargę. Ostatni raz spojrzał za siebie i ruszył dalej. W końcu ujrzał Max'a i Chloe. 

- Co się dzieje? - spytał, przekrzykując hałas. 

- To Rose - odparła Chloe - William i Iris poszli ją zatrzymać. 

- Co? Nie! - krzyknął Alex, minął dzieciaki i pobiegł za wampirami. Zanim zdążył ich powstrzymać, oboje wylecieli w powietrze i wylądowali kilka metrów dalej. Rose wpatrywała się w postacie leżące na ziemi. 

- Rose! - zwrócił się do niej Alex. 

- Przestań! To nie ich wina! - Rose krzyczała w przestrzeń. Prescott podążył za jej spojrzeniem, ale oprócz nich nikogo tam nie było. 

- Przestań... - głos dziewczyny wydawał się słabnąć. 

- Rose - Alex zrobił krok w jej stronę. 

- Nie podchodź! - siła jej krzyku była tak mocna, że powaliła go na ziemię. Chłopak oparł się na łokciu i uniósł głowę. Gdzieś z głębi lasu dobiegł go fragment rozmowy:

 - James...? Jak? Jak to jest możliwe? 

- Kocham cię, Cora.

Alex potrząsnął głową. 

- Georgie, spójrz na mnie! - krzyknął, wpatrując się w szatynkę. 

- Nie mogę, nie mogę, nie mogę... - mamrotała Rose. 

Nagle zza drzew wyłonili się Oliver i Miriam. 

- Rose...? - Oliver zrobił krok w jej stronę. 

- Nie! - jej głos się załamał - Nie chcę, Dean. Jeśli cię skrzywdzę... 

- Nie zrobisz tego - odparł Oliver. 

- Taa, skąd ta pewność? - wtrąciła Miriam. Oliver dalej obserwował Rose. 

- Kochasz mnie, pamiętasz? - rzucił. Szatynka zamilkła. Wiatr się uspokoił. 

- Bardzo dobrze... Kochasz mnie, prawda Rose? - Oliver pomału zbliżał się do dziewczyny. 

- Ko... - zaczęła Rose, ale nagle z jej gardła wydobył się wrzask i upadła na kolana. 

- Głupia dziewucha! - usłyszeli głos z oddali. Wokół Rose pojawił się pierścień ognia. 

- Rose! - krzyknął Max. Nad kręgiem zamajaczyła białogłowa postać. 

- Wyrocznia przepowiedziała twoją śmierć. Opieranie się tylko odwlecze ją w czasie - zwróciła się do szatynki. 

Rose wbiła palce w ziemię. 

- Z każdym dniem zasłona oddzielająca ten świat od zaświatów słabnie, jak ty. Z każdym przejściem, część twojej duszy umiera - kontynuowała kobieta. 

- Nie... umrę - mruknęła Rose. Kobieta zaśmiała się. 

- Nie, teraz nie - zjawa nachyliła się do ucha Rose i szepnęła - Pragnienia można zmienić, co nieuniknione trzeba przyjąć. 

- Rose... - głos Olivera dobiegł z oddali. 

- Skrócę twe cierpienie, jeśli przyjmiesz, to co nieuniknione - dodała zjawa. Wzrok szatynki spotkał się ze wzrokiem Alex' a. 

- To co nieuniknione? - spytała szatynka. Jej ręka wystrzeliła w powietrze i wbiła się w klatkę piersiową kobiety. 

Quisque creatura habet infirmitatem.

Alex zmarszczył brwi. Minęło kilka lat, od kiedy po raz ostatni posługiwał się łaciną. Teraz widział, jak dłoń przyjaciółki zaciska się na sercu kobiety. Po chwili zjawa zamieniła się w złoty pył. Z płomieni padł oślepiający blask. Alex zamknął oczy. Po kilku minutach, gdy je otworzył, Rose leżała na ziemi. 

- Rose! - w ciągu sekundy Oliver padł do stóp dziewczyny. Odgarnął włosy z jej twarzy i przetarł palcem po jej policzku. Alex podniósł się i z dala obserwował tę dwójkę. Obok niego przemknął Max z Chloe. 

- Co z nią? - Chloe nachyliła się nad Rose. 

- Żyje? - spytał Max. 

- Co to było? - Iris przetarła ręką łokieć, a William objął ją ramieniem. 

- Prawie zeszłam na zawał... - jęknęła Miriam, zatrzymując się obok Alex' a. Jednak myśli chłopaka zaprzątały słowa zjawy. Wydawały mu się znajome. 

- Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie dobrze - powiedział Oliver i wsunął ramię pod głowę dziewczyny. Drugą rękę wsunął jej we włosy, po czym nachylił się, by pocałować ją w czoło. 

*Cora*

Ponad dziesięć metrów dzieliło ją od tłumu przyjaciół. Słowa, które wypowiedziała białogłowa kobieta wciąż brzmiały jej w głowie. 

- Skradasz się? - poczuła ciepły oddech na swoim karku. Obróciła się i ujrzała twarz osoby, za którą najbardziej tęskniła. James posłał jej swój rozbrajający uśmiech. 

- Żadnego przytulania? - rzucił. 

- Nie przywykłam do przytulania kogoś, kto nie istnieje - odparła Cora. James wywrócił oczami i wyciągnął w jej stronę ręce. 

- Ja istnieję - oznajmił cicho. 

- Tak? 

- Tak. I zaraz to udowodnię - mruknął, przyciągając ją do siebie. Kiedy ich usta się złączyły, chłopak jęknął i wsunął rękę pod koszulkę dziewczyny. Cora czuła na skórze bijące od niego ciepło. Przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej. 

- Seks z um...? - zaczęła. 

- Jestem tak samo żywy, jak ty - szepnął pomiędzy pocałunkami. Cora odsunęła się od niego. 

- Udowodnij - powiedziała.

James uśmiechnął się słodko.

- Wszystkiego najlepszego, moja dziewczyno.






Hiding in the woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz