78.

38 0 0
                                    

*Oliver*

Minęły dopiero dwa dni, a już czuł się jak obcy. Przyciągał spojrzenia wszystkich członków Sfory. Miał wrażenie, że potrafią oni czytać mu w myślach. Po raz kolejny warknął do matki, że nie jest głodny. Chciał po prostu być sam... 

Siedział na dywanie, okno było otwarte na oścież. Poranny wiaterek łaskotał go w kark. Zamknął oczy i próbował jeszcze raz ułożyć sobie myśli. 

Rose i Alex. Alex i Rose.  Razem wyjeżdżający za granicę. Ona się śmieje, on się w nią wpatruje z uśmiechem. 

Nie Rose i Dean. Nie Rose i Dean. 

- Synu - Seth Archibald oparł się plecami o ścianę i czekał. Oliver nie odpowiedział. 

- Synu - powtórzył mężczyzna - Opowiesz mi, co się tam stało?

Chłopak westchnął przeciągle. Schował głowę pomiędzy ramionami... I jakby w zwolnionym tempie zaczęły docierać do niego słowa, które zapisał w liście. Nagle wstał, zgarnął ze stolika klucze do auta i bez słowa minął ojca. 

- Dean - tuż przy drzwiach zobaczył matkę. 

- Nie teraz - warknął. Musiał przekonać się na własne oczy. Szedł właśnie do samochodu, gdy niespodziewanie wyrósł przed nim Scott Howe. 

- Synu - zwrócił się do chłopaka, jednocześnie tarasując mu drogę. 

- Zejdź mi z drogi, Scott - odparł chłodno Oliver. Poczuł na ramieniu dłoń Alfy. 

- Przemyśl to - ku zaskoczeniu chłopaka powiedział mężczyzna i ustąpił mu z drogi. 

Gdy tylko Oliver Archibald znalazł się za kierownicą jeepa, w głowie pojawiła mu się myśl, że jeśli zobaczy ich razem... to dla niego to już będzie koniec. 

Wjechał na parking przy PDX i zostawił auto, by pognać do holu przylotów. Zatrzymał się przed tablicą z rozkładem lotów. Odnalazł ten lecący z Vancouver. Na dziś planowany był tylko jeden lot, za 24 minuty. Więc czekał. 

Czekał. I znów czekał. 

Codziennie przez tydzień. I w ciągu tygodnia nic się nie zmieniło. 

Po dwóch tygodniach stracił nadzieję. W jego głowie powstało już z milion scenariuszy: Rose wyprowadziła się do Kanady, już nigdy się nie spotkają; Rose układa sobie życie z Prescottem. 

Któregoś dnia szedł korytarzem do sali konferencyjnej, gdy wpadł na Clare, matkę Rose. 

- Clare - zatrzymał ją, błagalnym spojrzeniem - Muszę się z nią zobaczyć... 

- Przykro mi, Dean. Naprawdę. Nie odezwała się jeszcze... 

Westchnął z bezradności. Usłyszeli kroki na korytarzu i po chwili ujrzeli rozwścieczonego Scotta trzymającego jakiś papier w ręce. Bez słowa wyjaśnienia podał go żonie. 

- Co to jest, Scott? - spytała kobieta. Oliver nachylił się przez ramię kobiety, by przeczytać treść listu. Znieruchomiał. 

Scott Howe zacisnął pięści i wycedził przez zęby:

- Tłumaczyłem, prosiłem i i tak to zrobił.

Clare pokręciła głową. 

- Zobacz. Alex pisze, że ma powód - wyjaśniła. Oliver przejechał dłonią po karku. Po chwili podchwycił wzrok Scotta. 

- Śmiało. Powiedz to. Powiedz, że to moja wina... Wiem, jestem tego świadomy - warknął chłopak. 

- Tobie też mówiłem, powtarzałem. Razem z ojcem uczyliśmy was całe życie, powtarzaliśmy. Alfę i Betę nie może wiązać coś więcej niż wzajemne oddanie. Przyjaźń owszem, seks nigdy - oznajmił Scott.

Hiding in the woodsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz