Rozdział 74

541 48 12
                                    

Dzisiejszego dnia stresowałam się od samego rana, a dzień wcześniej nie mogłam zasnąć. Czekało mnie Osądzenie. Bałam się, że zrobię, coś nie tak albo, że po prostu zawiodę. Bałam się, że nie będę w stanie osądzić człowieka, którego do mnie przyprowadzą.

Na dwór, przed tłum czekających ludzi miał zaprowadzić mnie Diego.

-Jak się masz?- zapytał, kiedy po mnie przyszedł

-Stresuję się- odpowiedziałam cicho

-Nie mogę uwierzyć, że musisz to zrobić, Lu...

-Nie mam innego wyjścia- westchnęłam

-Zawsze jest wyjście.

-Dla ciebie to takie proste... To nie ty jesteś wystawiony przed tłum ludzi, którzy oczekują od ciebie sprawiedliwości. Nie mogę pokazać, że jestem słaba. Takie dostałyśmy zadanie i...

-To niewinni ludzie- przerwał mi

-Nie rozumiem...

-To złodzieje. Dobra może kradzież nie jest właściwa, ale na pewno nie zasługują na tyle lat kary ile przyjdzie im odsiedzieć. To ludzie, którzy przeszkadzają królowi, którzy są zagrożeniem, gdyż mogą zbuntować ludzi.

-Przestań!- zażądałam- Czy ty ani razu nie spełniłeś rozkazu, mimo iż wcale ci się nie podobał?

-Tak, ale...

-No właśnie, więc mnie nie osądzaj. To moje zadanie i muszę je wykonać. I tak jestem już nikim w oczach królach, więc nie mogę poddać się kolejny raz.

-Lu...

-Wykonaj lepiej swój obowiązek i zaprowadź mnie na dół- warknęłam

W połowie drogi Diego znowu się odezwał.

-Zmieniłaś się...

Nie odpowiedziałam. Nie miałam ochoty na dyskusję, bo i tak byłam już wystarczająco podenerwowana. Diego nie rozumiał mojej sytuacji i najwyraźniej nawet nie starał się zrozumieć.

Na dole zastałam dziewczyny, więc szybko do nich dołączyłam. Powtarzały cicho swoje kwestie.

Zwróciłam uwagę na biżuterię, którą dostały od Federico. Francesca miała kolię i kolczyki wysadzane szmaragdowymi kamieniami zaś Camila miała równie piękny komplet, który podkreślał jej urodę. Obie wyglądały idealnie.

-Jak tam?- zagadnęła mnie Fran

-Teoretycznie w porządku, ale boję się, że strach wygra i nie podołam zadaniu...

-To nie potrwa długo- wtrąciła się Camila

-Macie w ogóle ochotę to robić?- zapytałam

Popatrzyły na siebie, ale żadna nie odpowiedziała.

-Nie róbmy tego- zaproponowałam

-Musimy. To tradycja- zauważyła Camila

-Mogłybyśmy się sprzeciwić.

-Niby, w jaki sposób?

-Nie wiem... Mogłybyśmy nie wyjść, ale to głupi pomysł.

-A może to podstęp?- zaatakowała mnie Camila- Wychodzisz, jako ostatnia, więc może celowo chcesz, abyśmy nie wyszły, a potem zrobisz to sama?

-Co? Nie! Przysięgam, że nie miałam nic takiego na myśli.

-Drogie panie!- naszą rozmowę przerwała Jackie- Rozumiem, że się denerwujecie, ale to nie powód do krzyków- spojrzała na nas surowo- Wychodzicie w ustalonej kolejności: Francesca, Camila i na końcu Ludmiła.

Nasza nauczycielka wyprowadziła nas na dwór. Od drzwi pałacu ciągnął się czerwony dywan prowadzący do platformy, gdzie zasiadała rodzina królewska. Jako pierwsza poszła Francesca. Dziewczyna poradziła sobie świetnie, co nikogo nie zdziwiło. Camili nie poszło wcale gorzej, mimo, że trochę się stresowała.

-Twoja kolej- przypomniała mi Jackie

Starałam się uśmiechać, aby nie dać po sobie poznać, że wcale nie chcę wymierzać tej kary i że jestem straszliwie przerażona. Wokół migały światła aparatów, a ludzie szeptali. Spojrzałam na Fede. Był spokojny, a to dodało mi odrobinę otuchy.

Zasiadłam na przeznaczonym dla mnie miejscu. Po chwili przyprowadzili przestępcę.

-Jakie przestępstwo popełniłeś?- zapytałam starszego mężczyznę

-Kradzież, pani- spuścił głowę

-A jaki wyrok otrzymałeś?

-Dożywocie.

Spojrzałam na króla, który zakrywał dłonią usta, aby ukryć śmiech. Zrobił to celowo. Moje poprzedniczki skazywały złodziei na pięć lat, a ja? To było zagranie przeciwko mnie. Król wiedział, że to będzie dla mnie trudne zadanie. Co miałam zrobić? Jeśli skażę go na dożywocie zostanę znienawidzona przez społeczeństwo.

-Co ukradłeś?

-Kilka ubrań dla mojej córki...

-Nie chodzi o to, prawda?

Prawie niedostrzegalnie skinął głową.

Nagle wpadłam na pewien pomysł. Nie miałam pojęcia czy się uda, ale musiałam, coś zrobić.

Podeszłam do mężczyzny.

-Wstań- poleciłam, na co spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem- Proszę- dodałam

Kiedy wstał, zdjęłam biżuterię od Federico i włożyłam w jego dłonie.

-Idź i spłać swój dług wobec króla.

Władca miał skwaszoną minę, ale przyjął klejnoty.

Ludzie zaczęli wiwatować.

Mężczyzna, który właśnie spłacił swój dług podszedł do mnie zapłakany, przytulił mnie i zaczął błogosławić. Potem odszedł wyglądając jak najszczęśliwszy człowiek na ziemi. 

Poślubić Księcia | FedemilaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz