Rozdział 72

559 37 14
                                    

Obudziłam się z bólem głowy.

-Dzień dobry, panienko- przywitała mnie Sara i podała mi tabletkę oraz szklankę wody

-Dziękuję.

-Powiedziałyśmy, że panienki nie będzie na śniadaniu, bo źle się czuje, ale postaramy się, aby panienka była obecna na obiedzie.

Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie czy spotykanie się z resztą kandydatek, ale zdawałam sobie sprawę, że nasze ostatnie wyjście było wystarczająco ryzykowne. Nie chciałam, aby ktokolwiek zaczął, coś podejrzewać.

Pokojówka pomogła mi wstać. Z trudem, ale się udało.

Kiedy wreszcie dotarłam do mojego pokoju, Valencia sprzątała, a Ibbie zajmowała się szyciem sukienki.

-Wszystko w porządku, panienko?- zapytała Valencia- Przestraszyłyśmy się.

-Przepraszam, ale tak, jest już dobrze.

-Służymy pomocą- zapewniła- Zaglądał tu książę i gwardzista Dominguez. Chcieli wiedzieć jak się panienka czuje.

-Powiadomię ich, gdy tylko nadarzy się okazja.

Sara zajęła się obandażowaniem mojej ręki i ubraniem mnie w suknię, która idealnie wszystko zasłaniała.

-Rana niedługo powinna się zagoić. Niestety zostanie blizna.

-Dzielni ludzie zawsze mają blizny- odpowiedziałam myśląc o Naty


Z trudem zdołałam cokolwiek przełknąć podczas obiadu.

-Czujesz się już lepiej?- zapytała mnie Camila- Słyszałam, że dostałaś migreny.

-Tak, ale to nic poważnego. Już mi lepiej.

Nikt nie zadawał żadnych niepokojących pytań, więc nasza nieobecność jak widać została niezauważona.

Po chwili do sali weszła Jackie.

-Witajcie dziewczęta. Mam dla was kolejne zadanie. Wkrótce w pałacu odbędzie się krótkie przyjęcie popołudniowe. Spokojnie, nie musicie nic organizować. Waszym zadaniem jest zaproszenie dwóch, dowolnych osób.

To zadanie było skierowane przeciwko mnie. Król znowu chciał pokazać jak bardzo bezużyteczna jestem. Logiczne, że chodziło o to, kto sprowadzi do pałacu najbardziej wpływowych gości.

-Kogo zamierzasz zaprosić, Ludmi?- zwróciła się do mnie Fran

Byłam zaskoczona tym, że jest dla mnie taka miła.

-Nie mam pojęcia- wzruszyłam ramionami

-Gdybyś nie mogła nikogo znaleźć daj mi znać- uśmiechnęła się- Postaram się pomóc.

Zastanawiałam się, gdzie jest haczyk, ale kiedy spojrzałam w jej oczy zrozumiałam, że nie ma żadnego. Czyżby chwila szczerości w bibliotece tyle zmieniła?

-Dziękuję.

-Nie ma sprawy. Jeśli mamy mieć imprezę to niech będzie udana.


Kilka godzin później, gdy byłam już w swoim pokoju do moich drzwi zapukał Diego. Nie było pokojówek, więc mogliśmy sobie pozwolić na swobodną rozmowę.

-Jak się czujesz?- zapytał

-W porządku. Jestem jeszcze trochę obolała, ale nie narzekam.

-Nie powinienem był pozwolić ci jechać.

-Daj spokój. Sama chciałam. Nic mi nie jest, tak?

-Mało brakowało, a zginęlibyście oboje. Ty i Federico...

-Nie gdybaj tyle.

-Nigdy nie przestanę się o ciebie martwić, Lu... Zawsze będziesz dla mnie ważna.

-Wiem, co masz na myśli- przytuliłam go

Siedzieliśmy tak chwilę i wydawało mi się, że Diego robił to samo, co ja. Przypominał sobie wszystkie nasze wspólne chwile. To jak na początku się unikaliśmy, potem jak nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku, domek na drzewie, początek naszego związku, rozstanie...

-Lu... Kiedy powiedziałem, że nigdy nie przestanę cię kochać... To była prawda. Ja... Ja...

Wiedziałam, co chciał powiedzieć i chyba byłam wdzięczna, że nie przechodziło mu to przez gardło.

Roześmiał się nerwowo.

-Chyba muszę się przespać, bo już sam nie wiem, co bredzę.

-Zrobię to samo, też jestem zmęczona.

-Słuchaj, Lu... Następnym razem nie możemy tego zrobić. Nie pomogę już tobie ani Federico. To zbyt ryzykowne.

-Nie wydaje mi się, żeby Fede chciał to powtarzać...

-To dobrze. Uważaj na siebie. Zajrzę do ciebie jutro- pożegnał się

-Do zobaczenia.


Wieczorem odwiedził mnie Federico.

-Jak się masz?- zapytał mnie

-Nic mi nie jest- uśmiechnęłam się

-Czyżby? O ile pamiętam to zeszłej nocy zostałaś postrzelona.

-Jest w porządku, naprawdę. Zostanie tylko blizna.

-Mimo wszystko będę się martwił.

-Niepotrzebnie.

-Powinnaś się położyć.

Federico zaprowadził mnie do łóżka, a ja wsunęłam się pod kołdrę. Opatulił mnie, a potem położył się obok. Czekałam aż zacznie mówić mi na jak wielkie ryzyko się naraziliśmy, jakie mogły być konsekwencje, ale niczego takiego nie zrobił. Po prostu leżał obok mnie i co jakiś czas gładził moje włosy lub policzek.

-Gdyby coś się stało...

-Ale się nie stało.

Federico przewrócił oczami.

-Jak to nie? Wróciłaś do pałacu cała zakrwawiona.

-Ja niczego nie żałuję. Sama chciałam z tobą jechać.

-Nie mogę uwierzyć, że byliśmy tak nieostrożni. Powinniśmy zabrać więcej gwardzistów. W ogóle zastanawiam się, w którym momencie rebelianci stali się tak niebezpieczni... Chodzą uzbrojeni po ulicach i sieją postrach wśród mieszkańców. Powoli tracę kraj... Prawie straciłem ciebie...

-Fede, dość. Zmieńmy temat- zaproponowałam

-W takim razie, o czym chcesz porozmawiać?

-Zastanawiam się, jakich gości zaprosić na przyjęcie w pałacu. Potrzebuję twojej zgody, ponieważ nie wiem czy w ogóle jest to zgodne z prawem.

Zaintrygowany podparł się na łokciu.

-Powiedz mi, co planujesz. 

Poślubić Księcia | FedemilaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz