Rozdział 83

755 44 19
                                    

Sala Wielka była pełna ludzi. Centralne miejsce zajmował Federico. A zaraz obok niego z jednej strony ja, a z drugiej Camila. Wszyscy czekali w podekscytowaniu na werdykt. Ja już go znałam. Odpadnę... Z własnej głupoty. Wszystkie uczestniczki Eliminacji były obecne. Zastanawiałam jak wiele z nich zazdrościło miejsca, które za chwilę zajmie Camila albo jak duża część cieszy się, że jednak odpadły, bo ułożyły sobie życie, w którym wcale nie był potrzebny Federico. Zauważyłam, że Franceska się do mnie uśmiecha. Była pewna, że wygram. Nie miała pojęcia, co się wydarzyło.

-Umówiłaś się już na spotkanie ze swoim kochasiem?- zapytał mnie nagle Federico

-Co? Oczywiście, że nie- potrząsnęłam głową

-To lepiej to zrób. Zaraz po ceremonii wyjedziesz i proszę nie rób scen. Nie wiem, co sobie myślałem- prychnął

-Proszę nie rób tego- poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy- Kocham Cię.

-Przestań... Masz się uśmiechać, masz być szczęśliwa.

-Przepraszam- szybko przywróciłam uśmiech na twarz

-Będę szczęśliwy, kiedy stąd wyjdziesz- warknął i wrócił do rozmowy z Camilą

Wpatrywałam się w przestrzeń. Obawiałam się, że gdybym obserwowała Federico złamałabym daną mu obietnicę. Kiedy patrzyłam tak przed siebie, dostrzegłam, coś dziwnego. Nagle gwardziści podnieśli karabiny i zaczęli strzelać do ludzi. Wszyscy wpadli w panikę. Zrozumiałam, że do pałacu musieli dostać się rebelianci przebrani za gwardzistów.

Kolejne ciała walały się na podłogę, część próbowała uciekać. Obserwowałam oszołomiona całe zdarzenie. Nie potrafiłam się nawet ruszyć, aby uciec. Nigdzie nie widziałam króla i królowej. Czyżby udało im się dostać do schronu?

Federico starał się uspokoić Camilę.

-Połóż się na podłodze- mówił- Będzie dobrze.

Wiedziałam, że powinnam uciekać, wszyscy powinniśmy uciekać, tymczasem stałam jak sparaliżowana.

W tej chwili zauważyłam jak jeden z mężczyzn mierzy w naszą stronę wyraźnie uradowany tym faktem. Nie potrafiłam nawet krzyknąć. Po porostu stałam i czekałam na strzał, który mnie zabije. Poczułam jak ktoś się na mnie rzuca. Wylądowałam na podłodze obok stołu.

-Schowaj się pod stołem- mówił do mnie Diego- Mało brakowało, a zostałabyś postrzelona.

-Co z Fede? Gdzie Camila?- zapytałam oszołomiona

-Federico jest tam- wskazał na postać z zakrwawioną nogą leżącą nieopodal mnie- Będę próbował wynieść stąd Camilę, bo wpadła w histerię. Dasz sobie radę, prawda?- zapytał, na co skinęłam tylko głową

-Fede!- poczołgałam się do chłopaka- Co się stało?

-Przepraszam, Ludmi. Przepraszam za wszystko- zaczął szlochać

-Nie masz, za co przepraszać- uniosłam delikatnie jego twarz- To ja namieszałam, perfidnie cię zdradzałam. To ja muszę przepraszać. Nie ty.

-Nieprawda. Też nie jestem bez winy.

-Nie mów nic teraz.

-Złam mi serce. Zrań mnie tyle razy ile chcesz. Zrób cokolwiek zechcesz, bo należy do ciebie.

-Cśśś...

-Kocham Cię, Ludmi. Będę cię kochał do mojego ostatniego tchnienia. Nie chcę umierać, jeśli nie będziesz tego wiedzieć.

-Natychmiast przestań... Nie umrzemy.

-Próbowałem udawać, że wcale tak nie jest... Że nie oszalałem z miłości do ciebie. Chciałem pokochać Camilę, ale nie potrafiłem. Cały czas myślałem o tobie. Próbowałem być oschły, a potem karciłem się w myślach za to, że cię ranię. Przepraszam, Ludmi. Powinienem był zrozumieć. Nic cię z nim już nie łączy, a ja od tak chciałem wyrzucić cię z mojego serca.

Pocałowałam go. W tym pocałunku było wszystko. Wszystkie żale, nasze łzy, chwile szczęścia, miłość.

-Nie możesz się poddać, Fede. Proszę, nie poddawaj się. Kocham cię, rozumiesz?

-Nie wiem- jęknął

W tym momencie pod stół zajrzał Diego.

-Lady Camila jest już w schronie. Dasz radę tam dotrzeć, sir?

-Zabierz Ludmiłę. Nie trać na mnie czasu.

-Ale wasza wysokość...

-To rozkaz.

-W takim razie chodź ze mną Lu.

-Nigdzie nie idę.

-Pójdziesz z nim- warknął Federico

-Nie ma mowy. Zostaję z tobą.

-Lu, proszę- Diego spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem

-Ona ma żyć... Nie obchodzi mnie, co z nią zrobisz, ale ma żyć.

-Nie!- krzyknęłam

-Bądź szczęśliwa- ścisnął po raz ostatni moją dłoń, a potem Diego zabrał mnie ze sobą


-Chcę tam wrócić!- krzyczałam

-Bądź cicho i nie wyrywaj się, a będę mógł szybciej po niego wrócić!

Diego wręczył mi mały pistolet.

-Co mam z tym zrobić?

-Strzelać, ale najpierw upewnij się czy to nasz człowiek czy wróg.


Przez dobre kilkanaście minut przemieszczaliśmy się korytarzami pałacu. Wszędzie było pełno martwych ciał. Walki chyba przeniosły się na zewnątrz, ponieważ odgłosy bitwy były stłumione, ale i tak zatrzymywaliśmy się przy każdym najmniejszym szeleście.

W końcu udało nam się znaleźć wolny schron.

-Nie chcę tu zostawać- jęknęłam

-Musisz być bezpieczna. Zaraz przyprowadzę Federico.

-Chcę iść z tobą.

-Zostań tu i coś mi obiecaj.

-Co takiego?

-Gdyby, coś się ze mną stało... Przekaż mojej rodzinie, że...

Ujrzałam postać ponad ramieniem Diego, więc natychmiast strzeliłam, a mężczyzna opadł na podłogę. Diego zatrzasnął szybko drzwi i zostawił mnie samą w ciemnościach. 

Poślubić Księcia | FedemilaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz