Rozdział 58

619 49 27
                                    

Ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałam po przybyciu do pokoju były brawa pokojówek.
-Panienka ma całkowitą rację!- przytuliła mnie Sara
-Gratuluję odwagi! Jestem z ciebie dumna!- dodała Ibbie
-Panienka musi zostać żoną księcia Federica. Nie widzę innej możliwości- powiedziała Valencia
Byłam wzruszona ich reakcją, ale musiałam pomyśleć. Udałam się, więc do ogrodów.
Kiedy mijałam skrzydło szpitalne wpadłam wprost na Federica.
-Dlaczego wyszłaś z pokoju?- zapytał
-Chciałam iść do ogrodu, ale... Dlaczego byłeś w skrzydle szpitalnym? Coś się stało?
-Nie, wszystko w porządku. Właśnie wracam do mojego apartamentu. Ty też lepiej udaj się do swojego pokoju.
-Federico- szepnęłam- Naprawdę przepraszam. Byłam wściekła, a ty powiedziałeś, że jako Jedynka mogę, coś zmienić.
-Nie jesteś Jedynką- odparł szybko- A nawet, gdybyś nią była nie możesz obwieszczać całemu kraju, co ci się nie podoba w ustroju.
-Naprawdę przepraszam... Nie chciałam.
-Nie jestem pewien czy...
W tym momencie rozległy się krzyki. Ruszyliśmy szybkim krokiem przed siebie. Co się działo? Ktoś się kłócił?
-Włączyć alarm! Są przed pałacem!- krzyknął ktoś
-Szykować broń!
-Zawiadomcie wszystkich!
W tej chwili na korytarzu rozległy się strzały. Jeden gwardzista został postrzelony, a ja na widok krwi wrzasnęłam. Federico odciągnął mnie szybko na bok.
-Wasza wysokość!- krzyknął gwardzista- Proszę natychmiast udać się do schronu!
Nagle z Federico zaczęło się, coś dziać. Zaczął się wyraźnie pocić.
-Nie dam rady- odpowiedział i podparł się o ścianę
-Oczywiście- odparł gwardzista i pomógł mu dojść do schronu
-Powiedz mojej matce, że ja i Ludmiła jesteśmy bezpieczni- odparł Federico po czym zeszliśmy schodami w czarną otchłań
Usłyszałam wycie syreny. Oby wszystkim udało się schronić.
Federico zaświecił światło. Ściany pomieszczenia były wykonane z metalu. Była tu ławka, koce i prowizoryczna toaleta.
-To jeden z lepszych- pokuśtykał do ławki
-Co ci jest?
-Nic.
Usiadłam koło niego.
-To Południowcy, prawda?
Skinął głową.
Przypomniał mi się obraz gwardzisty. Czy przeżyje?
-Jesteśmy bezpieczni?
-Tak. Służba też powinna być już w schronach.
-Rebelianci wiedzą o schronach?
-Możliwe... Ale nie dostaną się tutaj, spokojnie.
Nachylił się i syknął z bólu.
-Federico...
-Ludmi nie wytrzymam dłużej. Pomóż mi zdjąć marynarkę.
Natychmiast rzuciłam się, aby mu pomóc.
Po ściągnięciu marynarki, zaczął rozpinać koszulę.
-Trudno mi chwilowo powiedzieć, abyś potrafiła dotrzymać tajemnicy, ale tego nie możesz powiedzieć nikomu.
Zdjął koszulę. Ukazała mi się piękna wyrzeźbiona klatka Federica. Mimo, że już, kiedyś miałam okazję widzieć go nago i tak nie mogłam oderwać wzroku. Jak to możliwe, aby posiadać tak piękne ciało?
Kiedy odwrócił się zamarłam. Federico miał całe zakrwawione plecy. Dopiero teraz zauważyłam, że koszula również jest cała w krwi. Rany były świeże, ale były też ślady starszych.
Jak to możliwe? Federico był następcą tronu. Stał ponad wszystkimi. Jak mógł mieć całe plecy w bliznach?
I w tym momencie przypomniałam sobie wyraz oczu króla i wysiłek Federica, aby ukryć strach. Jakim trzeba być potworem, żeby zrobić, coś takiego swojemu synowi?!
Podeszłam do malutkiej umywalki i zamoczyłam szmatkę w wodzie.
-To może trochę piec- ostrzegłam
-Nie szkodzi. Jestem przyzwyczajony.
Przetarłam jego plecy. Federico milczał, ale widziałam, że bardzo go boli.
-Od lat szykowałem się na ten wieczór, wiesz? Od dawna chciałem mu się postawić.
-To dlaczego tego nie zrobiłeś?
-Bałem się, że jeśli nie dostanie mnie to weźmie się za ciebie.
Czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu, ale nie mogłam się teraz rozpłakać. To tylko pogorszyłoby sprawę.
-Czy ktoś o tym wie?- zapytałam
-Nie.
-Lekarz, matka?
-Lekarz z konieczności, ale on jest dyskretny. Mama nic nie wie. Nie chcę, aby się martwiła.
-Mhm.
-On jej tak nie traktuje- zapwnił mnie- Bywa niemiły, ale nie w taki sposób.
Przetarłam kolejną ranę, a Fede syknął z bólu.
-Kurwa to bolało.
-Przepraszam. Za co są te wcześniejsze rany?
Wzruszył ramionami.
-Za różne rzeczy, które powiedziałem, zrobiłem bądź po prostu wiedziałem.
-To moja wina- poczułam jak głos więźnie mi w gardle, a łzy zaczynają spływać po policzkach
-Jak mnie opatrzysz, jeśli zaczniesz płakać?
Roześmiałam się przez łzy.
-Kiedyś... No wiesz... Nie miałeś tych ran.
-Z czasem się goją.
Wyciągnęłam z apteczki bandaże i zaczęłam robić opatrunki.
-Chyba skończyłam- powiedziałam po kilku minutach
-Świetna robota, Ludmi. Poszło ci lepiej niż kiedykolwiek.
-Zawsze do usług. Wypłuczę twoją koszulę.
Obserwowałam jak woda przybiera czerwony kolor. Nie zdołałam doczyścić koszuli, ale przynajmniej miałam zajęcie.
-Dlaczego nigdy nie zadajesz pytań na które chciałbym odpowiedzieć?
-Nie wiedziałam, że tak robię- usiadłam obok niego
-Owszem.
-Więc, o co powinnam zapytać?
Westchnął.
-Nie chcesz wiedzieć, jak wyglądają moje relacje z Cami i Fran? Jestem ci winien wyjaśnienia.
-Camila powiedziała mi o tym, co jest między wami, a jeśli chodzi o Fran... Wolę nigdy się nie dowiedzieć.
Roześmiał się.
-Będzie mi brakowało takiej zazdrośnicy jak ty.
Milczałam przez chwilę.
-Czyli już postanowione? Wyjeżdżam?
-A czy nie tego właśnie chciałaś?
-Byłam wściekła- szepnęłam i odwróciłam głowę, aby nie widział, że płaczę
-Myślałem, że jesteś moja. Mógłbym oświadczyć ci się podczas balu Halloweenego w obecności rodziny, kamer... Ale wolałem poczekać tak jak chciałaś. Nie wiedziałaś, prawda? Miałem przygotowaną całą przemowę, wszystkie obietnice, ale ostatecznie i tak bym zapomniał i zrobił z siebie idiotę. Chociaż teraz pamiętam... Ale wolę ci tego oszczędzić.
Umilkł na chwilę.
-Kiedy mnie odpechnęłaś, spanikowałem. Byłem pewien, że mam cały ten idiotyczny konkurs za sobą i wtedy poczułem się jak pierwszego dnia Eliminacji tyle, że miałem o wiele mniejszy wybór. Próbowałem znaleźć dziewczynę, które zastąpiłaby ciebie, ale nie potrafiłem. Przyćmiewałaś je wszystkie. Pewnego dnia przyszła do mnie Cami. Pełna pokory, życzliwa, pragnąca mojego szczęścia. Jak mogłem nie zauważyć tego wcześniej?
Poczułam ból w klatce piersiowej. Sama wszystko zniszczyłam.
-Kochasz ją?- zapytałam
-Na pewno nie jest to więź taka jaka łączyła nas. Może, coś bardziej w rodzaju przyjaźni? Camila jest mi bardzo oddana i na ten moment jedyną stabilną osobą w moim życiu. Sama rozumiesz...
Skinęłam głową. Mówił o nas w czasie przeszłym i wychwalał Camile. W sumie miał rację. Ona była idealna. Nie rozumiem, dlaczego kiedykolwiek wolał mnie.
-Więc, dlaczego Franceska?- zapytałam
-Jak wiesz ciągle jestem kontrolowany. Mój ojciec od samego początku miał wpływ na Eliminacje. To całkiem oczywiste, jeśli przyjżysz się dziewczynom, które zostały. Violetta jest ulubienicą mojego ojca, bo jest uległa. Lara ma odpowiednie znajomości i w sumie też jest uległa. Nie mogę tego znieść. Obie za każdym razem mi przytakują, nie mają własnego zdania- spojrzał na mnie- Ty byłaś moim jedynym wyborem. Właśnie ty. Ojcu się to nie podobało, ale jeszcze wtedy nie zalazłaś mu za skórę, więc się zgodził. Camila jest ulubienicą opinii publicznej, a Franceska to celebrytka, co dobrze wygląda w telewizji. Wiem, że tak naprawdę jej na mnie zależy. Ona chce tylko korony. Ona mnie wykorzystuje, a ja ją, więc nie czuję się aż tak winny. Przestałaś się do mnie odzywać. Czy to aż tak złe, że przez chwilę chcę zapomnieć i czuć się kochany? Możesz mnie potępiać, ale chciałem przez chwilę czuć się normalnie.
-Rozumiem.
Pomyślałam o Diego. Robiłam dokładnie to samo, lecz Federico nie mógł się dowiedzieć.
-Czy w ogóle mógłbyś poślubić Francesce?
-Gdybym nie miał wyboru... Ale to się nie stanie, chyba że Cami postanowi wyjechać.
-Camila to dobry wybór. O wiele lepszy ode mnie.
-Nie jest taką prowokatorką. Bóg wie, co stałoby się z krajem rządzonym przez ciebie.
Roześmialiśmy się oboje.
-Prawdopodobnie doprowadziłabym go do upadku.
-Być może nasz kraj tego właśnie potrzebuje.
Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu.
-Odpowiedziałabyś mi na jedno pytanie?
-Jakie?
-Opowiedziałem ci o rzeczach, których nie mówiłem nikomu i zastanawiam się czy mogę zadać ci pewne pytanie.
-Jasne. Pytaj o co chcesz.
Przełknął ślinę.
-Czy kiedykolwiek mnie kochałaś?
Federico patrzył mi w oczy, a ja zastanawiałam się ile może z nich wyczytać.
-Po sprawie z Naty byłam zdruzgotana   i wiem, że byłam i nadal jestem zbyt zazdrosna o Francesce i Camile. I wiem, że podczas balu halloweenego byłam szczęśliwa, myśląc o naszej przyszłości. Gdybyś zapytał, zgodziłabym się. Nadal nie mogę pojąć tego konkursu, tego, że umawiasz się z kilkoma dziewczynami naraz, ale mimo wszystko...
-Dziękuję- szepnął- Przynajmniej teraz wiem, że przez jeden moment czuliśmy to samo.  
Łzy znowu zaczęły napływać do moich oczu. Kochał mnie. Naprawdę mnie kochał.
-Byłam głupia. Pozwoliłam, aby myśl o koronie przeraziła mnie i zniechęciła do ciebie. Powtarzałam sobie, że nic do ciebie nie czuję. Myślałam, że okłamujesz mnie i oszukujesz. Po prostu wmówiłam sobie, że o mnie nie dbasz, a teraz... Wystarczy jedno spojrzenie na twoje plecy i wiem, że zrobiłbyś dla mnie absolutnie wszystko. A ja to odrzuciłam.
Kiedy otworzył ramiona, wpadłam prosto w nie. Federico przytulił mnie w milczeniu i zaczął gładzić po włosach. Pragnęłam zatrzymać ten moment na zawsze. Moment, w którym ja i Federico wiedzieliśmy, jak bardzo wiele dla siebie znaczymy.
-Proszę, skarbie, nie płacz. Gdybym mógł oszczędziłbym ci łez do końca życia.
-Nigdy więcej cię nie zobaczę. To moja wina.
Przytulił mnie mocniej.
-Nie prawda. Ja też zawiniłem. Powinienem być bardziej otwarty.
-Powinnam być bardziej cierpliwa.
-Powinienem był ci się oświadczyć już wcześniej.
-Powinnam była ci na to pozwolić.
Roześmiał się, otarł moje łzy, a potem po prostu wpatrywał się we mnie.
-Ludmi... Nie wiem ile jeszcze tu zostaniesz, ale nie możemy tracić czasu na żałowanie rzeczy, których nie zrobiliśmy.
-Ja też- powiedziałam i pocałowałam go
Brakowało mi tych pocałunków. Pełnych spokoju, pewności. Wiedziałam, że nikt nigdy nie sprawi, że poczuję się w ten sposób. Fede nie zachowywał się, jakbym czyniła jego świat lepszym miejscem. Zachowywał się jakbym była całym jego światem. Nie było w tym gwałtowności, eksplozji, fajerwerków- to był ogień, płonący powoli w jego wnętrzu.
Rozłożyliśmy się na kocu i leżeliśmy, a Federico błądził pocałunkami po mojej szyi, ramionach, a potem spowrotem wracał do ust.
-Myślisz, że do niego wrócisz? Do Diega?- zapytał w pewnym momencie
-Być może. Jest inteligentny, odważny i chyba jedyną osobą na świecie upartą bardziej ode mnie- zaśmiałam się- Ale na razie nie chcę o tym myśleć.
-Mhm.
Zapadła długa cisza.
-Będę mógł do ciebie napisać?
-Może odczekaj kilka miesięcy. Nie wiadomo czy w ogóle będziesz za mną tęsknił. No i musiałbyś powiedzieć o tym Cami.
Roześmiał się.
-Masz rację.
Przez głupi pamiętnik wszystko zniszczyłan.
-A co jeśli rebelianci z Północy szukają pamiętników?- zapytałam
-Jak to?
-Wtedy w lesie widziałam, jak szli ze stosem książek. Może szukają tej jednej konkretnej?
-Ludmi... Co właściwie było w tym pamiętniku?
-Mnóstwo rzeczy. Przywłaszczenie sobie kraju, manipulacja ludźmi, wprowadzenie klas...
-Biuletyn został przerwany, więc nie wiedzą, co jest w środku, a mój ojciec zadba, żeby biblioteka została zabezpieczona bardziej niż kiedykolwiek.
-W to nie wątpię.
-Przestań. Nie denerwuj się tym. Powinnaś się chyba przespać- przysunął się bliżej mnie
-Ale ja nie chcę.
-Ja też nie. Nawet, kiedy mam dobry dzień zawsze denerwuję się przed snem.
Serce mnie zabolało. Nie potrafiłam sobie wyobrazić jego ciągłego niepokoju, strachu przed własnym ojcem.
Wypuścił moją rękę i sięgnął do kieszeni. Wyjął bransoletkę, którą kupił mi w Azji.
-Nosiłem to cały czas przy sobie. Jestem godnym pożałowania romantykiem, prawda? Proszę zachowaj ją.
-Dziękuję.
-W takim razie jestem bardzo szczęśliwy.
Nie powiedzieliśmy już nic więcej.








Poślubić Księcia | FedemilaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz