Cztery Żywioły 2 I Historia Na Nowo. Rozdział 8: Kevin I Jego Czołg.

423 31 0
                                    

BELLA

*********

-Matko, Bela... Co cię stało? Ja wszystko sobie przypomniałam... Znaczy przypomniałam sobie ciebie... Możesz mi to jakoś wyjaśnić?- spojrzała na mnie z pytającym i zaniepokojonym wzrokiem.

-To jest skomplikowane... Kiedyś podjęłam wybór, który sprawił, że jesteście tutaj, ale to nie ważne, przynajmniej na razie. Dotarłam do was, żeby was odzyskać. Do tej pory nie wiedziałam jak to będzie wyglądać. Jesteś pierwszą osobą, która wie- wyjaśniłam.

-Ale jak to się stało? Przecież to było ... a potem...- próbowała złożyć zdanie, jednak jej nie wychodziło. Pewnie miała na myśli : Jakim cudem, do cholery jasnej, nagle, przed moimi oczyma, wybucha bomba światła, która mnie oślepia i na dodatek jakieś obrazki wirują mi w głowie?! Nie pytam o powód, pytam o to, jak to, do psiej nogi, zaistniało!; jednak jedyne co zdołała wydusić to -Nie rozumiem...

Nagle rozległ się huk, a zaraz potem na nasze głowy posypała się ziemia. To przerwało naszą rozmowę. Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana i nie wiedziałam co się dzieję. Na szczęście, Juliet w porę się obudziła, wzięła mnie za rękę i pociągnęła wgłąb obozu. Tam już wszyscy stanęli w gotowości, ułożyli ekwipunek w tarcze obronne i kazali mi się za nimi skryć.

-Atakują!- wykrzyknął, gdy zdążyłam dobiec za tarczę.

Mój oddech się przyspieszył. Niby coś tam wspominali o wojsku, ale nie mówili, że tak szybko będę miała z nim do czynienia. Rozglądałam się raz w jedną stronę, raz w drugą. Bałam się wychylić. Ta, mam moce czterech żywiołów, a boję się wychylić. Ironia. Ale już tak mam i to się nie zmieni. Chyba pamiętacie, jak wspominałam na początku o oddziaływaniu mojej mocy w nagłych sytuacjach? Ta była bardzo nagła, a ja zupełnie nieprzygotowana. Do tego jeszcze ta sytuacja z Juliet! Wracając. Rozglądałam się i zobaczyłam najgorsze, co mogłam aktualnie zobaczyć. Najgorsze! Ach! Dlaczego musiałam się akurat teraz obrócić?! To oni, Aleks i Mercedes, stanęli przed drzewem, żeby pełniło im za osłonę, a sami obdarowali się pocałunkiem. Jak tak można! Przecież kule w nich lecą, a oni się miziają! To niesprawiedliwe! To powinnam być ja, nie Mercedes!

Nie wiedziałam dokładnie jaka była liczebność wojska. Zakładam, że był tam jeden czołg, około trzydziestu żołnierzy z ostrą bronią palną, w tym dwóch snajperów. Ale tylko tak zakładam. Jak mówiłam, bałam się wychylić, więc nie mogłam dużo zobaczyć. Starałam opierać się na słuchu.

-Juliet! Kevin! Bella!- krzyknął do nas Oliver, który odpierał ataki -Pakujcie obóz!

Spojrzałam na Juliet. Gestem dała mi znać, żebym lepiej nic nie robiła. Robotą zajęła się sama z chłopakiem.

-Ach!- ktoś jęczał głośno. Dopiero po paru sekundach skojarzyłam głos. To Aleks. Mój kochany Aleks leżał gdzieś tam sam, bez żadnej pomocy... -Ał...

-Kochanie! Jak zmniejszą pocisk, to będę już przy tobie!- krzyknęła (durna) Mercedes.

Jak zmniejszą pocisk? Ja to bym za nim w ogień skoczyła, a ona łaskawie uda się do niego jak zmniejszą pocisk? Matko... co on w niej widzi?

Dużo nie myśląc rzuciłam się do biegu w stronę mojego ukochanego. Zupełnie zapomniałam o moim szoku. Po prostu ruszyłam i nie zważałam na nic. Do odparcia ataku użyłam powietrznej, niewidzialnej tarczy. Zapomniałam o tym, że moi przyjaciele mogą to zauważyć, zapomniałam o wszystkim. Ale teraz nie to było ważne. Trudno, najwyżej dowiedzą się kim jestem. Wiem, pamiętam, Alfred kategorycznie tego zabraniał, jednak życie Aleksa jest ważniejsze. W tej chwili najważniejsze. Biegłam przez parę sekund, czyli bardzo szybko, jednak wy, możecie to sobie wyobrazić w zwolnionym tempie: Dziewczyna wychodzi zza tarczy i ledwo się nie przewracając zaczyna biec. Jej luźna koszulka podskakuje wraz z rytmem biegu, a na twarzy maluję się determinacja. Włosy powiewają do tyłu, a niektóre kosmyki spadają przed oczy, jednak ta, skupiona na swoim zadaniu, nie przejmuje się tym ani trochę . Przeskakuje przez jeden wystający korzeń, przeskakuję przez drugi wystający korzeń, schyla się, by ominąć zwisającą gałąź. Obok niej przelatują kule, jedna prawie trafiła jej ramie! W końcu dociera do celu: do chłopaka, który patrzył na nią, jak na kogoś, kto postradał zmysły, w między czasie ciągle trzymając krwawiące ramię. Dziewczyna wślizgnęła się w miejsce obok niego i otworzyła tarczę, dzięki której nic im nie zagrażało.

-Bella- jęknął uciskając ranę -Po co tak ryzykowałaś? Jesteś głupia czy szalona?- zapytał zdyszany.

Głupia z miłości, szalona na twoim punkcie...

-Nie mam pojęcie. Chyba to i to- odparłam trochę bardziej zdyszana.

Wzięłam go pod ramię i udaliśmy się do miejsca, gdzie czekała na nas drużyna. Oni zajęli się osłanianiem, w naszej drodze powrotnej. Gdy dotarliśmy, Oliver, od razu się do nas zwrócił.

-Pytania później, teraz musimy iść.

-Oliver, myślisz, że damy radę? Akcja wypadła wyjątkowo słabo...- zauważyła (głupa) Mercedes.

-Masz rację, wypadła słabo, ale nie mamy innego wyjścia- westchnął, zadając ciosy mocą wojsku.

-Możemy spróbować ich załatwić, a dopiero potem uciekniemy. To chyba będzie bardziej bezpiecznie- zaproponowała.

-Nie. Zaraz zjawi się ich więcej- jęknął, uświadamiając sobie, że jesteśmy w ciemnej dup... -Nie wiem co mamy robić, ale twoja propozycja jest fatalna, Mercedes.

-Wiem co zrobić- odezwał się Kevin -Poświęcę się.

-O czym ty mówisz?- zapytał Aleks, który nadal się o mnie podpierał.

-Pójdę tam i odwrócę ich uwagę, a wy będziecie mieć czas na ucieczkę- wyjaśnił.

Nastała cisza. Każdy rozejrzał się po twarzach znajomych. Chcieliśmy być pewni czy dobrze usłyszeliśmy. Wyglądało, że tak. Oliver przerwał atak (zastąpiła go Mercedes i Juliet) i zszokowany propozycją Kevina, utkwił w nim oczy. Nie odezwał się.

-Zrobię to- potwierdził chłopak.

-Nie możesz- powiedział cicho Oliver -Nie możesz tego zrobić. Dlaczego w takich trudnych chwilach, musisz wpadać na takie durne pomysły?!

Chłopak próbował odrzucić tą myśl, ale Kevin mówił śmiertelnie poważnie. Bądź co bądź, to jego plan miał sens i mógłby się udać, ale nie mogliśmy pozwolić na tak dużą ofiarę...

-Ja nie żartuje. Zrobię to. Zrobię to, chociażby, dla świętego spokoju, mojego i waszego. Nie zdołacie mnie powstrzymać- rozejrzał się -Chyba, że macie lepszy pomysł.

-Każdy pomysł jest lepszy od twojego...- jęknął Oliver.

-Czyli nie macie- westchnął. Jego głos znacznie się przyciszył, jednak nie posmutniał. Znaczy, był przygnębiony, ale jednak nie smutny. Wyglądał, jakby bardzo chciał to zrobić, jakby czuł, że to jest jego obowiązek. Ten widok uświadomił mnie, że go nie powstrzymamy -Przepraszam, kochanie...

-Nie...- jęknął rozpaczliwie chłopak, przykładając czoło do czoła ukochanego, ledwo powstrzymując płacz -Nie...

-Kocham cię bardzo. Pamiętaj o tym- szepnął.

-Nie...- jęknął ponownie, tym razem płacząc.

Jego szloch wybuchł nagle. Jeszcze przed chwilą starał się jakoś trzymać. Zaciskał mocno oczy i usta. Po słowach Kevina nie wytrzymał. Z nosa i oczu pociekła mu woda, przez ściśnięte gardło zaczął kaszleć, a przy tym ciągle jęczał "nie".

Kevin, położył swoją dłoń na kark kochanka, przestał opierać swoje czoło o jego i spojrzał mu głęboko w oczy. Stali milcząco. Pomimo to, miałam wrażenie, że się rozumieli. Po chwili, ich usta złączyły się w pocałunku. No, nie powiem, trochę on trwał...

-Kocham was. Naprawdę. Kocham was i dzisiaj czuję to mocno, jak nigdy wcześniej. Staliście się dla mnie rodziną i...- zawahał się, pociągając nosem, będąc bliskim płaczu -I to chyba nie jest najlepszy czas na takie rozklejenia, szczególnie, że go, to mamy mało. Po prostu chciałem się jakoś pożegnać. Wiecie, jak w filmach. Cóż, jestem szczęśliwy, że mogę odejść w ten, a nie inny sposób. Pamiętajcie o mnie. Teoretycznie, nie ma pewności, ale w głębi duszy wiem, że zawsze będę tu z wami. Może nie ciałem, ale będę- westchnął i spojrzał na napierające na nas wojsko -Na mnie już czas- powiedział i zwrócił już stęsknionym wzrok na Olivera i pognał, prosto w paszczę lwa.

Patrzeliśmy na niego przez chwilę. Pobiegł tam i starał osłonić się mocą ognia. Stworzył tarcze i wystrzeliwał różne pociski, jednak sam nie miał szans. Trwało to kilka minut, a po nich już nie było za fajnie. Gdy zaczęliśmy zauważać, że nasz przyjaciel przestaje dawać sobie radę, odwróciliśmy się i odeszliśmy. Z Oliverem nie było za prosto. Trzeba było go odciągać siłą. Stanął, ze wzrokiem zamarźniętym, i nie chciał się iść. W końcu zdołaliśmy go ruszyć . Od tamtej pory się do nas nie odezwał.


Cztery Żywioły - TrylogiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz