Cztery Żywioły i Nowe Pokolenia. Rodział 22: Obalić M.

167 11 0
                                    

Udałam się na zewnątrz. Matko, co za syf. Skąd tu tyle zwierząt?

-Ojoj, synuś już nie kocha mamusi, co?- powiedział najochydniejszy głos wśród ochydnych.

-Jesteś z siebie dumna, Mercedes?- zapytałam, odwracając się w jej stronę.

Zarechotała wstrętnie.

-Smutne, nawet moce czterech żywiołów, zapewniające wieczną młodośc, nie uchroniły cie przed zmarszczkami.

-Czego chcesz?

-Dobrze wiesz- odparła.

-Ile to będzie jeszcze trwało, co?- rozłożyłam ręce. -Chcesz mnie zniszczyć?! To niszcz, proszę bardzo! Mam już dość tych przepychanek.

-Miło, że to proponujesz, ale to ja zdecyduję kiedy.

-Super- prychnęłam. -Pewnie się boisz. W sumie to logiczne, każdy by się mnie bał. Przecież jestem od cienie silniejsza.

Przewróciła mnie powietrzem.

-W tym Królestwie nie masz prawa głosu- uśmiechnęła się i zaczęła krążyć. -Ale skoro pytasz, to uwież mi, nie jesteś ode mnie silniejsza. Tak, kiedyś byłaś, jednak przez dały ten czas siedzenia w pierścieniu zdołałam podładować swoje baterie mocy. Teraz ze mną nie wygrasz, Belluś.

Nagle na moją głowę spadła woda. Byłam cała mokra. Mercedes spojrzała na mnie z pogardą i lekkim uśmieszkiem. Zaczęła odchodzić do drzwi, tym samym odwracając się ode mnie.

Rzuciłam w nią kulą wody. Przewróciła się.

-Mówisz, że mnie pokonasz? Wybacz, ale nie wierzę na słowo.

Za pomocą wiatru prześlizgnęłam się do niej, podskoczyłam, zrobiłam obrót i skierowałam, w jej stronę pięść z wiatru. Ta jednak odparła mój atak, przytrzymując tarczę z powietrzem nogami. Wykopem odepchnęła mnie nią i jednoszcześnie podniosła się w ziemi. Odleciałam parę metrów do tyłu. Za pomocą łańcuchów z wody wyrzuciłam się do góry, upadając na nogi, a ciecz rozprysnęła się na ziemię.

Spojrzałałyśmy na siebie. Czas na chwilę stanął, nastąpiła cieza, by zaraz rozpoczęła się kolejna seria ataków.

Mercedes pierwsza rzuciła we mnie kulami ognia. Sprawnie przed nimi uciekłam. Chce ognia? Będzie go miała.

Podskoczyłam i z pomocą wiatru uniosłam się parę metrów nad ziemią. Wytworzyłam ognisty łuk i spadając z dużą prędkością wystrzeliwałam strzały ognia, które po zetchnięciu z ziemią wybuchały. Mercedes jednak ochroniła się potężną falą wody, która nie dość, że zgasiła moje pociski, to cisnęła mną w ziemię. Poozstawiłam po sobie duży dołek.

-Nadal myślisz, że mnie pokonasz?- krzyknęła ze złością w oczach. Jeszcze większą niż tamtej pamiętliwej nocy.

-Spokojnie, dopiero się rozkręcam!

Z moich dłoni wypłynęły strumienie ognia, unoszące się parę centymetrów nad ziemią i rozpływające się po całym ogrodzie. Dziewczyna wytwarzając płaty z powietrza zaczęła kierować się w moją stronę, jednak temperatura była zbyt wysoka, więc zmieniła swój kierunek na górę. Chciałam związać ją ognistym kajdanem, zalać, zdmuchnąć, ale żadna z tych rzeczy się nie udała, więc używając mocy ziemi wypchałam metr kwatratowy i razem z nim poszybowałam do góry. Gdy Mercedes zauważyła, że ją doganiam, rzuciła się na mnie, strącając mnie z góry, którą stworzyłam. Leciałyśmy razem, trzymając się i przepychając.

M naprawdę myśli, że jest silniejsza ode mnie. Zawsze była przesiąknięta pychą, lecz teraz może ją to zabić. Faktycznie jej siła wzrosła od naszej ostatniej konfrontacji, ale zapomniała, że moja też. Dziewczyna nie jest dobrze wyszkolona. Jej pociski mają siłę, ale brak w niej harmoni. Nie paniuje nad swoją mocą, tak jakby chciała. Nie jest w stanie wywołać żywiołu bez pomocy dłoni. Przesiąknięta złością wyżywa się na mnie. Myśli, że nakręcając się staje się potężniejsza. Też tak kiedyś myślałam, ale ale Alfred uświadomił mnie, że to złudne. Jest trudną przeciwniczką, fakt, ale nie nie do pokonania.

To ja tu rządzę, więc nikt nie będzie mówił Belli Williams jak ma żyć. Nikt nie będzie dręczył jej rodziny. Bella Williams jest uparta i się nie poddaje. Ma honor i dumę. Jeśli ktoś rzuca jej wyzwanie, to je przyjmuje i wygrywa. Bo Bella Williams, to dziewczyna, która spaliła swój dom, rzuciła się z pleców nastolatka, będąc pareset metrów nad ziemią. Która dostała się do Królestwa, straciła przyjaciół, ale ich odzyskała i dała się poznać na nowo. Która już raz pokonała Mercedes i zrobi to znowu. Bo Bella Williams nie jest zwykłą dziewczyną. Bella Williams jest kobietą, która jako nastolatka musiała dorosnąć. Jest matką. Jest bohaterką. Bohaterką czterech żwyiołów.

Zdominowałam ją, skierowując ją pod siebie i chwytając za gardło. Splotłam jej dłonie łańcuchami ognia, przyspieszyłam nasz lot i wywołałam kolejną górę. Prędko się spotkały. Wbiłam jej ciało głęboko w ziemię i zalałam dziurę wodą. Jest zakuta, więc nie będzie w stanie się wydostać. Nie ma prawa tego przeżyć.

Zeszłam z góry i usiałam na chwilę. To spadanie wywołało u mnie wspomnienia. Młodość... Oliwer... Juliet... Kevin... Gdzie to tak szybko uciekło? Gdzie są moi przyjaciele? Nie robimy już nic razem... Każdy zajął się swoimi sprawami. Teraz rodzina jest najważniejsza. Moglibyśm...

-Ah!- krzyknęłam, gdy ognisty łańcuch owinął mi się na szyi.

Jak Mercedes to przeżyła?!

Dziewczyna była brudna, tak samo jak ja, i mokra. Na jej głwoie można było zauważyć plamy łysiny, a na niezakrytym ciele siniaki.

Ciągnęła mnie w swoją stronę, pogrążona w jeszcze większej złości. Ogaranął mnie szok, który zatrzymał wszystkie moje działania. Trzymałam łańcuch, próbując go poluźnić. Wypalał mi szyję i dłonie, a ja nic. W końcu się obudziłam i wysłałam ostry kawałek powietrza na wysokości jej kolan. Kobieta złapała go mocą i odepchnęła. Stała się silniejsza... Byłam zmuszona zalać łańcuch wodą, czyli jednocześnie siebie. Uwolniłam się i wstałam prędko. Mercedes nie próżnowała. Od razu zaczęła rzucać we mnie pociskami wody, ognia, powietrza i ziemi na zmianę. Zaczęłam uciekać, jednak ta taranowała mi drogę. Stworzyła ściany z ziemi, uniemożliwiające mi ucieczkę. Chciałam je rozwalić. Skupiłam się na tym tak bardzo, że przestałam zwracać uwagę na możliwość wycelowania we mnie innych pocisków. W ostatniej chwili się obróciłam. Leciała na mnie wielka kula ognia. Była dosłownie pare centymetrów ode mnie. Czułam jej gorąco, jak wypala mi policzki.

Zamknęłam oczy. Czas jakby spowolnił. Poczułam delikatne mrowienie. Ciemność. Wybuch światła.

Mercedes nie wiedziała co się stało. Zdezorientowana rozglądała się po ogrodzie. Nie wiedziała, że stoję tuż za nią.

-Akuku- szepnęłam.

Ta drgnęła i natychmiast się obróciła.

-Jak... Jak ty to- próbowała coś wydusić.

-Teleportacja- uśmiechnęłam się i odsunęła, krok do tyłu.

Ten wyczyn kosztował mnie dużo energii. Pomimo, że się uśmiechałam, to tak naprawdę ledwo stałam na nogach. Zebrałam resztki swojej siły, skupiłam się bardzo mocno. Czułam każdy, nawet najmniejszy mięsień. Każdą żyłkę. Szybko przerodziło się w ból i zjadało mnie całą, ale musiałam ją pokonać - pokonać z klasą.

Obie usłyszałyśmy głośne łopotanie skrzydeł. Kobieta odwróciła głowę w stronę dźwięku, jednak ja nie musiałam.

W naszą stronę leciŁ wielki feniks z ognia. Wiem, to szczyt mojej kreatywności. Zleciał w dół i kierował się do Mercedes, jednak ją chyba zamurowało. Otworzył dziób i ją pochłonął. Próbowała walczyć. Tworzyła bański wody, różne tarcze, jednak w wirach mojego ognia nie miała szans.

Pomimo, że byłyśmy bardzo daleko od siebie, słyszałam jej krzyki. Nie, nie dlatego, że były tak głośne, a dlatego, że w tej chwili byłyśmy w jakiś sposób połączone. Nie umiem wytłumaczyć jak, ale tym większe były krzyki Mercedes, tym większy mój spokój ducha. Czułam jak odchodzi.

Ptak zwrócił się w moją stronę i otworzył dziób, żebym mogła ostatni raz ją zobaczyć.

-Przegrałaś, Mercedes- pomyślałam. -Po raz kolejny.

Usłyszała mnie, ale jedyne co zrobiła, to uśmiechnęła się. Dała pochłonąć się płomieniom, tak jak ja dała, pochłonąć się ciemności.

Ciemności nigdy tak bardzo przyjaznej.

Cztery Żywioły - TrylogiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz