V 75-Dzięki, Dick.

107 14 9
                                    

DAMIAN:
Te słowa mnie zszokowały.
-Ja...
-Chcesz zaprzepaścić wszystko co was łączy, przez to że będziesz miał być odpowiedzialny za dodatkowe życie?
Zmarszczyłem brwi.
-Nie. Nie chcę jej zostawiać. Ale, do cholery, dziecko..?
-Wiesz, powinieneś być dumny że będziesz ojcem.
-Dzieci to utrapienie. Dodatkowa osoba, o którą trzeba się martwić i zajmować.
-Przeszkadza Ci zajmowanie się własną żoną?-Uniósł brew.
-To zupełnie co innego!
-Dokładnie to samo!-Wstał z kanapy i poniósł głos.-Dziecko również będziesz kochać, martwić się o nie i troszczyć. To wzmocni związek, Twój i Rachel.
Milczałem.
-Popełniłeś ogromny błąd, raniąc tak Raven. Znam Cię i wiem że ją kochasz. A jeśli martwisz się, że będziesz kiepskim ojcem, przypomnę że miałeś wątpliwości co do małżeństwa lub samego związku. I co, było źle?
Westchnąłem.
-Może masz rację... Ale... To szok!
-Wiadomo. Ale Ty naprawdę nie cieszysz się że będziesz tatą?
-Ja...-Zamyśliłem się. On ma rację.-Strach przysłonił...
-Widzisz?
-Dzięki. Ja... O cholera!
-Co jest?-Zdziwił się.
-Slade wrócił!-Przypomniałem sobie.
-Że jak?!
-Muszę do niej jechać!
-Musisz to uratować.
Pobiegłem do wyjścia. W drzwiach Rzuciłem szybkie:
-Dzięki, Dick.
Wskoczyłem na motor i pojechałem do San Francisco.
Akurat zaczął padać deszcz. Było ślisko na drodze, a ja przyspieszyłem, bo bałem się, że jeśli przyjadę za późno, wszystko przepadnie.

|DAMIRAE| 2 Tak blisko, a jednak daleko... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz