Największy minus działań FBI jest taki, że mogłabym uratować prezydenta USA przed pędzącym autobusem, a oni i tak stwierdziliby, że to ja zaplanowałam atak. Tak było właśnie teraz. Już dobrą godzinę opowiadaliśmy agentowi McCall jak wyglądała sytuacja w podstacji, skąd akurat tam się znaleźliśmy i jak wyszliśmy z tego cało. Oczywiście pomijając walkę z Barrowem oraz wciągnięcie ponad gigawatu przez Kirę.
- Jeszcze raz, Stiles. Pojechałeś tam z Alex i Lydią. Kiedy tam dotarliście? - pytanie padło po raz dziesiąty.
- W tym samym czasie.
- Co kto?
- Co ja. - odezwał się Scott.
- To przypadek?
- Jak to? - zapytałam.
- Przyjechaliście tam w tym samym czasie. To przypadek?
- Mnie pytasz? - zapytał Stiles.
- Chyba mnie. - wtrącił Scott.
- Albo jest to pytanie kierowane do naszej trójki. - dodałam.
- To ja odpowiadam na pytania. - uniósł się pan McCall. Rzuciliśmy mu zdezorientowane spojrzenie, a szeryf Stilinski zaśmiał się widząc jak robimy z tego mężczyzny idiotę. - To znaczy ja zadaje pytania. Barrow ukrywał się w szkolnym składziku na chemikalia. Ktoś mu zostawił zakodowaną wiadomość, żeby zabił Kirę. Potem Barrow zabrał Kirę do podstacji i związał z zamiarem porażenia jej prądem. Przez to w mieście padło zasilanie.
- Wszystko się zgadza. - potwierdził Stiles.
- Skąd wiedzieliście, gdzie jest?
- Był elektrykiem. Dokąd mógł pojechać?
- Nieźle dedukujesz, Stiles.
- Mam to po tacie. Jest stróżem prawa. - mrugnął do swojego ojca, który zareagował śmiechem ale szybko zamaskował to kaszlem.
- Mieliśmy po prostu szczęście. - dodałam.
- A wy co robiliście przed porwaniem? - pan McCall spojrzał na swojego syna i Kirę.
- Jedliśmy pizzę.
- Jedliśmy sushi. - spojrzeli na siebie i powiedzieli to samo tylko, że na odwrót.
- Jedliśmy pizzę i sushi. - odpowiedzieli zgodnie. Pan McCall pokiwał głową, ale po jego minie dało się wywnioskować, że nam nie wierzy.
- Wierzysz im? - skierował swoje pytanie do szeryfa.
- Szczerze? Nie wierzę w ani jedno słowo Stilesa odkąd nauczył się mówić. Myślę jednak, że dzieciaki w porę znalazły się we właściwym miejscu.
- Tak to pamiętasz, Kira? - spojrzeliśmy na nią czekając na jej odpowiedź z niecierpliwością. Przecież nie wiedziała dokładnie co się stało i nie musiała nas kryć.
- Tak. Mogę odzyskać telefon?
- Niestety na razie nie. - odparł.
W końcu pozwolili nam wyjść. Pożegnałam się z przyjaciółmi i wróciłam do domu. Weszłam do pokoju i wyciągnęłam rękę w stronę włącznika światła, ale zatrzymałam ją centymetr przed przełącznikiem. Moja wyobraźnia zaczęła działać na wysokich obrotach, bo wydawało mi się, że wokół przycisku skaczą iskierki. Pokręciłam głową i zrezygnowałam z mojego zamiaru. Po ciemku przebrałam się i położyłam się spać.
- Hej, Alex! - wychodziłam właśnie ze szkoły, gdy złapał mnie Danny. - Pamiętasz o imprezie, prawda? Nie może cię tam zabraknąć.
- Oh, jasne. - tak naprawdę totalnie zapomniałam, ale wolałam się nie przyznawać.
- Zmieniliśmy miejscówkę. - podał mi karteczkę na której znajdował się znajomy adres.
- Skąd znasz właściciela? - zapytałam z czystej ciekawości.
- Ethan i Aiden go znają. Wszystko załatwili.
- To wiele tłumaczy. Widzimy się wieczorem. - uśmiechnęłam się i udałam się do swojego samochodu.
Skoro bliźniacy wszystko załatwili to nie mam zamiaru się wtrącać, ale coś czuje, że Derek nie będzie zadowolony.
Zaparkowałam w garażu. Samochód raczej mi nie będzie potrzebny. Poza tym mama go potrzebowała na wieczór. Weszłam do domu, zjadłam obiad i szybko ogarnęłam wszelkie zadania, czyli rutyna. Gdy już miałam wszystko załatwione wzięłam się za szykowanie na imprezę. Nie wiem co się ostatnio ze mną stało. Kiedyś nienawidziłam tego typu rozrywek, a teraz traktowałam to jako idealną formę relaksu. Tylko nie miałam z kim tam iść. Kolejny raz poczułam się jak piąte koło u wozu. Może Kali miała rację. Jestem zbędna i nie robię im żadnej różnicy. Westchnęłam i spojrzałam w lustro.- Pójdziesz tam i będziesz się dobrze bawić. - powiedziałam sama do siebie. Włosy spięłam w kucyk, a w temacie makijażu nałożyłam jedynie ciemnie cienie i błyszczyk. Nie chciałam szaleć, bo mieliśmy być na miejscu malowani farbami świecącymi w ciemności. Co do ubioru, postawiłam na zwykłą białą bokserkę, którą wsunęłam w dżinsowe krótkie spodenki. Gotowa udałam się do loftu Dereka.
Na starcie złapał mnie Aiden, który od razu zaprowadził mnie do chłopaków, którzy zajmowali się malowaniem ciał. Na rękach pojawiły się niebieskie szlaczki, a usta przybrały różowy kolor. Oczywiście wszystko świeciło w ciemności co dawało niesamowity efekt. Podziękowałam i ruszyłam w głąb sali.
- No proszę. Alex i zabawa. - zaśmiała się Lydia i podała mi drinka.
- Czasami żałuje, że alkohol na mnie nie działa. - powiedziałam biorąc łyk napoju.
- Dobrze, że jesteś. Brakowało mi kogoś normalnego do pogadania.
- A co z Aidenem?
- Powiedziałam „kogoś normalnego". Poza tym, po akcji z Deucalionem, gdy wyszło, że przyczynił się do śmierci Boyda.. Nie chce na razie z nim gadać.
- No tak.. - rzuciłam i rozejrzałam się po sali. Zobaczyłam Isaaca i Allison, którzy tańczyli ze sobą totalnie nie przejmując się niczym i nikim wokół nich.
- Pogadał chociaż z tobą?
- Gdyby pogadał to nie miałabym problemu. - rzuciłam. Nagle zrobiło mi się strasznie gorąco.
- Wszystko w porządku? Chodź ze mną, odetchniesz trochę. - złapała mnie za rękę i zaprowadziła na pusty korytarz. Wzięłam parę głębszych wdechów. Wtedy zauważyłam, że przy wydychaniu powietrza ukazuje się para.
- Lydia? Co się dzieje? - zapytałam zdezorientowana.
- Sama chciałabym wiedzieć.
Wokół nas pojawiło się pięć postaci. Ubrani na czarno, z maskami na twarzy. Ostatnie co pamiętam, to świecące żółte oczy, przeszywające ciało zimno i ciemność.
———————
Hejka!
Dodaje zaległe rozdziały (3/7). Mam nadzieje, że chociaż to wam wynagrodzi ten czas :(Enjoy!
V.

CZYTASZ
Sacrifice || Theo Raeken
WerewolfAlexandra Evans - na pozór niczym nie wyróżniająca się nastolatka, która na co dzień chodzi do szkoły, odrabia lekcje i jest chodzącym przykładem dla młodszych roczników. Kto by pomyślał, że wraz ze Scottem i resztą przyjaciół spotykają się po noca...