|11|

1.4K 68 5
                                    

Mama wzięła auto do pracy, więc musiałam ogarnąć sobie podwózkę do szkoły. Padło na Scotta, który miał do mnie najbliżej. Podjechał pod dom swoim motorem i podał mi kask. Od razu założyłam go na głowę i usiadłam za chłopakiem obejmując go w pasie.

- Gotowa? - zapytał upewniając się, że nie polecę na pierwszym zakręcie. Wcale tak kiedyś się nie zdarzyło.. Wcale.
Kiwnęłam głową, a Scott ruszył dodając gazu. Po około 10 minutach stanęliśmy na parkingu szkolnym. Obok pojawili się bliźniacy, których obecność tutaj była nie małym zaskoczeniem. Od sytuacji z Jennifer nie pojawili się tutaj ani razu.

- Wracacie do szkoły? - zapytał Scott.

- Nie, chcemy pogadać. - oznajmił Ethan.

- To dla was duża odmiana. Zwykle krzywdzicie, kaleczycie i zabijacie. - powiedział Stiles dołączając do nas. Nie jest zbyt przychylnie do nich nastawiony, a najbardziej do Aidena.

- Potrzebujecie watahy, a my Alfy. - wyjaśnił Ethan spoglądając na mnie i Scotta.

- W życiu. Niezły żart.

- Dlaczego mielibyśmy się zgodzić? - zapytał McCall wskazując palcem siebie i mnie. Spojrzałam na niego z wymalowanym znakiem zapytania na twarzy. Od kiedy ja o czymś decyduje?

- Pomogliśmy wam. Nie macie powodu żeby odmawiać.

- Jest jeden. Trzymaliście Dereka, kiedy Kali nabijała na pal Boyda. Dlaczego my was teraz nie nabijemy na pal? - pojawił się obok Isaac, który musiał słyszeć większość rozmowy.

- Chcesz spróbować?

- No dawaj. - Isaac i Aiden byli gotowi się na siebie rzucić, ale Scott powstrzymał ich gestem dłoni.

- Oni wam nie ufają, ja też nie. - wzruszył ramionami i razem ze Stilesem udali się do szkoły.

- Alex... - Ethan spojrzał na mnie. Zostali jedyni ze stada Alf. Ja widziałam to z trochę innej strony, bo w końcu spędziłam z nimi nie mało czasu.

- Tutaj są ważne czyny. - powiedziałam bezradna. Ruszyłam do szkoły ale zatrzymała mnie czyjaś ręka na nadgarstku.

- Zostaw ją. - stanął między nami Isaac.

- Ty mnie chcesz pouczać? - zaśmiał się Ethan i ponownie na mnie spojrzał. - Proszę..

- Niczego nie obiecuję, ale postaram się pogadać ze Scottem. - odparłam. Oboje się uśmiechnęli i machając mi wrócili do swoich maszyn.

- Pogrzało cię ? - oburzył się Lahey. Bez jakiejkolwiek reakcji weszłam do szkoły. Już na start przed twarzą przeleciała mi rolka papieru. Nieszczęsny dzień psot.

- Możesz sprawdzić czy nie ma cię gdzie indziej? - rzuciłam zirytowana. Isaac nie miał zamiaru ustąpić i szedł za mną krok w krok.

- Po co nam oni? I po jaką cholerę chcesz im pomóc?

- Ethan dużo dla mnie zrobił. - zamknęłam z impetem szafkę. - Czas żebym też coś dla niego zrobiła.

- Co on takiego mógł zrobić? - zaśmiał się Lahey.

- Chronił mnie, gdy Kali chciała mi poderżnąć gardło.

- To była twoja decyzja. Gdybyś nie bała się z nami pogadać może wyglądałoby to inaczej. Tak się nie robi..

- Wiesz jak się nie robi? Nie wchodzi się w czyjeś życie, a potem zwyczajnie rezygnuje. Jesteś ostatnią osobą, która powinna prawić mi morały. - minęłam go, a dodatkowo na moje szczęście niedaleko stała Lydia z Allison. Posłałam im słaby wymuszony uśmiech i weszłam do sali z ekonomii.

Sacrifice || Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz