|20|

1.6K 72 15
                                    

- Mamy coś. - powiedziała Malia i położyła na stole bestiariusz.

- Coś o pół wilkołakach, pół kanimach? - zapytała Kira wertując strony. Przy sekcji, którą wykonał Deaton wyszło na to, że Tracy miała pazury wilkołaka, ale wygląd i zdolności Kanimy.

- Chimera. - rzucił Scott. - Stworzenie złożone z kilku DNA. Liam znalazł dwa doły więc Tracy nie jest jedyna.

- Po co ich chowają? - zapytałam.

- Część procesu.

- Ludzie w maskach. - powiedziała Malia. Twierdziła, że pojawili się znikąd i to właśnie oni zabili Tracy.

- Ale po co tworzą takie.. coś?

- Tego musimy się dowiedzieć. Niech każdy po szkole poszuka jakiś informacji. Internet, książki, cokolwiek.

- Może w międzyczasie znajdziemy drugą chimerę. - powiedziałam.

- Oby tak było zanim dojdzie do kolejnej tragedii.


Wyszłam ze szkoły kierując się do swojego samochodu. Był dziś wyjątkowo słoneczny dzień. Zbędny sweter wrzuciłam na tylne siedzenia i zajęłam miejsce kierowcy. Chciałam odpalić, gdy ktoś zapukał w szybę.

- Czego chcesz? - zapytałam patrząc na Theo.

- Zająć ci czas. - odparł i obszedł samochód aby usiąść na miejscu pasażera.

- Nie pomyślałeś, że może ja nie chce?

- Wykluczyłem tą opcje. Najpierw jedziemy do ciebie, a później do mnie. Trzeba się ubrać w jakieś wygodniejsze rzeczy.

- Zaczynam cię nie lubić. - stwierdziłam i odpaliłam samochód. Wyjechałam z parkingu kierując się do domu.

- Nie wydaje mi się, ale nie będę się kłócił. - uśmiechnął się. Podgłośniłam muzykę starając się uciec gdzieś myślami, ale niestety się nie udało. Zaparkowałam przed kamienicą i weszłam do środka. Przeszłam przez próg do swojego mieszkania.

- Ubierz coś luźnego. - rzucił siadając na kanapie. Przewróciłam oczami i weszłam po schodach na górę. Wyjęłam z szafy dresowe szare spodnie i białą bokserkę. Zapomniałam, że mam gościa i zaczęłam się przebierać. Gdy przeciągnęłam bluzkę przez głowę zobaczyłam Theo opierającego się o balustradę.

- Mógłbyś chociaż zachować pozory.

- Nie będę się ukrywać jeśli podoba mi się to, na co patrzę. - puścił mi oczko i wrócił do salonu. Wzięłam głęboki oddech i dołączyłam do niego.

- Teraz do ciebie?

- Nie. Już i tak dużo czasu straciliśmy. - machnął ręką. Zebraliśmy się i wyszliśmy z domu. Chciałam otworzyć drzwi ze strony kierowcy ale Theo powstrzymał mnie gestem dłoni. Przejął ode mnie klucze i pokazał mi, że mam zająć miejsce pasażera.

- Chyba sobie żartujesz. - oburzyłam się krzyżując ręce.

- Daj mi być mężczyzną. Wsiadaj. - bez słowa zajęłam miejsce obok kierowcy. Telefon i klucze wrzuciłam do schowka, bo nie będą mi jak na razie potrzebne. Theo ruszył drogą, która prowadziła na obrzeża miasta.

- Z twoją nogą już w porządku? - zapytał spoglądając na mnie.

- Tak. Przez noc udało mi się zregenerować.

- To się cieszę. - uśmiechnął się wjeżdżając na drogę prowadzącą w głąb lasu.

- Mam się obawiać?

- Nie. - zaśmiał się. - Chce ci pokazać, że nie jestem taki, jak sądzi Stiles.

- Nie kieruje się opinią innych.

- Zauważyłem i bardzo mnie to cieszy.

Stanęliśmy na parkingu gdzieś w głębi lasu. Cisza, która nas otaczała była wyjątkowa. Rzadko spotykana w tych czasach.

- Za mną. - powiedział Theo wskazując ścieżkę między drzewami. Szedł pierwszy odsuwając wszelkie gałęzie. Dopiero teraz zaczęłam bardziej przypatrywać się jego osobie. Miał ubrany zwykły czarny t-shirt, który idealnie opinał jego barki. Widać, że dbał o swoje ciało o wiele bardziej niż inni. Nie ukrywam, jest to godne podziwu. Nagle Theo zatrzymał się powodując, że wpadłam na niego.

- Wybacz. - powiedziałam cicho odsuwając się na bezpieczną odległość.

- Jednorazowa sytuacja mówisz?

- Zabawne.

- Zamknij oczy. No już. - podszedł do mnie i złapał mnie za dłonie. Zamknęłam oczy, a Theo zaczął mnie prowadzić. Słyszałam szum wody i skrzypiące drewno pod nogami.

- Nie wiem co kombinujesz ale zaczyna mnie to przerażać.

- Już możesz otworzyć. - powiedział puszczając moje dłonie. Otworzyłam oczy, a przed sobą zobaczyłam drewniany pomost kończący się gdzieś w połowie jeziora.

- Jejku.. - nie wiedziałam co powiedzieć. Widok był niesamowity.

- Rodzice często zabierali tutaj mnie i moją siostrę. Od czasu jej śmierci przyjeżdżam tu sam. Chyba tylko ja mam na to odwagę. - powiedział patrząc przed siebie. Schował dłonie do kieszeni swoich spodni i westchnął. - Czasami zastanawiam się jakby to się potoczyło, gdybym znalazł ją wcześniej.

- Przykro mi ale... co się właściwe stało? - zapytałam niepewnie.

- Miała wtedy 10 lat. Wyszła na spacer po lesie. Mieszkaliśmy nieopodal więc teren znała na wylot. Jednak tego dnia długo nie wracała do domu. Noc robiła się coraz zimniejsza, a jej nigdzie nie było. Znalazłem ją zbyt późno. Zmarła z wyziębienia leżąc w potoku ze złamaną nogą.

- Przepraszam..

- Nie, nie przepraszaj. Sam zacząłem temat.

- Wiesz, to nie była twoja wina. Byłeś tylko dzieckiem. Zrobiłeś co mogłeś.. - położyłam mu dłoń na ramieniu. Czułam jak cierpi, a przecież był to tylko niefortunny wypadek.

- Mogłem iść od razu w tamto miejsce.

- Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci to by usiadł. Niektórych rzeczy nie da się przewidzieć. Tak samo nie da się zmienić naszych decyzji. Wiem, że to nie jest pocieszające ale trzeba się po prostu nauczyć z tym żyć. - odparłam.

- Jesteś pierwszą osobą, która powiedziała coś lepszego od prostego 'będzie dobrze'.

- Lepiej usłyszeć najgorszą prawdę niż najlepsze kłamstwo.

----

Enjoy!

V.

Sacrifice || Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz