|49|

1.1K 66 7
                                    

Theo położył się spać. Był wykończony.. W końcu od dwóch dni był na nogach. Miałam w planach zrobić to samo ale jakieś wewnętrzne przeczucie nie dawało mi spokoju. Musiałam coś zrobić. Ubrałam kurtkę i podeszłam do łóżka gdzie leżał chłopak. Złożyłam pocałunek na jego czole i skierowałam się do wyjścia. Otworzyłam drzwi, a za nami zobaczyłam Lydie i Petera z ręką w górze. Chyba właśnie chciał zapukać.

- Przeczucie. - stwierdziłam doskonale wiedząc co mogła oznaczać wizyta Martin.

- Wyjaśnimy w samochodzie. - wtrącił Peter. Zeszliśmy na dół do auta Martin i ruszyliśmy w drogę.

- Obudziłam się mówiąc dwa słowa. Może to był zwykły sen, ale niekoniecznie. - zaczęła tłumaczyć Lydia.

- „Gdzie Jackson?" - dokończył Peter.

- Jackson? Co on ma do tego? - zapytałam zdziwiona. To była ostatnia osoba, której bym się tu spodziewała.

- Jeszcze nie wiemy. Dodatkowo miałam wizje. Byłam w stalowym kontenerze. Była tam niebieska ściana. Widziałam was wszystkich zamienionych w kamień. Nawet Dereka i Ethana.

- I gdzie teraz jedziemy?

- Tam gdzie Lydia widziała kontenery. Tam jest Scott. - odparł Peter.

- Theo mnie zabije. - westchnęłam.

- Nie powiedziałaś mu? - zapytała Martin patrząc na mnie w lusterku.

- Nie miałam kiedy. Zasnął praktycznie od razu. Miałam zrobić to samo, ale coś mi nie dawało spokoju. Chciałam wyjść do Scotta, ale trafiłam na was.

- Ratujemy przyjaciół. To dobre wytłumaczenie. - powiedziała Lydia puszczając oczko w moją stronę.

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy.
Na miejscu zastaliśmy Scotta, Malię i Deucaliona. Od razu pobiegliśmy w ich stronę.

- Scott! - zawołała Lydia. - Nikt z nas nie przeżyje.

- Co tu robicie? - zapytał McCall.

- Nadchodzą. Monroe i reszta. Są bardzo dobrze uzbrojeni. - wyjaśnił Peter. Rozległy się strzały. Spojrzałam za Scotta i wtedy zauważyłam kto oberwał.

- Tato! - chciałam do niego podejść ale Peter złapał mnie za ramiona skutecznie przytrzymując. Pociągnął mnie w swoją stronę chowając nas za kolumnę. Reszta zrobiła dokładnie to samo. Łowcy zaczęli strzelać również w nas. Byli coraz bliżej. Jeden z nich podszedł z drugiej strony. Wymierzył idealnie w nas. Dzieliły nas sekundy od strzału, ale potrącił go samochód. Znajomy Jeep z jeszcze bardziej znajomym kierowcą.

- Chcieliście to zrobić beze mnie? - zapytał Stiles z uśmiechem.

- Bez nas? - zza rogu wyszedł Derek.

Przemienił się i skoczył na łowców. Spojrzałam na Scotta i dałam mu znak, że powinniśmy zrobić to samo. Wybiegliśmy z ukrycia i zaczęliśmy walczyć. Wszyscy razem. Pokonaliśmy paru łowców, ale reszta wraz z Monroe uciekła z piskiem opon.

- Nic mi nie powiedzieliście. Ani słowa. Nie wierzę.. - oburzył się Stiles. Jednak nie to miałam teraz w głowie. Podbiegłam do mojego ojca i pomogłam mu usiąść.

- Gerard.. najbardziej boi się.. że nie może z wami wygrać. - powiedział ciężko oddychając.

- Tato.. - złapałam go za rękę, a w oczach stanęły mi łzy.

- Jestem z ciebie dumny, Alexandro.. Żałuję, że nie mieliśmy.. więcej czasu. Żyj i bądź szczęśliwa, moja droga. - posłał lekki uśmiech, a jego uścisk dłoni zelżał. Odszedł.

Sacrifice || Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz