|47|

1K 59 3
                                    

Weszłam do domu przyjaciela tym razem w towarzystwie. W środku czekał już nas Scott i Malia. Potrzebowaliśmy pomocy i nie mogliśmy temu dłużej zaprzeczać.

- Dni walki mam już za sobą. - powiedział Deucalion rozglądając się po pomieszczeniu.

- Raz powiedziałeś, że zabijesz każdego kto wejdzie ci w drogę. - przypomniał Scott.

- Mówiłem wiele rzeczy, ale stos trupów urósł tak wysoko, że widzi go nawet ślepiec.

- Czyli co? Zamieszkałeś w grocie i złożyłeś śluby bezużyteczności?

- Zmieniłem się, polecam. Nawet zaczynam tolerować chłopaka mojej córki. I mam mieszkanie.

- Wolałam starego Deucaliona. - westchnęła Malia.

- Gerard nie poprzestanie na Beacon Hills. - wtrąciłam. - Ma na mapie Nemetony całego świata. Wiem, że go znasz i potrafisz przechytrzyć.

- Już go kiedyś pokonaliście. - wzruszył ramionami mój ojciec.

- Ale teraz ma ze sobą całe miasto.

- To nie Gerard zrobił z was wyrzutków tylko wasza moc. Nie on pierwszy zeruje na ludzkim leku przed innością i nie jako ostatni.

- Pomóż nam go powstrzymać. - jęknął Scott.

- Trzeba by go zabić. Wybaczcie, ja już zamknąłem ten rozdział.

- I tyle? Teraz jesteś pacyfistą? Mogłabym poderżnąć ci gardło. - uniosła się Tate.

- Spróbuj. - Malia rzuciła się na Deucaliona, a on jedynie unikał jej ataków. W efekcie sama siebie pokonała.

- Nie pomożesz nam? - zapytał ostatecznie Scott.

- Tego nie powiedziałem. Dam wam parę wskazówek. Oto pierwsza: Musicie obniżyć standardy dla sojuszników.

- Już obniżyłem.

- Niższe niż ja. - odparł Deucalion i wyszedł.

- Niższe? - zapytał Scott.

- A kto próbował cię zabić najwięcej razy? - zapytałam doskonale rozumiejąc słowa mojego ojca.

- Niby kto.. - przerwał, jakby go olśniło. - Peter.

- Spróbujcie jakoś to załatwić, a ja pojadę po Liama i Theo. Mam nadzieje, że jeszcze się nie pozabijali.
Pojechałam do szkoły. Odkąd Liam dowiedział się o ataku zaczęło go nosić, wiec obstawiam, że właśnie chce przesłuchać kogoś ze szkolnych „łowców". Nie pomyliłam się. Krzyki Dunbara dało się usłyszeć już przy samym wejściu. Kierując się jego głosem dotarłam do męskiej szatni. Liam właśnie przyciskał jakiegoś chłopaka do lustra, a Theo stał obok niego z założonymi rękami.

- Ostatnio nie panuje nad gniewem. Zwłaszcza wtedy, gdy ktoś robi coś moim przyjaciołom. - powiedział Liam. Postanowiłam nie wychylać się za bardzo. Mieli sytuacje pod kontrolą, a chciałam zobaczyć do czego wspólnie dojdą.

- Liam. Proszę.. - lustro zaczęło pękać pod siłą nacisku.

- Jestem taki zły! - krzyknął obnażając kły.

- Liam..

- Myślisz, że jesteśmy mordercami? Może powinienem cię zabić? Może powinniśmy!

- Naprawdę chcesz go zabić? - zabrał głos Theo. - Mi to wszystko jedno, ale przemyślałeś to chociaż? Gdzie ukryjesz ciało?

- Mam to gdzieś..

- Ja też, ale daj sobie pomóc. Mam doświadczenie. Musimy zabić też świadków, załatwić łopaty, worki i piłę. - wymieniał Raeken. Liam odsunął chłopaka od lustra i rzucił go na ziemie.

Sacrifice || Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz