|37|

1.2K 71 6
                                    

Canaan to miasto w Kalifornii w niewielkiej odległości od Beacon Hills. Próbowałyśmy się dodzwonić do urzędu miasta ale niestety nikt nie odbierał. Jedyne co było wiadome, to położenie na mapie, która z resztą miała 30 lat. Nie powstrzymało to zapału Lydii i nadal była nastawiona na podróż do Canaan. Wraz ze Scottem i Malią postanowili pojechać tam po szkole. Ja niestety musiałam sobie odpuścić. Po zajęciach miałam trening, a potem byłam umówiona z Brettem. Dzisiaj wraz ze swoją drużyną był ostatni dzień w Beacon Hills i chciałam wykorzystać możliwość spędzenia z nim czasu.

Dzisiejszy trening przypominał biegi przełajowe. Moim zadaniem było znalezienie Deucaliona w jak najkrótszym czasie wykorzystując słuch do zlokalizowania, zwinności do pokonania chociażby konarów oraz pełnej prędkości. Stałam przed rezerwatem gotowa do działania. Usłyszałam ryk Alfy i od razu ruszyłam w kierunku źródła. Sprawnie przeskakiwałam wszelkie przeszkody i nie zatrzymałam się nawet na chwilę. To była dla mnie idealna kuracja. Przyroda w swej prymitywnej czystości jest w równowadze, ma tę kompletność, do której my, ludzie, dążymy. Czułam harmonię, jakiej dotąd nigdzie indziej nie doświadczyłam. W mieście nie zwracamy już na nią uwagi. Kończy się dzień i automatycznie zapala się światła. Przyroda pomaga poszerzyć świadomość, i moja zdawała się nagle ogarnąć całość. Każde drzewo, każda gałąź, a nawet jedno źdźbło trawy miało swoją historię. Po lekko zapadniętej trawie mogłam wywnioskować, że ktoś tędy przechodził. Nauczyłam się zauważać takie rzeczy i działać ze śladami więc w mgnieniu oka nakierowałam się w miejsce, gdzie czekał na mnie Deucalion.

- Minuta trzydzieści. - powiedział spoglądając na zegarek. - Poprawiłaś czas o pół minuty. Aż sam jestem w szoku.

- Jeszcze nigdy nie czułam takiej jedności z naturą. - stwierdziłam poprawiając włosy.

- Jako wilkołaki mamy związek z przyrodą, ale nie każdy potrafi to wykorzystać. Na szczęście ty masz to opanowane.

- Racja... - zmarszczyłam brwi czując znajomy zapach. Byłam prawie pewna, że należał do niego, ale to nie było możliwe. Theo nie było, nie ma i nie będzie.

- W porządku?

- Tak. Wydawało mi się.. Nieważne. Coś jeszcze mamy w planach?

- Na dziś możemy już skończyć.

Jeszcze chwilę porozmawiałam z Deucalionem po czym udałam się do domu. Wzięłam prysznic i ubrałam czystą bieliznę, czarne legginsy i białą bluzkę z odkrytymi ramionami. Na nogi wsunęłam białe vansy i kierując się do wyjścia zgarnęłam torebkę z komody. Pod domem czekał już na mnie Brett. Miał na sobie niebieską dżinsową koszulę i czarne spodenki do kolan. Włosy standardowo były ułożone w pozornym nieładzie. Czasami zastanawiałam się jakim cudem jeszcze nikogo nie znalazł.

- Ktoś tu ma dobry humor. - zaśmiał się obejmując mnie na przywitanie. - Udany trening?

- Wyjątkowo tak. Pełne skupienie i nowy rekord. - uśmiechnęłam się.

- No proszę. W takim wypadku zapraszam na wspaniały deser. - powiedział i wystawił swoje ramię, które chętnie ujęłam.

Poszliśmy do najlepszej kawiarni w mieście, która znajdowała się niedaleko szkoły. Zajęłam miejsce przy stoliku na patio, a Brett poszedł złożyć zamówienie. Po chwili wrócił w towarzystwie kelnerki, która niosła tacę z naszym zamówieniem. Położyła na stoliku dwa talerzyki z ciastem oraz dwie kawy rzucając mi przy tym wrogie spojrzenie. Na odchodne uśmiechnęła się do chłopaka i zniknęła za drzwiami.

- Czy to piernikowe latte? Tak poza okresem świątecznym? - zapytałam biorąc łyk napoju.

- Ma się ten urok. - powiedział wskazując na swoją twarz.

- I już wiadomo dlaczego chciała zabić mnie wzrokiem. - westchnęłam i zjadłam kawałek ciasta. Sernik był od dziecka u mnie na pierwszym miejscu. Jak byłam mała często piekłam go z mamą. Niestety z wiekiem przestałam mieć na to chęci.

- Wiem, że nie lubisz o tym rozmawiać.. ale jak się trzymasz po sprawie z Raekenem? - zapytał Brett posyłając mi smutne spojrzenie.

- Stało się, jak się stało. Muszę nauczyć się z tym żyć. - wzruszyłam ramionami. Wkurzało mnie, że każdy traktował mnie jak porcelanową lalkę.

- Szczerze? Spodziewałem się wyzwisk, a tu proszę..

- Mogłabym nazwać go tym najgorszym.. ale budził we mnie to, co było najlepsze. - przyznałam bawiąc się serwetką. Nie mogę go przecież oceniać jedynie za te złe rzeczy, których się dopuścił. Mimo wszystko to przy nim czułam się szczęśliwa. I żałuję, że wtedy porządnie się w niego nie wtuliłam, że go nie pocałowałam. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że to ostatni raz kiedy mogę to zrobić.

- Miłość jest do kitu.

- Miłość jest piękna, ale potrafi dać porządnego kopa w dupę na dzień dobry i do widzenia.

Dokończyliśmy deser i powoli zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Przeszliśmy kawałek cały czas rozmawiając, aż nie przerwał nam dzwonek mojego telefonu. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie Liama. Co on znowu zrobił..

- Niechętnie, ale słucham. - powiedziałam przykładając urządzenie do ucha.

- Hej, Alex. Słuchaj.. Jesteś zajęta?

- Jestem z Brettem, a czemu pytasz?

- Jesteś mi mega potrzebna. Brett zrozumie.

- Liam, co odwaliłeś? - zapytałam stając w miejscu. Przyjaciel nawet nie wydawał się zdziwiony wiedząc z kim rozmawiam.

- Wiesz, ktoś musi zająć się miastem gdy wyjedziecie więc podjąłem decyzję jak na lidera przystało. Błagam, przyjedź. - powiedział i się rozłączył. Decyzja jak na lidera przystało.. On znowu wpadł na jakiś głupi plan.

Przeprosiłam przyjaciela, który na szczęście zrozumiał sytuację. Pożegnaliśmy się i ruszyłam w przeciwnym kierunku, do domu Scotta. Ciekawiło mnie na jaki pomysł wpadł Liam. Bałam się trochę, bo od kiedy zrozumiał, że kiedyś i tak wyjedziemy, a ochrona miasta spadnie na jego barki, jego decyzję przestały być właściwe. Działał pod wpływem presji i jedynie Hayden czasami udawało się go sprowadzić na dobrą drogę. Znalazłam się przed domem McCalla. Liam już czekał przy drzwiach, a gdy mnie zobaczył szybko do mnie podbiegł zatrzymując mnie w połowie drogi.

- Co znowu zrobiłeś? - zapytałam zakładając ręce na klatce piersiowej. Chciałam przejść, ale ponownie stanął mi na drodze.

- Pamiętaj, obiektywność jest najważniejsza.. - zaczął, a ja już po tym wiedziałam, że to co czeka mnie w domu nie jest zbyt dobre.

- Liam..

- Chodzi o naszych przyjaciół. To też jest ważne.

- Możesz mi powiedzieć co odwaliłeś? - uniosłam głos zaczynając się denerwować.

- I bez nerwów. To też... - nie skończył, bo popchnęłam go dosyć mocno na ziemie i skierowałam się do domu Scotta.

- Dobra, co jest tak fatalne, że nie chciałeś mnie.. - zaniemówiłam. Stanęłam w progu drzwi i nie wiedziałam co zrobić. Co chwile otwierałam usta po to by je zamknąć. Nie potrafiłam wydusić nawet słowa. Jednak mój węch, dziś w lesie, mnie nie mylił..

- Zanim cokolwiek zrobisz. Wysłuchaj nas. - powiedziała Hayden. Wzięłam głęboki oddech i w końcu zabrałam głos.

- Co on tu robi? - zapytałam nie spuszczając z niego wzroku.

- Miłe powitanie. - odparł uśmiechając się w ten swój czarujący sposób. Pieprzony Theo Raeken.

----

Nareszcie wrócił 🥺

Zachęcam do zostawienia śladu po sobie ☺️

Enjoy!

V.

Sacrifice || Theo Raeken Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz